Budapeszt po japońsku

pääkäyttäjä napisał(a):

maslinka napisał(a):W następnym odcinku Erzsébetváros. Tam też jest bardzo rozrywkowo

I Wielka Synagoga z pomnikiem ofiar holokaustu, płaczącą wierzbą

Akurat nie synagogę miałam na myśli

Właśnie przeglądam stare zdjęcia z naszej wizyty w Budapeszcie w 2007 roku i okazuje się, że Was trochę okłamałam , bo jednak jechałam kolejką Siklo na wzgórze zamkowe

Ciekawe, że wyparłam to z pamięci. Za gorąco wtedy było Ale zdjęcia nie kłamią. Zwłaszcza takie głupie zrobione z wnętrza kolejki :



Zresztą pisałam nawet o tym w tej starej relacji:
post336412.html#p336412

Zapraszam na kolorowy odcinek, który, mam nadzieję, ubarwi Wam naszą smutną rzeczywistość...

16 sierpnia (piątek): Szimpla Kert i wszystko jasne!

Ale najpierw musimy tam dojść...

W poprzednim odcinku wspominałam o ponownym "zagubieniu się" w pustych ulicach VI dzielnicy. Jesteśmy w jej mniej reprezentacyjnej części:



Choć i tu zdarzają się perełki:



Jednak żeby dojść tam, dokąd chcemy, musimy ponownie zmierzyć się z hałasem i ruchem ulicznym:



Po co przyjechaliśmy na "małe wakacje" do wielkiego miasta, skoro ciągle narzekamy na zgiełk? Cóż, czasem działamy nieracjonalnie

Okazuje się, że Węgrzy też mają swoją Solidarność, o czym, przyznaję, nie miałam pojęcia:



Ruch rozpoczął działalność w 2011 roku. Zrzesza związki zawodowe, organizacje pozarządowe i osoby prywatne sprzeciwiające się rządom Orbána. Transparent wygląda prawie tak samo jak logo naszej Solidarności, tylko zamiast flagi polskiej jest węgierska.

Chwila zastanowienia, dokąd mamy iść...



i spojrzenie na mapę w telefonie. Już wiemy!

Żółte taksówki, jak w Nowym Jorku i sporo rowerzystów jadących między samochodami:



Wchodzimy w spokojniejsze rejony. Uff!



Jesteśmy już w VII dzielnicy zwanej Erzsébetváros (Miasto Elżbiety). To dawna dzielnica żydowska, ale zanim zobaczymy synagogę, skupimy się na innych atrakcjach.

Bardzo tu kolorowo i "hipstersko":



Już mi się podoba! A będzie tylko lepiej

Docieramy w końcu do celu, czyli do najpopularniejszego w Budapeszcie ruin baru - Szimpla Kert, co oznacza "prosty ogród". Po prostu!



Ruin bary to ciekawa koncepcja "designerskich" lokali urządzanych w starych zrujnowanych kamienicach. Te budapesztańskie knajpki to fenomen na skalę światową. Jest ich obecnie kilkanaście, a Szimpla Kert jest najstarszym (powstał w 2002 roku) i najbardziej znanym.

Wchodzimy do bramy i od razu trafiamy do innego świata:




Całość składa się z kilku(nastu) barów usytuowanych na parterze oraz na piętrze.



Siedzieć można przy stolikach pod gołym niebem, w częściowo zadaszonych pomieszczeniach lub w kilku salach, niektóre z nich są "tematyczne".

Wystrój baru to sen szalonej grupy młodych ludzi, którzy adaptowali ten opuszczony budynek na lokal rozrywkowo-kulturalno-gastronomiczy. Poza podstawową funkcją pubu, jaką Szimpla Kert spełnia, czasami staje się również miejscem organizacji koncertów, przedstawień, wystaw i cyklicznych targów zdrowej żywności, które odbywają się bodajże w każdy niedzielny poranek.

Sprzęty i "dekoracje", które tu zobaczymy, są dość przypadkowe, ale razem tworzą harmonijną całość. Mała próbka tego, co zobaczyliśmy :




Podejrzewam, że nie wszystkim musi się tu podobać:





Do niektórych może nie przemawiać taka estetyka i po prostu będą się tutaj źle czuli. Ja jestem zachwycona, co mnie trochę dziwi , bo uważam się za estetkę - po prostu lubię piękne miejsca i rzeczy. W Szimpla Kert natomiast urzekł mnie klimat, którego nie można temu miejscu odmówić, chociaż oczywiście to indywidualna sprawa, czy poczujecie tę atmosferę i dacie się ponieść fantazji...

Wracając do bardziej przyziemnych spraw, w jednym z kilku(nastu) barów można zamówić piwo (węgierskie, czeskie, krafty), wino i drinki. Ceny są dość wysokie, ale akceptowalne.




Jeśli ktoś by się obawiał o czystość, to nie ma powodów Widziałam, jak wyciągają kufelki ze zmywarki Jak z jedzeniem, nie wiem, bo nie testowaliśmy, a można tu też zjeść (nie we wszystkich barach), np. burgery czy gulasz.

Po dokładnym obejrzeniu całości przysiadamy w końcu na piętrze z kuflem Pilsnera w dłoni :



Mamy fajny widok na podwórze:



Wygłupy :



Całość "zamieszania" widziana z góry:



Jedynym problemem są kibelki:



One też są trochę w ruinie A jak się pije piwo, wiadomo, że trzeba skorzystać , zwłaszcza, że zaraz znowu będziemy zwiedzać miasto. Damska toaleta jeszcze do przeżycia (mimo "zapaszku"), nawet mydło było Co do męskiej, Małż powiedział, że gorszej nigdy nie widział. Myślę jednak, że trochę przesadza

Po zrelaksowaniu się i wypiciu pysznego piwa okazuje się, że jeszcze wszystkiego nie zobaczyliśmy, więc oglądamy dalej. Trafiamy do sali z dość psychodelicznym wystrojem :



Obok jest pokój, w którym można się zrelaksować w wannie i zapalić shishę:




W wannach właśnie siedzi grupa rodaków Generalnie, jest tu oczywiście bardzo międzynarodowo, a najczęściej słychać język angielski.

Żegnamy się z ruin barem:




Szimpla Kert jest na pewno miejscem, które warto odwiedzić, ale, jak już pisałam, nie każdemu musi się tu spodobać. Mnie uwiodła atmosfera i beztroska tego pubu. Na koniec dodam jeszcze, że w 2011 roku Szimpla została uznana przez Lonely Planet za trzeci "najfajniejszy" bar na świecie.

Ale się rozpisałam o jednej knajpce Mam usprawiedliwienie - jest wyjątkowa!

Habanero napisał(a):No to ładnie. Chyba za dużo podróżujecie.

10 lat temu dużo podróżowaliśmy, to fakt! Od kilku lat wyjazdy są rzadsze, ale mniej ekonomiczne niż kiedyś
Co będzie od tego roku? Wolę nie myśleć...

Habanero napisał(a):Ja jak przez mgłę pamiętam budapesztańskie zoo,... bardzo malutkie i stareńkie ,... a jeszcze mniej stary lunapark, chyba był gdzieś tam obok

Gdzieś tam jest

Habanero napisał(a):Najbardziej utkwiło mi w pamięci planetarium, głównie za sprawą oprawy muzycznej... Pink Floyd puszczali i gwiazdy na niebie

Nie dziwię się. Uwielbiam wyjazdy do planetarium Cyklicznie bywam na wycieczkach szkolnych

Habanero napisał(a):Fajne zdjęcie z Anonymusem. Zaczepia Cię świntuch jeden

Bravik napisał(a):Fakt, Pilsnerek z patyka nie za tani, ale otoczenie...

Ale też nie bardzo drogi. Sprawdziłam , że 1000 koron to niecałe 13 zł. W Gliwicach duży kufel lanego Pilsnerka można mieć za 10-12 zł. Za krafty lane w multipubach trzeba zapłacić dużo więcej.

Bravik napisał(a):Traktowałem Erzsébetváros jako dzielnicę zadumy, a tu taki myk.

Większość ruin barów jest właśnie w Erzsébetváros. Dzielnica się zmienia, choć miejsca zadumy nadal są.

Katerina napisał(a):Nadrabiam zaległości Aga

Bardzo się cieszę

Katerina napisał(a):Bardzo fajne, radosne zdjęcia, z jakże pożądanymi widokami tłumów w tym dziwnym czasie...
Nie przypuszczałam, że kiedyś zatęsknię za zaludzionymi ulicami

Ja też
Pisząc ten odcinek, myślałam o Tobie Podobałoby Ci się w Szimpla Kert Twoje klimaty!

Katerina napisał(a):Ten murek-grobla w poprzek stawu do szerokich nie należał

Zawsze na wf-ie miałam najlepsze oceny z ćwiczeń na równoważni, więc zaryzykowałam

Katerina napisał(a):Głęboko tam ?

Maksymalnie koło metra. Bardziej bym się bała, że złamię nogę, bo potencjalnie mogłam się nadziać na jakąś konstrukcję, którą było widać obok

piekara114 napisał(a):Városliget i zamek: zawsze się zastanawiam czy ktoś miał okazję zajrzeć do środka zamku?

Na naszym forum nie widziałam zdjęć z wnętrza, w innych internetach też nie...

Bravik napisał(a):

maslinka napisał(a):

Habanero napisał(a):Ja jak przez mgłę pamiętam budapesztańskie zoo,... bardzo malutkie i stareńkie ,... a jeszcze mniej stary lunapark, chyba był gdzieś tam obok

Gdzieś tam jest

Zoo jeszcze jest, zaraz za Széchenyi Fürdő.
Niestety, Vidam Park został zamknięty 6 czy 7 lat temu.

Pamiętałam, że był w 2010 roku. Tym razem nie zwróciłam uwagi.

elka21 napisał(a):

maslinka napisał(a):Ale też nie bardzo drogi. Sprawdziłam , że 1000 koron to niecałe 13 zł.

Oczywiście chodziło o forinty. Widać, że za dużo myślę o koronach