Końcówka każdego roku to dla nas intensywne planowanie kolejnych wyjazdów.
Tak było oczywiście i pod koniec 2018r.
Majówka.
Udało się raz – trzeba myśleć o kolejnej.
Zaczynamy jak zawsze od zebrania Załogi.
Większość zgłaszała akces właściwie już dawno.
Jako pierwszy Robert – chyba na swój sposób wsiąkł w żeglarstwo w poprzednim maju.
I – jak sam twierdził – chciał zobaczyć jak to właściwie na tym jachcie jest – bo z pierwszego rejsu niewiele pamięta – ot, taki szok pierwszego razu.
Tym razem nie pojedzie z nim żona Ewa ale w zamian zabierze brata Darka.
Zgłasza się również kolejne małżeństwo.
Czyli już jest szóstka.
Kolejni – Monika i Tomek – po krótkiej rozmowie z nami również zdobywają się na odwagę wyjazdu.
Czyli komplet – tak mi się wydawało.
Można rezerwować Stellinę!!!
Końcówką grudnia wysyłam maila z zapytaniem o jacht i ....przykra niespodzianka.
Pavla odpisuje że Stellina ........ zajęta!!!!!
To czym my będziemy pływać????????????
To pytanie oczywiście kieruję do Pavli – i otrzymuję w odpowiedzi kilka ofert.
Wśród nich nowiutki jacht, będziemy pierwszymi czarterującymi.
Ma klasyczny grot – to był warunek konieczny – OK., nie będę wybrzydzać, biorę.
Zobaczymy jak się pływa jednostką sprowadzoną prosto ze stoczni.
Kilka tygodni przed wyjazdem okazuje się że małżeństwo z naszej Załogi nie może pojechać.
Zwalniają się dwa miejsca.
Jedno z nich natychmiast zajmuje znana Wam Kasia.
Zostaje jeszcze jeden wakat.
Wrzucam ogłoszenie na FB z informacją że mam wolną koję i w ten sposób ekspresowo rekrutuję ostatnią Załogantkę Marię.
Jest komplet – czas zabrać się za resztę przygotowań.
Tradycyjnie – wielkie zakupy, gotowanie, pakowanie.
W czwartek 25 kwietnia pakowanie busa.
Odwożę jeszcze nasze córy z kanarzycą do babci – ich szkoła strajkuje więc wyjeżdżają na wieś leniuchować, jeździć konno i bawić się.
Wreszcie nadchodzi piątek, 26 kwietnia.
Przed 16 zjawiają się u nas : Kasia, Monika, Tomek i Robert.
Z Kapitanem ubrani jesteśmy w szczególne koszulki.
Punkt 16 cała szóstka siedzi w busie.
Przygodę czas zacząć!!!!!
Za kierownicą czuję, że TO nareszcie się dzieje!!!!
Oczywiście jak to zawsze na majówkę podróżujemy w strojach klasycznych no wiecie...
Tak jest nam ciepło i wygodnie – nie wiem jak reszta ale ja nienawidzę siedzieć naście godzin w grubszych butach – nie ma to jak sandałki na podróż a poza prowadzeniem po prostu na bosaka.
Pierwszy przystanek mamy w okolicach Miejsca Piastowego – podejmujemy tam naszą Marysię.
I prawie natychmiast informujemy ją o obowiązkach jakie będzie miała na jachcie.
Otóż: gotować Marysia nie musi.....sprzątać też nie......a tu jest mapa, na niej zaznaczone wszystkie porty w Chorwacji ze sklepami...więc w każdym sklepie kupi Marysia 5 kg cukru i paczkę drożdży i na jacht, na jacht!!!!!
Droga pusta, w Słowacji tradycyjnie omijamy te 20 km autostrady, wpadamy na Węgry.
Już noc, grzecznie zmierzamy do kolejnego przystanku.
Lotnisko w Budapeszcie.
Tu podejmujemy Darka czyli brata Roberta.
Pod lotniskiem szybka akcja i już w komplecie jedziemy do celu.
Jednak nie całkiem prostą drogą.