Potrzebę zabierania tych wszystkich pierdół, o których piszecie najpiękniej weryfikuje wyprawa na camping samolotem.
Odbyłem takie trzy, więc mam porównanie. Jasne, o wiele wygodniej mieć na campingu przydatne przedmioty, jednak życie pokazuje, że ich przydatność bywa różna.
Natomiast upierdliwość związana z kompletowaniem sprzętu (chociaż to może najmniejszy problem, bo to w sumie przyjemne i pozwala zapomnieć o szarej codzienności) a w szczególności z jego ciągłym pakowaniem, rozpakowywaniem i przewożeniem jest na tyle spora, że warto pomyśleć o "liście minimum", a nie "liście maksimum". Okazuje się bowiem, że bez wielu przedmiotów można przeżyć, a co więcej dzięki ich brakowi można nawiązać fajne relacje z mieszkańcami campingu :@)