DZIEŃ 5 - 26.06.2024Sprawa z rezerwacją powiedzmy, że się wyjaśniła. Dostałam wiadomość z obsługi klienta, że przepraszają nas i powiadomią właściciela, żeby nie pobierali od nas tej opłaty. Napisałam też do właściciela, że nie potrzebuję ich pościeli (ciekawe w ogóle ile takie wypożyczenie mogło kosztować, ale bałam się spytać)
i że po uzgodnieniu z bookingiem nie chcemy płacić za to sprzątanie
. No i napisałam im też że my i tak nie mamy zamiaru zostawić po sobie bałaganu (nie mamy w zwyczaju).
Odpisali że ok.
Wracamy na razie do naszego pierwszego miejsca pobytu, w Bitonto. Nie wiem czy wcześniej wspomniałam, dostaliśmy vouchery na śniadania, lecz na razie z nich nie korzystaliśmy. W końcu jednak nasza gospodyni nas pogoniła, więc dzisiaj skorzystamy (uprzednio jednak jedząc w domu małe śniadanie, bo nie jesteśmy przyzwyczajeni do słodyczy od samego rana). Współpracująca z naszą gospodynią kawiarnia jest na sąsiedniej ulicy i oferuje bardzo pyszne cornetti.
Nie będzie zbyt dużo zdjęć z dzisiaj, bo jedziemy obejrzeć Grotte di Castellana, a tam możliwość fotografowania jest ograniczona. Można tam zaparkować tuż pod nosem,ale znajdujemy standardowo bezpłatny parking w odległości dziesięciu minut. Nie kupowałam biletu przez internet (a chciałam) bo trzeba się było zalogować, to niech się wypchają
. Ponieważ w ciągu dnia jest bardzo mało wejść z językiem angielskim, zdecydowałam, że dołączymy do wycieczki włoskiej, tych wejść jest bowiem dużo więcej. Załapujemy się na pierwsze. Czekamy pod dachem, nie wiem czemu w internecie ktoś kłamliwie narzeka, że trzeba czekać na swoje wejście w skwarze.
Zadaszenie nie wygląda na nowe, więc raczej jest od dawna.
Dodatkowo otoczenie budynku pustynne raczej nie jest.
Wreszcie możemy ustawić się do wejścia.
Podobno można robić zdjęcia tylko na samym początku wycieczki, ale dokładnie to nie wiedziałam dokąd można.
Przejście po wszystkich grotach trwało około 1,5 godziny, a dodatkową atrakcją był kot, który nam towarzyszył.
Odpoczywamy chwilę na ławce, jemy kanapki i wracamy.
Za każdym razem gdy wjeżdżamy na naszą ulicę mijamy ten kościółek, więc robię mu zdjęcie.
Po południu odwiedzamy plażę miejską w Bari, która ma bardzo uroczą nazwę – Pane e pomodori
. Parking kosztuje 1 euro za cały dzień. Gdy przyjeżdżamy jest dość pochmurno, a piasek i brzeg plaży nie wyglądają zachęcająco – pełno wodorostów i innych takich.
Ale trzeba wejść do wody i kawałek dalej jest już przejrzyście. Mamy ze sobą materac i dobrze się bawimy. W ciągu dnia i gdy jest bardziej słonecznie, ludzi pewnie jest dużo więcej, nie wiem czy wtedy by się nam podobało.