Deszczowe Sorrento13 październik, nasz ostatni pełny dzień w Sorrento, upłynął leniwie ...
Deszcz, który z niewielkimi tylko przerwami padał cały dzień, skutecznie storpedował nam plany. A mierzyliśmy wysoko, jakieś 1.200 m. n.p.m.
.
Zamierzaliśmy wjechać kolejką linową z Castellammare di Stabia na Monte Faito, najwyższy szczyt gór Lattari i zajrzeć na dwa punkty widokowe - jeden w stronę Zatoki Neapolitańskiej, a drugi na Zatokę Salerno.
Nie wyszło, trudno. Zostanie na następny raz. I tak mamy jeszcze kilka rzeczy do zrobienia w Kampanii
.
Jeszcze przed południem pojawia się pierwsza okazja na wyjście z pokoju. Chwilowo nie leje
.
Deptak Corso Italia szybko zapełnił się ludźmi.
W bocznych uliczkach też tłoczno
.
Chcemy przede wszystkim zrobić jakieś zakupy na obiad, bo skoro już nas uziemiło na miejscu to chociaż sobie popichcimy we włoskim stylu. Przy okazji zaglądamy w parę miejsc, które będąc w Sorrento wypada odhaczyć
.
Najciekawsze to Vallone dei Mulini - dolina opuszczonych młynów.
Głęboka dolina, która dzieli współczesne Sorrento na pół, powstała około trzydzieści pięć tysięcy lat temu po gwałtownej erupcji wulkanu Campi Flegrei. Dolinę wyrzeźbiły dwie rzeki: Casarlano-Cesarano i S. Antonino.
Kamienne młyny na dnie doliny zbudowano w XIII wieku, jeszcze wcześniej postawiono tu tartak. Kres ich działalności nastąpił wraz z wybudowaniem w 1866 roku Piazza Tasso, kiedy to zasypano cześć wąwozu odcinając go całkowicie od morza.
To już Piazza della Vittoria i punkt widokowy przy hotelu Bellevue Syrene.
Jeszcze jeden punkt widokowy znajduje się na łuku Via Luigi de Maio, kawałek za Piazza Sant'Antonino.
Nie zdążyliśmy się nawet dobrze rozejrzeć, kiedy zaczęły spadać pierwsze krople deszczu z każdą sekundą przybierającego na sile .
No to w nogi. I tyle było ze spacerowania
.
Drugą próbę podjęliśmy wieczorem. Kontrola sytuacji pogodowej za oknem ...
i ruszamy
.
Robimy rundkę po uliczkach zaglądając do licznych sklepików.
Najwięcej uwagi poświęcam tym razem sandałkom
.
I oczywiście ozdobom świątecznym
.
Znowu zaczyna padać
.
Buonanotte Sorrento. Idziemy się pakować
.
P.S.
Na liczniku raptem 8 tys. kroków
. Takie leniwe dni podczas urlopów prawie się nam nie zdarzają
. A już spędzane przed telewizorem praktycznie nigdy.
Tego urządzenia w zasadzie mogłoby nie być na wyposażeniu i nawet bym nie zauważyła... W Sorrento był telewizor i był też netflix i zaryzykuję stwierdzenie, że mimo lipnej pogody i popsutych planów ten zestaw uratował nam dzień. I żeby pozostać w deszczowym temacie to był dzień z
Wielką Wodą .
Netflixa nie mamy, ale serial, który dosłownie chwilę wcześniej miał tam swoją premierę bardzo chciałam obejrzeć, bo jako urodzona wrocławianka mam do tematu bardzo osobisty stosunek. Okazja niespodziewanie nadarzyła się sama
.
Całe szczęście Włosi nie zrobili dubbingu i ograniczyli się tylko do wrzucenia napisów. Tak jak się spodziewałam serial nie zawiódł, a deszczowy czwartek minął nie wiadomo kiedy
.