31.05, StromboliDo portu San Vincenzo przypływamy ok. 17.15. Statek ma zabrać nas z powrotem o 20.00, mamy więc do zagospodarowania ok 2,5 godziny wolnego czasu. Niewiele biorąc pod uwagę jaki mamy plan
.
Chcemy podejść na punkt widokowy na wysokości 290 m npm. Wspinaczka po Stromboli bez przewodnika możliwa jest do wysokości 400 m npm. Wyżej indywidualne wycieczki ze względów bezpieczeństwa są zabronione.
Oczywiście biur i agencji organizujących wejścia na wulkan jest tu bez liku
.
Wg. google maps nie ma szans, żebyśmy wyrobili się w czasie, nawet jeśli założymy, że schodzi się nieco szybciej niż wchodzi
. Ale jak to, my nie damy rady
Po drodze wstępujemy jeszcze do
Nonny Antoni na szybkie arancini i piwko.
Uwielbiam takie miejsca, gdzie włoskie nonny wykarmiwszy gromadkę dzieci i jeszcze liczniejsze grono wnucząt ciągle znajdują przyjemność w karmieniu innych. Nie ważny jest tu wystrój, liczy się smak i sprawdzone od lat przepisy
.
Z uwagi na szybkie tempo marszu zdjęć mamy niewiele. Za siebie oglądamy się tylko od czasu do czasu
.
Ścieżka, którą idziemy, jest niewymagająca, więc szybko połykamy kolejne metry.
Stromboli jest nieprzerwanie aktywny. Seryjnie, co kilkanaście minut wyrzuca w powietrze gazy, popioły i lapille. Silne erupcje z wyciekiem lawy zdarzają się jednak bardzo rzadko.
Szansa, że Stromboli zaprezentuje nam próbkę swoich możliwości jest więc duża. Naszą szybką wspinaczkę wulkan postanowił nagrodzić małym
bum .
Sciara del Fuoco - stromy żleb, którym spada do morza wyrzucany podczas erupcji materiał, a czasami spływa też lawa.
Pora wracać. Nie mamy jednak wątpliwości, że na Stromboli będziemy chcieli kiedyś wrócić na dłużej.
Zdążyliśmy na czas
. Statek dopiero przybija po naszą grupę.
Wypływamy w morze.
To jednak jeszcze nie koniec atrakcji
.