napisał(a) jotem » 12.09.2008 15:06
Byliśmy w Plitvicach 3 września - czyli raczej nie w szczycie sezonu.
Miejsce warte zobaczenia - to na pewno. Jednak logistycznie to jest porażka.
Wjazd - pobieramy żeton. Miejsce parkingowe znaleźliśmy gdzieś na leśnej ścieżce - czyli w głębi parkingu - wybór i dojazd oraz ustawienia samochodów - opiera się na totalnej samowlce kierowców - a raczej możliwościach ich pojazdów - nie każdy wjedzie na wysoko wystający korzeń itp
Dobra.
Wysiadamy, kierujemy się do kasy zakupić bilety. I tu...coś nas tknęło - budka z napisem "Parking payment" ??? Hmmm pytam jak się płaci za parking - bo przekonani byliśmy, że wyjeżdżając wrzucę żeton, podam kasę i szlaban się otworzy. A tu..zdziwko: żeton nalezy podać w "parking payment" pani zczyta ile się należy. rozmagnesuje i odda. Od tego momentu jest 20 minut aby opuścić parking:) Tyle...., że nasz żeton został w aucie:))) Extra!
Idziemy zwiedzać. Kolejka czeka, jest kilka wolnych miejsc - wsiadamy. Niestety nikt nie wie kiedy kolejka ma odjechać, kierowcy brak za to upał w środku niemiłosierny. W końcu o jakiejś zupełnie nieregularnej godzinie (za dwadzieścia... któraś) kolejka rusza.
Wysiadamy, puszczamy wycieczkę niemieckich emerytów przodem, tak aby mieć luz. Istotnie przez chwilę jest spokojnie - można popatrzeć oczy nacieszyć, pofotografować. Ale... po chwili widocznie kolejna kolejka uwalnia ze dwie wycieczki i tłum nas niemal pochłania. Przy "większych" atrakcjach (wodospady) zdarza się, że ruch odbywa się w dwóch kierunkach - szerokośc kładek jaka jest - każdy wie - jak mijały się 3 osoby i np w tym jedna z wózkiem...tylko czekałam jak ktos dołączy do...pstrągów:))) Najgorzej było przy dojściu do przystani - tam miałam wrażenie, że ilośc ludzi wymusi ...po dwa pasy ruchu w jedną strone na... tej kładeczce szerokości 1 metra:)
Kończymy wycieczkę - jest...budeczka "gastronomiczna" - oprócz picia nie ma tam absolutnie nic. Bogactwo asortymentu ---prawie jak u nas w stanie wojennym;)
Wracamy na parking. Mąż idzie szukać auta, ja zostaję w pobliżu budek płatniczych - po dłuuzszej chwili podjeżdża - biorę żeton i udaję się, do budki, żeby zapłacić, mąż zostaje w samochodzie - bo musi stać.... właściwie na środku przejazdu.
Nie ma jednak tak lekko - okienko zamknięte, pani w budce odwrócona plecami. Czekam, pukam. W międzyczasie kolejka rośnie - najpierw wzdłuż a potem... puchnie wszerz. Pani zaczyna liczyć pieniądze - okienko zamknięte.
Wreszcie się udaje, płacę i zmykam do samochodu.
Kto do licha wymyśłił taki kretyński system??? Zamiast żeton oddawać przy szlabanie wyjazdowym, płacić i ...papa, to takie rajdy?? Logistyczna porażka - nie jedyna w Chorwacji zresztą.
Tym, którzy nie byli, a się wybierają.....
1.zabierzcie żeton z samochodu,
2.i raczej jedźcie...czy ja wiem w marcu?;) - inaczej wycieczki wszelkich nacji spowodują więcej zmęczenia niż radochy ze zwiedzania.