19 sierpnia (poniedziałek): Spacer po Győrze - część drugaZmierzamy w stronę rzeki... Przystajemy na placu, obok studni, z którą związana jest legenda:
Na zdjęciu obcięłam górną część dekoracyjnej kraty, którą wieńczy kogut. A legenda opowiada właśnie o żelaznym kogucie i półksiężycu (ten jest widoczny) zdobiącym miejską fontannę.
Brzmi to mniej więcej tak
:
Kiedy Győr został zajęty przez Turków, ich dowódca udał się na spacer, aby obejrzeć miejskie fortyfikacje. Umocnienia zrobiły na nim duże wrażenie. Zatrzymał się przy studni i powiedział: "Prędzej ten kogut zapieje, a półksiężyc będzie w pełni, niż miasto zostanie zdobyte".
Niedługo potem, gdy wojska chrześcijańskie szykowały się do szturmu, jeden z żołnierzy, pod osłoną nocy, przedostał się za mury. O świcie podszedł pod fontannę i zaczął piać jak kogut. W tym samym momencie promienie sięgnęły półksiężyca i Turkom wydawało się, że przybrał on pełne kształty. Wówczas, podczas powstałej paniki, zaprószono ogień i wysadzono zapasy prochu. W ten sposób miasto zostało zdobyte.
Pomnik stojący obok też z pewnością nawiązuje do tej legendy - jeden z walczących trzyma metalowego koguta:
Zostawmy legendy
i chodźmy na spacer wzdłuż Raby:
Na wodzie można zobaczyć "pływającą fontannę", która w nocy jest podświetlona:
Na półwyspie znajduje się kolejny pomnik (nie mam pojęcia, kogo przedstawia, ale raczej jest to kobieta
):
a za obeliskiem - kąpielisko termalne:
Tam pewnie wywiało wszystkich ludzi
Wcale im się nie dziwię...
My tymczasem smażymy się w pełnym słońcu, ale dzielnie idziemy pustym nabrzeżem:
Na postumencie jakiś facet na koniu
:
a obok armaty i pan, który padł:
Bynajmniej nie od wystrzału
Fontanna kusi, żeby do niej wejść:
Nie robimy tego, ale szukamy cienia i miejsca, gdzie można się schłodzić od środka
Mijamy Károla Kisfaludy'ego - węgierskiego dramaturga, jednego z ważniejszych poetów węgierskiego romantyzmu, uważanego za prekursora węgierskiego teatru narodowego:
W tle widać ciuchcię. Wagoniki są przynajmniej zadaszone...
Docieramy do głównego deptaku:
na którym wzrok przykuwa dziwna rzeźba:
To posąg św. Jerzego, który, zamiast zbroi, ma na sobie rzymską togę. Natomiast smok, zawsze przedstawiany obok świętego, bardziej przypomina skrzydlatego kameleona
Mina Jerzego wyraża zakłopotanie. Myśli pewnie: "Co mam zrobić z takim gadem?"
Podoba mi się też pomnik wioślarza:
bo przypomina o naszych kajakowych przygodach w Chorwacji
Jak widać, Győr, podobnie jak Budapeszt, jest miastem pomników
Mijamy stragan z książkami:
Napis na górze "wozu" mówi o 300 forintach, tymczasem na karteczkach napisano 600
:
Wreszcie znajdujemy jakąś knajpkę z wolnymi stolikami w cieniu. (Nie jest to łatwe, bo większość restauracji jest jeszcze zamknięta.) Zamawiamy colę (dla Małża
) i małego
krafta dla mnie
:
To lokal śniadaniowy (nie Pasa Kebab, który widać na zdjęciu, tylko miejsce obok
), w którym śniadania serwują do 14:00
, załapujemy się rzutem na taśmę. W porządku, i tak byśmy dużo nie zjedli w taki upał. Skończyły się już gofry na słono, które były naszym pierwszym wyborem, więc poprzestajemy na tostach. Wszystko bardzo smaczne, jak to na Węgrzech
Po
lunchu mamy więcej siły, więc możemy jeszcze trochę pozwiedzać
Tak uroczo prezentuje się deptak:
I ludzi przybyło!
Ten pan bardzo się śpieszy (spogląda na zegarek):
(To Gábor Baross - dziewiętnastowieczny polityk.)
Nam też zaczyna się śpieszyć - musimy dotrzeć do samochodu, zanim miną opłacone dwie godziny parkowania.
Na ostatnią atrakcję turystyczną nie poświęcimy więc dużo czasu, a szkoda, bo pewnie warto przyjrzeć się bliżej neobarokowemu ratuszowi z końca XIX wieku:
Z tego, co widziałam w internecie, budynek pięknie prezentuje się zwłaszcza wieczorem, kiedy jest podświetlony. Podobnie jak fontanny znajdujące się naprzeciw:
Obiecujemy sobie, że tu kiedyś wrócimy, koniecznie z noclegiem
Być może w drodze do Cro, kto wie...
Tymczasem zmierzamy do auta, mijając ciekawy budynek sali koncertowej i konferencyjnej:
I to koniec naszego spaceru po Győrze, który okazał się bardzo sympatycznym miastem
Wiem, że mało widzieliśmy, ale kiedyś postaramy się to nadrobić
Końca dobiegają też nasze węgierskie, bardzo upalne, wakacje. Zabawne jest to, że mieliśmy tu dużo wyższe temperatury niż na Hvarze...
Pobyt w Budapeszcie już podsumowałam, pozostaje mi jeszcze podziękować Czytelnikom za miłe towarzystwo i komentarze
Dzięki!!!
Mam nadzieję, że relacja się Wam przyda
Do zobaczenia, mam nadzieję, już niedługo
w jakiejś kolejnej...
Vég (to po węgiersku - koniec )