Czas zacząć ostatni rozdział tej wyprawy. Zdjęć będzie mniej bo jakoś nie mam nastroju...
Wieczór 21 lipca przyszedł bardzo szybko. Za szybko. Jutro wyjazd. Czas pożegnań i tęsknoty ale też i planowania . Ale nim nadszedł świt obudził nas... wiatr, który z każdą godziną przybierał na sile. Do rana jeszcze daleko a ja już się martwię czy nie odlecimy i jak się spakujemy. Gwizd, świst, alarmy w autach a to przez lecące z drzew szyszki, jakieś głosy, sprawdzanie dobytku, latające materace itd. Do tego wszystkiego słychać grzmoty-nieźle myślę sobie. Po powrocie wyczytałem, że było załamanie pogody.
LINK (link poprawiony przez moderatora Leszka Skupina, żeby tekst relacji się za bardzo nie rozjeżdżał)
Temperatura leciała na łeb-na szyję jak widać na załączonym obrazku.
Byle do rana.
Rano piękne słoneczko ale bardzo silny wiatr. Całe szczęście, że nie pada. Śniadanie na trawie, suche rzeczy przynajmniej można śmiało pakować. Ciekawe jak wytrzyma drogę pół spreżyny... Przed nami cała doba jazdy-non stop. Że też powrotna droga musi się tak dłużyć.
Nie darowałem sobie jednak zobaczenia co ten wiatr wyprawia nad wodą.
Stąd kilka fotek bez komentarza.
Spokojna wcześniej przystań buja niemiłosiernie łupinkami łodzi.
(wiem, wiem, szum...)
Kolor tej wzburzonej wody...
Na tle gór, i te tumany białych chmur...
Ten widok był przepiękny.
A dalej jeszcze w miarę czyste niebo
Tak stałem i podziwiałem, cały mokry, a później w aucie cały biały
Dopełnieniem tego pięknego widoku szalejącego żywiołu były wyrzucane na brzeg skarby morza...aż nie chciało się wracać. Chwila zapomnienia przed podróżą.
Dochodzi południe. Chcąc nie chcąc czas ruszać.
-Wszyscy są?
-Są.
-Jedziemy?
-Nooooo...
Zbiorniki napełnione zostały w drodze powrotnej z wczorajszej wycieczki do Zadaru. Jeszcze tylko klakson na pożegnanie i w drogę. Posedarje i już jesteśmy na A1. Strasznie buja autami. Motocyklistą rzuca od ściany do ściany. Dobrze, że zamontowane są ekrany. Po drodze widać w oddali słynny czerwony most. Teraz to już normalnie można rozwinąć pierwszą prędkość kosmiczna...przez jakieś 5 km Przy drodze świecą się znaki ostrzegające przed korkiem i z zalecaną prędkością 40 km/h. Nie jestem pierwszy raz więc luzik. Jakoś to przeżyję Ale tego widoku, który zobaczyłem to uuuuu, to się nie spodziewałem. A wszystko oczywiście przez brak drugiej nitki tunelu. Praca wre więc już za rok, ale 1,5 godziny stracone.
Przy drugim tunelu (Mala Kapela, jedna nitka) gdzie obowiązuje ruch dwustronny nie ma już jednak takiego problemu.
Pogoda za drugim tunelem zmienia się na typowo polską-mży i chmury. Dobrze, że widoki przynajmniej są ciekawe
Następny problem i zator to bramki przed Zagrzebiem. Naliczyłem 10 budek a korek był na jakieś 3 km. Wolno a przed nami jeszcze ponad 1200 km. Nie lubi, nie lubi....
Pierwszy zbiornik pusty-LPG w Gorican do pełna i do granicy. Letenye. Opuszczamy nasz ukochany skrawek świata. Jest 17:50.
Dalej to już tylko nuda...
Jedziemy drogą 86 na Rajkę (Cro.pl bezcenne).
Rajka 21:40
Potem Bratysława (ładna po ciemku) i na Zwardoń. W PL meldujemy się o 1:30. I tak-po pierwsze primo szok jeśli chodzi o drogę Skalite-Zwardoń (roboty) a potem po drugie primo droga Zwardoń-Żywiec (remont i objazdy). Kolejne ciekawostki to pogoda (9 stopni, mgła, deszczyk) i cena LPG (2,30 zł/l). całe szczęście, że nie jechaliśm dzień później. W tym rejonie opady deszczu spowodowały powstanie fali powodziowej i były miejscowe podtopienia. Ulewa zaczęła się dla nas już od Bielska -Białej i tak przez cały Śląsk i A4. Na A4 też nieźle namieszane z objazdami-wrrrr.
Od Bełchatowa już się przejaśnia i dnieje. Budzi się ten z tyłu i coraz częściej pada żelazne pytanie: daleko jeszcze?
Zostaje coraz mniej kilometrów do pokonania. Stojąc w korku przy budowanej A1 Nowe Marzy (ruch wahadłowy) rozmarzyłem się, że już niedługo pojadę przez PL nie w 10 a powiedzmy w 6 godzin....ehhh. Teraz to i tak nie ważne.
Jutro do roboty i w radio usłyszę, że na tym zwężeniu TIR nie wyhamował i wcisnął stojącą prawidłowo w korku osobówkę w tył innego TIR-a. Dwie osoby zginęły na miejscu
Zmęczeni ale pełni pięknych wspomnień. Gaszę silnik w Gdańsku o 12:20
Żeby nie kończyć tak ponuro to jeszcze tylko śmieszny akcent na koniec-otwieram bagażnik i wylatuje cykada...