We Włoszech znajduje się najstarszy na świecie uniwersytet, jest nim założony w 1088 roku Uniwersytet Boloński. Na terenie Włoch znajdują się 2 słynne wulkany: Etna i Wezuwiusz. We Włoszech trzykrotnie odbywały się igrzyska olimpijskie w latach 1956, 1960 i 2006. We Włoszech znajduje się 50 obiektów światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Modena we Włoszech to prawdziwa stolica samochodów sportowych, mieści się w niej 5 fabryk luksusowych samochodów sportowych: Ferrari, Maserati, Lamborghini, Pagani i De Tomasso.
W nocy kołysało mocno, ale (o dziwo) wcale mi to nie przeszkadzało . Zupełnie nie słyszałam ulewy i grzmotów przetaczających się niemalże tuż nad nami… Rano było dość zimno, ale słońce świeciło optymistycznie . Nad wulkanem chmury się nie kłębiły , ale czasem leciał dym z „komina” .
Kapitan sprawdził prognozę pogody, zapowiadał się wiatr w skali 4 B, powinno więc być całkiem fajnie na morzu. No i początkowo było tak naprawdę.
Zjedliśmy - oczywiście tylko ci, którym nocne bujanie nie odebrało chęci na posiłek - szybkie śniadanie (resztka makaronu z poprzedniego dnia), aby w miarę wcześnie odpłynąć…
Ostatnio edytowano 04.11.2019 09:30 przez dangol, łącznie edytowano 1 raz
Kusząca taka wyprawa na szczyt wulkanu ... i chyba warta specjalnego przyjazdu. Zresztą całe te wyspy, dość ciekawy i unikalny cel wakacyjny... chociaż bez łódki, ciężko byłoby odwiedzić je wszystkie.
Buber napisał(a):Kusząca taka wyprawa na szczyt wulkanu ... i chyba warta specjalnego przyjazdu.
Zdecydowanie tak Fajnie byłoby zaglądnąć na dno krateru i zobaczyć z bliska ogniste fajerwerki, usłyszeć syk wydobywający się z gorących szczelin, świst i bulgot będący oznaką, że za moment pojawi się fontanna lawy
Tyle, że takie wycieczki już niestety nie dla mnie... Szkoda, że ten rejs nie odbył się kilka lat temu, gdy kondycja i zdrówko były trochę lepsze , może wówczas zdecydowalibyśmy się (na dodatek całą załogą) na nocną eskapadę do krateru? No cóż... Jeśli jeszcze kiedyś uda mi się dotrzeć na Eolie, to pewne mogą być co najwyżej lecznicze lecznicze kąpiele w wulkanicznym błotku.
marze-na napisał(a): utwierdzasz mnie w przekonaniu, że Stromboli i Liparyjskie w ogóle powinny mieć w moich wyjazdowych planach priorytet
Liczę na to, że dotrzecie tam już wkrótce i pokażecie Eolie na swych fotkach tak, jak tylko Wy potraficie.
Buber napisał(a): chociaż bez łódki, ciężko byłoby odwiedzić je wszystkie
Niekoniecznie ciężko... Promy i wodoloty dość gęsto (za wyjątkiem dni sztormowych ) pływają między wysepkami, a że trasy pokonują szybciej, niż jachciki, toteż umożliwiają dłuższy pobyt na lądzie, niż nam było dane. Inna sprawa, że tylko po jednym dniu na każdej z siedmiu zamieszkałych wysp, to chyba trochę za krótko. Przynajmniej dla kilku znich przydałyby się (jak dla mnie) 2-3 dni, więc lepiej pomyśleć dwutygodniowym urlopie na archipelagu. Przylot najlepiej do Palermo, gdyż stamtąd dotarcie na Eolie jest dogodniejsze, niż z Katanii.
Nagle sielanka skończyła się ! Przyleciał bowiem niespodziewany bardzo silny szkwał (poranne prognozy nimi nie straszyły), którego ofiarą padła nasza genua . Fakt, żagle na Mohito były słabe, ale Kapitan z podobnymi niejednokrotnie pływał przy znacznie silniejszym wietrze! Niestety, uwag o stanie żagli nie było na protokole odbioru łódki... Całe szczęście, że w tym czasie nie mieliśmy rozwiniętego również grota, bo płótno miał w stanie podobnym, więc skutki mogłyby być takie same .
Koniec więc bujania się pod żaglami , trzeba było uruchomić silnik. Zresztą , odechciało nam się pysznej zabawy… Radochę miał tylko Eol, mszcząc się za zbyt oszczędne, pół-kieliszkowe myto . Przez worek z wiatrami podarowany Odyseuszowi przez Eola, nieroztropnie rozwiązany przez chciwych towarzyszy greckiego bohatera, pogoda na Eoliech jest kompletnie nieprzewidywalna. Jednego dnia totalna flauta, morze gładkie jak stół... Drugiego dnia wicher zrywający cumy w portach, a rozkołys morza taki, że wszystkie promy odwołane! Cóż w takim razie robi na pełnym morzu małe pływadełko?
Na dodatek, na otwartym morzu rozpętało się prawdziwe maltempo . Wbrew prognozom, nie była to c zwóreczka, lecz co najmniej szóstka. W porywach, w większej odległości od wysp, momentami zapewne i siódemka lub nawet więcej.
„O – ho, ho! Przechyły i przechyły! O – ho, ho! Za falą fala mknie! O – ho, ho! Trzymajcie się dziewczyny! Ale wiatr, ósemka chyba dmie! ”
No to się trzymałam ! Zajęłam strategiczną pozycję w kąciku przy schodkach zejściowych do mesy, bo relingi były tam w zasięgu rąk , a kotłujące się morze stosunkowo daleko.
Ostatnio edytowano 04.11.2019 09:43 przez dangol, łącznie edytowano 1 raz
Wolałam patrzeć na kłębiące się morze, przeżywać z takim widokiem huśtawkę niesioną przez długie fale, niż oczekiwać w mesie na bardziej drastyczne skutki takiego bujania. Raz byłam ich bliska, gdy musiałam zejść na siusiu, na szczęście Neptun niczego ode mnie nie dostał .
Czasem robiłam nawet jakieś fotki, ale manewry (jedną tylko wolną ręką ) nie były zbytnio wygodne, no i zdecydowanie nieprecyzyjne. W największych bujnięciach o robieniu zdjęć nawet nie myślałam... Może właśnie przez to morze wygląda na fotkach o wiele łagodniej, niż było w istocie?
O tym, że faktycznie dopadło nas maltempo, dowiedzieliśmy się (z netu oczywiście ) już po przybiciu do bezpiecznej przystani.
Z newsów dotyczących Wysp Eolskich wynikało bowiem, że na morzu była szóstka (chociaż wg nas więcej było!), wskutek czego czasowo odwołano promy płynące na wyspy Stromboli i Panarea (a więc w rejonie naszego bujania ) oraz Filicudi i Alicudi (czyli dobrze, że tam nie popłynęliśmy). Promy linii Liberty Lines kursowały z Milazzo na Vulcano, Lipari i Salinę, a linia Siremar rano zawiesiła wszystkie połączenia w akwenie.
No pięknie! A my wciąż jeszcze byliśmy w środku szalejącego morza…
Ostatnio edytowano 04.11.2019 09:45 przez dangol, łącznie edytowano 1 raz
Fotki zawsze wszystko spłaszczają Mimo to widzę co to się działo Podobne przeżycia mnie dopadły na tegorocznym rejsie. Choroba morska mi się nie ujawniła więc dla mnie było to pozytywne przeżycie. Siedziałam wtedy na rufie. To unoszenie i opadanie ... ach I właśnie podczas takiego armagedonu kiedy morze się kłębiło, raz jeden ten mój pierwszy raz pokazały się dosłownie przez kilka sekund delfiny w ilości sztuk 2 O strzelaniu foty nawet nie było mowy bo trzymałam się obiema rękami. Ależ byłam zła ...
Brawo brawo, piękne góry na tym morzu urosły Długo Wam tak wiało i bujało? Po jakim czasie od rozwiania pojawiły się te fale??? Szkoda Gieni że nie przeżyła
beatabm napisał(a): Długo Wam tak wiało i bujało? Po jakim czasie od rozwiania pojawiły się te fale???
Nie potrafię oszacować momentu pojawienia się aż takich fal... Trochę wiało i falowało już wieczorem, gdy popłynęliśmy pod Drogę Ognia. Między innymi dlatego, zamiast oglądać kolejne wystrzały, dość szybko wróciliśmy na bojkę. Osłonięci wysoką górą, nie czuliśmy siły wiatru takiej, jaką była faktycznie. No i na dodatek te mylące prognozy… Uderzenie maltempo poczuliśmy dopiero wtedy, gdy wulkan przestał nas osłaniać od wichury. Praktycznie więc, dość szybko od wypłynięcia . Fale też już były, tyle że im dalej „w morze”, tym wyższe i dłuższe. Najgorzej było między Stromboli i Panareą, nieco dalej (będą jeszcze zdjęcia z tej części trasy ) też jeszcze mocno falowało, ale wiatr nieco się ustatkował . Gdy zaczęła osłaniać nas Salina, zrobiło się całkiem przyjemnie , tyle tylko że brakowało żagla, aby wreszcie można było pobawić się wiatrem… Najgorsza huśtawka i chlusty wody wprost w Kapitana, trwały prawie 3,5 godziny. Cała trasa zajęła 5 godzin.
gusia-s napisał(a): Podobne przeżycia mnie dopadły na tegorocznym rejsie.
Oczywiście, priorytet ma teraz majowa Wenecja , niemniej jednak mogłabyś zacząć także wspomnienia rejsowe.