01.10 StartujemyNa wstępie uprzedzę, że post będzie przydługi i zupełnie
bezzdjęciowy .
Nasz atrakcyjny cenowo lot do Bari miał jedną istotną wadę - zaplanowano go na 21.30.
Nie lubię takich wieczornych lotów i z reguły unikam, bo generują na miejscu problemy po pierwsze z transferem z lotniska, a po drugie z koniecznością późnego zakwaterowania co już na wstępie eliminuje znaczną część potencjalnych miejscówek.
Za to mieliśmy całą sobotę na pakowanie
. Chyba naprawdę dochodzimy do perfekcji, bo zostały nam nawet lekkie luzy w bagażach podręcznych
.
Na lotnisko jak zwykle docieramy za szybko
. Zawsze zakładam sobie rezerwę na nieprzewidziane okoliczności i jak zawsze zupełnie niepotrzebnie
.
O 19.00 wsiedliśmy w miejski 129 na lotnisko, a już o 19.30 zameldowaliśmy się pod bramką w hali odlotów. Oczekiwanie na lot przebiegło nam tym razem wyjątkowo radośnie. Włączyliśmy playera i kibicowaliśmy Maćkowi Janowskiemu w drodze po pierwszy medal mistrzostw świata na żużlu
. Co to były za emocje
Decydujący o brązie atak oglądaliśmy już na płycie lotniska stojąc w ogonku do samolotu
.
Sam lot bez historii. Miejsc przy oknie nie wylosowaliśmy, a za możliwość wyboru nie dopłacaliśmy. Dwie godziny zleciały szybko. Najważniejsze, że wylądowaliśmy o czasie.
Punktualność tego lotu może nie spędzała mi snu z powiek, ale na pewno trochę martwiła. W zasadzie od momentu zakupu biletów podglądałam na flightradarze jak wizzair sobie radzi z tym sobotnim, wieczornym połączeniem i przez całe wakacje nie udało mu się wylądować punktualnie, a standardem było przynajmniej godzinne opóźnienie
. Na szczęście dla nas ogarnęli się we wrześniu i utrzymali poziom
.
Zależało mi dlatego, że o 00.10 było ostatnie połączenie transportem publicznym do centrum Bari. Potem zostawała już tylko taksówka, a absurdem wydawało mi się płacić za 10 km odcinek z lotniska więcej niż za lot na to lotnisko
.
W każdym razie, jeśli ląduje się w Bari tak późno, nie ma już co liczyć na autobus 16 ani na pociąg Ferrovie del Nord Barese, który ostatni kurs ma o 23.35. Pozostaje udać się na przystanek shuttlebusa -
KLIK.
Autobus podstawił się nawet kilka minut przed czasem i zajęliśmy miejsca jako pierwsi. Za nami ustawiła się całkiem spora kolejka. Kiedy tak siedziałam i obserwowałam z jakim namaszczeniem i starannością kierowca sprzedaje bilety na przejazd, jak wbija przyciski na kasie, przyjmuje zapłatę, wydaje resztę, drukuje bilet doszłam do wniosku, że to właśnie musi być prawdziwa geneza określenia
strajk włoski .
Naturalnie ruszyliśmy z delikatnym poślizgiem
.
Historię o tym jak poszukiwaliśmy noclegu w Bari już sobie daruję. Dłuuuuuuuuuugo by pisać. Booking pierwszy raz się nie popisał, ale że finalnie finansowo nie straciliśmy to się nie obraziłam i ciągle będziemy korzystać z serwisu. Tym bardziej, że alternatywy póki co nie ma...
Koło 1 w nocy padliśmy na łóżko w Bari Rooms Melo Suite przy Via Melo da Bari w dzielnicy Murat.
Murat zaczęła powstawać z początkiem XIX w. na mocy dekretu Gioacchino Murata - króla Neapolu w latach 1808–1815, a prywatnie szwagra Napoleona Bonaparte i zajmuje obszar między starym miastem (Bari Vecchia), dworcem kolejowym i morzem. Sporo tu eleganckich kamienic i pałaców, mnóstwo sklepów, piekarni, barów, kawiarni, pizzeri, restauracji...
Podczas pierwszego pobytu w Apulii spaliśmy w Bari Vecchia. Fajnie ze względu na klimat ciasnej zabudowy, wąskich uliczek, powiewającego prania czy suszącego się na stołach makaronu, ale jeśli planujecie intensywnie korzystać z rozwiniętej infrastruktury kolejowej to lepiej ulokować się właśnie w Murat. Blisko i na dworzec i do historycznego centrum też.
W następnym odcinku pospacerujemy po Bari
.