DZIEŃ 1,2 – Droga do Bułgarii i trochę kontekstu.Nietypowa neuralgia nerwu trójdzielnego typ II. Angielska wikipedia pisze, że uważana jest przez wielu lekarzy za najgorszą formę chronicznego bólu. Ponieważ nawet leki oparte na opium nie pomagają, choroba zyskała przydomek „samobójczej”. (Wyczytuję między wierszami pocieszenie: zaczynają pomagać w dawkach, po których pacjent traci przytomność.
)
Słowacko-węgierskie krajobrazy: Przed
Tihovcem zjeżdżam na jakiś mały niepozorny parking, by coś zakąsić z własnych zapasów. Ku mojemu zdziwieniu, co chwila zatrzymuje się tu jakiś pojazd, wychodzą ludzie i idą gdzieś za drzewa, po chwili wracają z pełnymi butelkami. Nasikali do nich, czy co?!
Rozglądam się. Tablica wszystko wyjaśnia:
źródło naturalnej wody mineralnej „Stavica”. Wylewam wodę ze swojej butelki i idę tam gdzie inni. Jest wiata, a pod nią dwa krany, z których sączy się woda. Piję. Lekki mineralny smak, naturalnie podgazowana. Delicje. Napełniam wszystkie butelki.
Niestety Tihovec, podczas powrotu, zapisze się na tej wyprawie także negatywnie…
A widzicie bułgarski akcent na tej tablicy?: Ból nie ustępuje od dwóch miesięcy, czasami łagodniejąc, czasami się nasilając. Rozumowanie, że
lepiej pojechać gdzieś na wakacje i cierpieć, niż zostać i cierpieć nie do końca jest prawdziwe: jak tak boli, to człowiek chce się jedynie schować w norze, więc na wyjeździe też będzie zagrzebywanie się w dziurze, zamiast odwiedzanie nowych miejsc.
Czasami oglądam się rano w lustrze lub spoglądam w siebie, ale niestety: ból mnie też nie uszlachetnił. Nie dostanę tytułu Lorda i nie będą do mnie mówić „Sir”. Zawsze uważałem, że mądrość ludowa jest do dupy.
Drzewa – stąd do nieskończoności:Neurolog, a potem
Gabapentin Teva. Lek stosowany do leczenia padaczki i obwodowego bólu neuropatycznego. Na długiej liście działań niepożądanych i ubocznych informacja, że „niewielka liczba osób” stosujących ten lek, ”myślała o tym, aby się skrzywdzić lub odebrać sobie życie”.
„Niewielka” i tylko „myślała” – Nobel farmaceutycznego marketingu.
Łykam szarą, podłużną tabletkę szczęścia.
Moja kochana Gaba.
Niewielka liczba osób myślała o leku „Moja kochana Gaba”…
Zaczyna się
Słowacja zamieszkana przez mniejszość węgierską: domy wyładniały, obejścia stały się schludniejsze, a przystanek autobusowy to już naprawdę Unia Europejska pierwszej prędkości, zapowiedź opływającego dobrami, mityczego Orbanlandu:
O tym, że węgierskie krajobrazy budzą dzikie emocje, już pisałem w relacji rumuńskiej. Ale to miejsce odnotowuję na mapie, bo obok za krzakami można rozbić się namiotami na dziki nocleg:Wjazd do Serbii.
-
Brat Polak? – rzuca serbski oficer.
- Da! – rzucam mechanicznie.
Ale w takiej sytuacji kim będzie dla Serba Rosjanin? Padnie pytanie: - Mama Rassija?
WERSJA II
–
Brat Polak? – rzuca serbski oficer.
– Nie. Siostra.
Wybrałem wersję I. Serbska autostrada, aż do nocy, aż się nie zmęczę i nie zjadę na jakieś „odmoriśte” przy stacji benzynowej między Nowym Sadem a Belgradem, umyję zęby, uprzątnę graty w bagażniku i położę spać. I przed snem znowu moja przyjaciółka Gaba.
DZIEŃ 2
Dlaczego
południowa Bułgaria?
Najpierw miała być północna Rumunia, ale po zeszłorocznej siedmiogrodzkiej przygodzie uznałem, że rumuńskie klimaty kojarzę na razie wystarczająco (Raczej błąd. Siedmiogród to Siedmiogród, a Rumunia jest na północ i na południE od Siedmiogrodu. Przynajmniej tak to sobie wyobrażam.) Potem miała być BiH z Kosowem, ale przyszła tam powódź i uznałem, że lepiej poczekać rok aż obeschnie, aż cholera i dżuma zmiotą pół populacji i zostaną okiełznane.
No i tak teraz jadę do Bułgarii…
Potem kilka godzin autostradą do Nisz, gdzie zjazd na drogę w kierunku Sofii. Po kilkunastu kilometrach, zaglądam do
wąwozu Sicevacka Klisura z którym mam na pieńku: podczas „wyprawy śladem tureckich toalet” dwa lata temu przez przypadek wymazałem na komputerze zdjęcia z tego miejsca. Dziś zatem okazja na powtórkę sesji fotograficznej.
A potem wjazd do
Bułgarii:
Jest pięknie: pola, lasy, mało osad. Od razu widać, że to kraj stworzony do biwakowania na dziko. Nawet UFO to doceniło i tu wylądowało:
Przy
wjeździe na obwodnicę Sofii przez godzinę pokonuję może 2 kilometry w korku. Ludzie, zawracają, stoją, dłubią w nosie. Wypełniają tę godzinę zbędnymi czynnościami tak jak mogą. Buduje się nowa droga - lepiej było przyjechać tu za rok. Zrobiło się szaro, brzydko, miejsko. Sofia na rogatkach rozczarowuje i odpycha.
Napis na bloku „First Stop” jest nieadekwatny do rzeczywistości. Powinno być „Stop Nonstop”:Korek się wreszcie kończy, ale zaraz, zaraz, to miały być wakacje bez powodzi, bez zarazków dżumy i cholery:
Postój, aby coś zjeść i rozprostować nogi, cos poczytać… Jedyna gazeta jaką kupiłem w Polsce – tuż przed granicą polsko-słowacką - to Newsweek. W środku
artykuł … „Boli? Musi boleć”. Opisuje historie ludzi cierpiących (głównie na nowotwory), którzy z bólu nie mogą wytrzymać, a lekarze nie chcą im przepisywać środków przeciwbólowych (bo z bólem można żyć, Panie) lub pacjentach, którzy … wykorzystali swój roczny NFZ-etowski limit i stają pod ścianą. Ścianą cierpienia i ludzkiej obojętności.
Ze wszystkich gazet kupiłem tę. Ze wszystkich tematów możliwych, znalazł się w niej akurat ten.
Wakacyjny temat.
Wjazd do
Błagojewgradu. Jest już ciemno. Kluczenie po ciemku kończy się w bocznej uliczce koło nieczynnego meczetu. Przed spaniem odkrywam jeszcze, że od 8:00 zaczyna tu się strefa parkingowa. Trudno – trzeba będzie wstać wcześnie rano i przemieścić się poza jej granice. Styropian, który miał niwelować różnice poziomów w bagażniku, uległ wgnieceniu i trzeba kombinować wpychając worek z majtkami tu, a reklamówkę ze skarpetkami tam, aby wyrównać poziom dla kręgosłupa.
Kolejna noc z Gabą.
My lover.
My fate.