Reszta postoju upłynęła na pluskaniu w morzu
.
Ja zostałam wysadzona na skałkach bliżej brzegu. Z kamieni, wśród których się zaklinowałam
, był widok w morską głębię z naprawdę sporą ilością rybek wszelakich
. Moja nowa maska wreszcie się przydała
.
Szkoda, że Grześkowy aparat był zepsuty
, bo akurat w tej zatoce podwodne fotki mogłyby być niezłe!
(fotka ZM) Moja maska miała wzięcie
.
Aparat na szczęście dało się naprawić
. Duży plus dla Olympusa za
dwukrotne przedłużenie gwarancji.
Po powrocie do domu i zaglądnięciu w papierzyska okazało się, że TG-4 odmówił posłuszeństwa…
dzień po upływie gwarancji. Korespondencja z serwisem przyniosła przedłużenie gwarancji
do końca miesiąca. Tyle tylko, że Grzesiek odebrał tego pozytywnego maila
dopiero 1 października, a więc do końca września aparatu nie wysłał... Trudno, niech się dzieje co chce…
Aparat wysyła się do serwisu kurierem na ich koszt w celu ustalenia, czy naprawa jest opłacalna. Jeśli klient cenę zaakceptuje, to naprawiają, kasują zgodnie z uzgodnieniem, a potem również na swój koszt odsyłają. Jeśli zrezygnujemy z płatnej naprawy, to odsyłają również na koszt serwisu.
Gdyby naprawa okazała się niemożliwa lub nieopłacalna, proponują rabat na zakup nowego sprzętu...
Czekaliśmy kilka dni na decyzję i ewentualny wymiar
, niespodziewanie przyszła informacja, że drodze wyjątku gwarancję uznali, chociaż wrzesień już minął
.
Pewnie awaria poważna nie była
, ale i tak miło ze strony producenta
.