Na postój wybraliśmy miejsce dość daleko oddalone od centrum miasta Lipari (prawie 2 km), gdyż raz na jakiś czas przydaje się przecież luksus ciepłego prysznica

. Fakt, prysznice na łódce były, ale jakoś nie bawiło nas zalewanie całej łazienki

.
W Lipari jest sporo miejsc bliżej starego miasta, w których można jacht zacumować, ale marina z prawdziwego zdarzenia jest tylko w północnej części zatoki, w
Porto Pignataro.
Wszystkie lepsze (ponoć

) miejsca były już albo zajęte, albo zarezerwowane – musieliśmy zadowolić się tym, co nam wskazał marinero.
Szczerze mówiąc, bardzo nam pasowało, gdyż nic nam nie zasłaniało widoku

na miasto.
Tego dnia przepłynęliśmy około 25 Mm.
Marina jest osłonięta falochronem, więc zdaje się, że jest najbezpieczniejszym z wszystkich miejsc, w których na Lipari można się zatrzymać. Co prawda maltempo już przestało

być odczuwalne, ale na wszelki wypadek lepiej mieć osłonę

.
Kierunki wiatrów na Liparyjskich zmieniają się dość

nieoczekiwanie (często wbrew prognozom nawet z tego samego dnia), więc gdyby raptem miało zawiać od południa … Właśnie takie wiatry ponoć tu przeważają, a jak do południowego dołączy się wschodni, to pojawiają się prądy morskie i spore zafalowanie, co na pontonowych pomostach blisko centrum z pewnością jest znacznym dyskomfortem.
W
Eol Mare skasowano od nas 60 euro. Jak to się ma do

bojek po 50 euro na Salinie i Stromboli?
A więc, najpierw toaleta – trzeba się wypięknić

przed wyjściem na ulice eolskiej stolicy…
Wyjście "na miasto" trochę się opóźniło, gdyż Kapitan musiał jeszcze uzgodnić, co z

rozerwanym żaglem.
Żaglomistrzyni w Piganatoro nie zdecydowała się podjąć łatania - cóż z tego, ze zszyje, jak kiepskie płótno może się

rozerwać tuż obok? Telefon do "Ionio" z informacją o pięknej katastrofie w zasadzie

nic nie dał, na ten moment nie byli w stanie nawet określić wymiaru kary. Innego żagla na podmiankę oczywiście

nie mieli, więc przywieźć nam nie mogli, do końca rejsu zostaliśmy więc żeglano mocno ograniczeni. Co więcej, następnego dnia rano wysłali do nas kogoś umyślnego promem, aby

genuę zabrał do łatania, bo w sobotę była potrzebna dla kolejnej załogi

, która wyczarterowała Mohito. Swoją drogą ciekawe, czy im wytrzymała

Kilkukrotne potrącenie z kaucji za rozerwanie słabiuśkiej szmaty, to kiedyś uzbiera się na nowy żagiel

, bez sensu wymieniać go na koszt firmy czarterowej. A jak się nie podoba, to trza pływać bezpiecznie, czyli … na silniku

.