Szukałem jakiegoś postu, pod którym mógłbym się dokleić, ale nie udało mi się wpasować w żaden stąd zakładam nowy. Mam nadzieje, że nie zaśmiecę za bardzo tego forum krótką relacją z Budapesztu z Formułą 1 na zakończenie.
Piątek, 24 lipiec 2009
Dzięki uprzejmości jednej krakowskiej firmy miałem przyjemność wybrać się do Budapesztu na zorganizowaną przez nich trzydniową imprezę.
Wyjazd z Krakowa w kierunku Chyżne pozwolił mi zrozumieć sens komunikatów w mediach informujących o warunkach drogowych na tak zwanej zakopiance. Kto tamtędy jechał zapewne wie, o czym piszę a kto nie jechał temu powiem, że słynna arteria prowadzącą w stronę Tatr prowadzi pod górkę, dosłownie i w przenośni. Trzy godziny na pokonanie stu kilometrów nie jest rekordem, ponoć można dużo dłużej.
Z lewej mijamy Tatry
Po opuszczeniu Polski droga trochę się odblokowała i bez szczególnych utrudnień dotarliśmy do Budapesztu. Był to mój pierwszy pobyt w kraju naszych bratanków i zastanawiałem się czy doświadczę podczas tej krótkiej wizyty oznak, znanej mi ze słyszenia, szczególnej sympatii, jaką darzą nas Węgrzy.
Pierwsza przeprawa przez Dunaj
Pierwszy ślad wspólnej historii
Podróż nas lekko wymęczyła i najodpowiedniejszym miejscem do zwiedzania Pesztu okazały się baseny Széchenyi. Jest to kąpielisko położone niedaleko centrum z leczniczą wodą ze źródeł termalnych. Wybudowane w roku 1913 w stylu neobarokowym. Przepiękne budynki otaczają główne odkryte baseny do pływania. Wewnątrz kilkanaście małych basenów z różnymi rodzajami wód termalnych pomocnych w leczeniu przeróżnych chorób. Zaliczyliśmy bodaj wszystkie z nadzieją, że ich ozdrawiająca moc spłynie na nas ze zdwojona siłą, a ta jak wiadomo będzie nam potrzeba do dalszego zwiedzania miasta.
Zróżnicowane są również temperatury w poszczególnych basenach, od 20st.C do bodaj 40st.C. Te chłodniejsze miały wzięcie zwłaszcza po wyjściu z sauny, w której mieliśmy przyjemność również się wypacać.
Główny basen pływacki
W bocznym basenie woda jest gorąca przez cały rok
W takiej wannie szachiści mogą długo rozgrywać swoje partie
Cóż, pięć minut w basenie z wodą leczącą choroby kobiece chyba nam zaszkodzi?
Po relaksującym zwiedzaniu kąpieliska pojechaliśmy wprost na naddunajskie nabrzeże. Cumowało tam sporo wycieczkowych statków, które oferują przejażdżkę po rzece z całą masą atrakcji. U nas do obfitej kolacji przygrywała dwuosobowa orkiestra braci o polskobrzmiącym nazwisku. Kiedy się dowiedzieli, że jesteśmy z Polski zacytowali słynne powiedzenie:
"Polak Węgier dwa bratanki...", powtarzając to samo po madziarsku "Lengyel Mgyar két jó barát, együtt harcol, s issza borát".
Prawdopodobnie na tym ich znajomość naszego języka się skończyła, bo przeszli na niemiecki, zresztą nie powinno mnie to dziwić.Domniemywam, że 99% Polaków żadnego słowa nie wymówi w ich języku a tylko nieliczni są w stanie cokolwiek powiedzieć po węgiersku.
Przyznam się też nieskromnie, że podczas tych trzech dni nabyłem umiejętność zamówienia w knajpie po węgiersku paru napojów a jest to zadanie wcale nie proste. Liczebniki węgierskie nie są podobne do jakiegokolwiek języka europejskiego. Podobnie piwo i wino brzmią tak, że trzeba mieć nie lada wyobraźnię, aby skojarzyć słowa sör i bor z tymi popularnymi napojami.
Pod węgierską banderą wyruszamy w trzygodzinny rejs
Mijamy Most Łańcuchowy (dostrzegłem małe podobieństwo do Grunwaldzkiego we Wrocławiu)
Z prawej Parlament, najpopularniejszy obiekt w Budapeszcie
Uczestników rejsu porwały na parkiet rytmy cza-czy
Za Mostem Wolności widok na Wzgórze Gellerta do spenetrowania następnego dnia
Powrót do Hotelu trwał dosyć długo, bowiem GPS-y za każdym razem kierowały nas na pewne skrzyżowanie, które było dosyć odległe od celu. Kierowcy na widok mapy reagowali jak diabeł na święconą wodę i wyciągali kolejnego oGłuPiaSa, który prowadził ich inną drogą w taki sposób, że po kwadransie byliśmy z powrotem w tym samym miejscu.
cdn.