16 sierpnia (piątek): Góra GellértaNo i w końcu jesteśmy! Góra Gellérta (Gellért-hegy) osiąga wysokość 235 metrów, a nazwę swą zawdzięcza biskupowi Gellértowi, który, według legend, został tu zamordowany przez pogan - spuszczono go ze szczytu w drewnianej beczce.
Wzgórze przez wieki cieszyło się wśród mieszkańców złą sławą. Szczególnie w XVI wieku uważano, że zbierają się na nim czarownice i odprawiają sabat. Z kolei w XIX wieku, z powodu wysokiej przestępczości w całej dzielnicy Tabán, okolice te uchodziły za niebezpieczne.
Obecnie na Górze Gellérta są tłumy turystów o każdej porze roku, również w nocy, chociaż muszę przyznać, że po zmroku czułabym się w parkowych alejkach trochę niekomfortowo
Na szczycie stoi potężna cytadela wybudowana w latach 1850–1854 przez Austriaków. Miała ona zniechęcać Węgrów do kolejnych buntów, ale na szczęście nigdy nie została wykorzystana przeciwko ludności. Obecnie znajduje się w niej muzeum, restauracja oraz schronisko młodzieżowe. Cytadeli przyjrzymy się z bliska innym razem, bo będziemy na Górze Gellérta jeszcze pojutrze.
Tym razem kręcimy się przede wszystkim w okolicach Pomnika Wolności (Szabadság-szobor) przedstawiającego kobietę z wzniesionymi rękami, w których trzyma liść palmowy - symbol pokoju:
Pod posągiem, po obu jego stronach, umieszczono dwie postacie - św. Jerzego walczącego ze smokiem:
oraz mężczyzny z pochodnią:
Pomnik został wzniesiony w 1947 roku i początkowo upamiętniał żołnierzy Armii Czerwonej. Po 1989 roku usunięto z niego komunistyczne symbole (m.in. czerwoną gwiazdę) oraz napis dziękujący sowietom za wyzwolenie miasta. Obecnie pomnik ma uniwersalne przesłanie i upamiętnia wszystkich, którzy polegli za Węgry.
W pobliskim barze można ugasić pragnienie:
a przy innym straganie zjeść kurtoszkołacza (znanego w Czechach jako
trdelník) - tradycyjne węgierskie ciasto nawinięte na rożen, które piecze się nad żarzącym ogniem:
Przysmak ten jest posypany cukrem wymieszanym z orzechami oraz z cynamonem. Można też wybrać jakieś nadzienie, np. nutellę czy bitą śmietanę. Zdarzało mi się jeść trdelník w Czechach, ale nie jestem jego fanką. Uważam, że lepiej pachnie, niż smakuje
i jest dla mnie za słodki, ale to oczywiście kwestia gustu.
Przyszliśmy na Górę Gellérta nie po to, żeby jeść, a by podziwiać widoki, chociaż trochę się spóźniliśmy, bo powoli zaczyna zapadać zmrok
Mimo wszystko - jest pięknie!
:
A przynajmniej mamy powód, żeby wrócić tu trochę wcześniej i wejść na wzgórze z innej strony
Przybliżamy sobie obiektywem niektóre budowle. Katedra św. Stefana:
i budynek z efektowną bramą, którą zachwycałam się przed kilkoma godzinami:
Nie sądziłam, że jest on taki wielki!
Pikniki na trawie trwają w najlepsze:
My usiądziemy sobie u stóp Pomnika Wolności:
i nacieszymy się jeszcze trochę widokami.
Robi się szaro, ludzi zaczyna ubywać. Moglibyśmy tu poczekać do zmroku i zrobić
bajnajtowe zdjęcia Budapesztu z góry, ale jak już napisałam, w parku czułabym się nieco nieswojo. Mimo że na pewno nie bylibyśmy jedynymi turystami na Górze.
Zaczynamy więc schodzić, dla urozmaicenia inną drogą, niż tu przyszliśmy. Zatrzymujemy się oczywiście w różnych punktach widokowych:
Zbliżenie na zamek królewski:
i Most Elżbiety:
Jego konstrukcja jest ładną ramką
:
Mijamy pomnik przedstawiający biskupa Gellérta, który w dłoni wyciągniętej w stronę miasta trzyma krzyż:
U jego stóp klęczy nawrócony Węgier:
Schodzimy na poziom ulicy (i Dunaju
), pod szumiący wodospad:
Są tu też Turule:
To już chyba czwarte miejsce w Budapeszcie, w którym spotykamy te mityczne ptaki.
Spojrzenie na Most Elżbiety, już nie z góry:
Przechodzimy obok kąpieliska termalnego Rudas:
i naddunajską promenadą:
powoli zmierzamy w stronę Mostu Wolności.
Na nocne zdjęcia Budapesztu zapraszam w następnym odcinku