Torre Del Lago PucciniNasz toskański urlop zdążył już minąć półmetek, czas więc najwyższy zafundować sobie dzień plażowy
.
Chodziło mi wprawdzie po głowie, żeby ten dzień przeznaczyć na zobaczenie Cinque Terre (trenitalia jedzie z Pizy do La Specia nieco ponad godzinę) ale ostatecznie postawiliśmy na
nicnierobienie.
Paweł stwierdził potem, że to był najbardziej męczący dzień podczas całego wyjazdu
.
Ponieważ zależało nam na dużym kawałku plaży bez bezpośredniego siąsedztwa rzędu leżaków i parasoli wybór padł na miejscowość Torre Del Lago Puccini, ok 10 minut jazdy
regionale z Pizy w kierunku Viareggio.
Plaża, mimo że to
spiaggia libera, całkiem czysta, a miejsca do rozłożenia się dużo.
Leniwie spędzamy tu parę godzin.
Błogi spokój zakłócają tylko plażowi sprzedawcy. Są naprawdę upierdliwi. Ponieważ nasz plażowy ekwipunek przedstawia się dość skromnie, panowie za wszelką cenę postanawiają wcisnąć nam a to parasol, a to wielki koc plażowy, piłkę, latawiec itp. itd.
O ile powyższy asortyment jest na plaży całkowicie zrozumiały, to zachodzę w glowę po co ktoś miałby sobie tu kupować takie .... beczułki?
.
Zainstalował się nawet market obwoźny
.
Na koniec robimy sobie jeszcze spacer plażą w kierunki strefy leżakowej.
Wracając wysiadamy na stacji Pisa S.Rossore i przez Pole Cudów i centrum Pizy wracamy do B&B.
P.S. Ten dzień miał jeden nieprzyjemny incydent
.
Kiedy siedzieliśmy już w pociągu Paweł zorientował się, że nie włożył baterii do aparatu. Postanowiliśmy wysiąść i wrócić po nią do pokoju, bo przecież do tylko 2 minuty, a pociągi jeżdżą co ok. pół godziny. Skoro została nam jeszcze chwila czasu wstąpiliśmy na cappuccino do baru na dole. Lokal niczym się nie wyróżniał, bar jak bar. Cennika nie było, ale my jakoś szczególnie za cennikiem nigdy się w takich miejscach nie rozglądamy, bo za cappuccino zawsze płaciliśmy 1,20, 1,30, no max 1,50€.
Tym razem dwie filiżanki kosztowały nas 10 euro
. Żeby jeszcze ta kawa chociaż dobrze smakowała
.
Paweł pocieszał się potem, że nie byliśmy jedyni
.
Średnia 1,3 ze 144 opinii
.
Bar Gambrinus to z pewnością jeden z
rekordzistów na google maps. Omijajcie szerokim łukiem.
Człowiek uczy się na błędach, potem już sprawdzałam googlową średnią zanim gdziekolwiek weszliśmy
.
Wychodząc wtedy z tego Gambrinusa zatęskniłam za południową Italią...