07.06, PożegnanieUprzedzam, że odcinek będzie mało zdjęciowy, a mocno przegadany. Sporo mam wspomnień związanych z powrotem
.
Nasz sycylijski urlop niestety dobiegł końca
. Nie powiem, że szybko, bo jak myślę o lądowaniu w Palermo i pierwszych dniach w Cefalu to mam wrażenie, że to było wieki temu.
Poranek spędzamy głównie na pakowaniu bagażu. Mamy jedną sztukę więcej, bo żeby przewieść kupione butelki i słoiki z sycylijskimi skarbami dokupiliśmy bagaż rejestrowany. Jeszcze tylko obowiązkowe ważenie i możemy wychodzić.
Z nostalgią zatrzaskuję drzwi
casy, która gościła nas prze cztery ostatnie dni. Dobrze nam tu było
.
Swoje kroki kierujemy prosto do "naszego" baru. Zamawiamy kawę, a że czasu do odjazdu autobusu jeszcze trochę zostało to bierzemy też po granicie. Aż trudno mi uwierzyć, że podczas pierwszego pobytu na Sycylii ta lokalna specjalność jakoś nieszczególnie przypadła nam do gustu.
Żegnając się właściciel baru pyta nas czy odwiedzimy jeszcze kiedyś Scicli? Naprawdę bardzo bym chciała
Niech tylko trafi się okazja
.
Meldujemy się na przystanku. Moja natura czarnowidza sprawiła, że mocno obawiałam się tego dojazdu na lotnisko. Wiele razy przerabiałam w głowie scenariusze, że autobus się spóźni, albo jeszcze gorzej, nie przyjedzie wcale i będziemy zmuszeni gnać taksówką za grube euro
.
Nic z tych rzeczy, autobus przyjeżdża, a przed terminalem wysiadamy punktualnie jak rozkład przykazał
.
Tutaj zaczyna się nasz długi powrót do domu. Katania nie ma niestety bezpośredniego połączenia z Wrocławiem. Zdecydowaliśmy się na lot wizzairem do Krakowa nie płacąc nic, bo cenę biletów udało się pokryć punktami, jakie zbierają się nam na koncie wizz jako zwrot 5% (wcześniej 10%) kwoty rezerwacji dokonywanych na booking.com.
Zbliża się godzina boardingu, ale przy bramce kompletnie nic się nie dzieje. Tablice nie pokazują informacji o opóźnieniu, chociaż wiadomo już, że takowe będzie, bo samolot, który ma zabrać nas do Krakowa jeszcze nawet nie wylądował. Z ok. półgodzinnym poślizgiem zajmujemy w końcu miejsca w samolocie.
Siedzimy już dłuższą chwilę, zniecierpliwienie nasze i współpasażerów narasta. Pilot informuje, że nie wiadomo kiedy wystartujemy, bo czekamy na wolny korytarz
. Mijają kolejne minuty, a my ciągle stoimy na płycie podziwiając przez okno Etnę.
Mieliśmy wystartować o 16.40, a tymczasem notujemy już ponad godzinne opóźnienie
.
Nie jest dobrze, bo w torbie mamy bilety na flixbusa z Krakowa do Wrocławia na godzinę 21.15
.
Ufff, w końcu kołujemy, jeszcze jest cień szansy.
Machamy wybrzeżu Sycylii
i zanurzamy się w chmurach.
Cały ten lot to w zasadzie nerwowe spoglądanie na zegarek. Nareszcie są Balice, lądujemy. 20:05, 20:06, 20:07 a my ciągle siedzimy w samolocie.
Ostatnią naszą szansą, żeby zdążyć na autobus jest pociąg odjeżdżający z lotniska koło 20:30. Ciągle nie tracimy nadziei. Pędzimy do stanowiska odbioru bagażu i wzrokiem hipnotyzujemy taśmę. Rusza dość szybko, a nasza walizka wyjeżdża jako pierwsza
. Teraz sprintem na peron. Pociąg jeszcze stoi, ale przy automatach do sprzedaży biletów tłum zdezorientowanych Italiano
. Na szczęście Paweł dostrzega biletomaty w pociągu. Wskakujemy do środka i dosłownie chwilę później zamykają się za nami drzwi. Udało się
.
Niestety szybko okazuje się, że radość ta była zdecydowanie przedwczesna
. Pociąg się wlecze, parę razy staje, na dworzec Kraków Główny przyjeżdża spóźniony Solidnie spóźniony jeśli weźmiemy pod uwagę dystans, jaki miał do pokonania. Drogę na dworzec autobusowy znowu pokonujemy biegiem, znowu jesteśmy na styk.
Flixbus z napisem Wrocław stoi na stanowisku. Paweł wrzuca bagaż do luku i stajemy w kolejce do wejścia. Podajemy kierowcy bilety, ten skanuje kod, ale kod nie wchodzi
. Przygląda się danym na bilecie po czym oddaje je nam mówiąc, że to nie nasz autobus
. Nasz autobus stoi jeszcze w korkach na A4. W tej samej chwili potwierdza to dworcowa szczekaczka informując o około półgodzinnym opóźnieniu. Mam szczerze dość. Paweł znajduje jednak w tej sytuacji pozytyw, przed odjazdem uda nam się jednak kupić coś do jedzenia
.
Dalej poszło już gładko
.
Pytam właśnie męża czy jeszcze kiedyś polecimy sobie z Krakowa. W odpowiedzi słyszę "Nie wydaje mi się"
.
Mając na wrocławskie lotnisko raptem kwadrans drogi naprawdę trudno nam się zdecydować na inny wariant
.