Niedziela, 26 lipiec 2009
Rano dotarliśmy na tor. W jego bliskim sąsiedztwie powstało na okoliczność zawodów małe miasteczko namiotowe, które otoczone zostało polowymi knajpami. Nad terenem unosił się zapach rozpalonych grili. W ogródkach piwnych siedzieli ostatni bądź pierwsi klienci, w zależności od kondycji.
Na torze odbywały się od ósmej dni jakieś wyścigi, w różnych kategoriach. Trzeba mieć nie lada kondycję, aby wytrzymać taką porcję hałasu przez cały dzień. Nie wspomnę tego, że treningach i kwalifikacjach trwających od piątku kibice również mieli wejście w ramach trzydniowych biletów.
Dojście do konkretnej bramy zajmuje trochę czasu. Na szczęście wszystko jest czytelnie oznakowanie
Obok nas przemknęła polska policja
Na obrzeżach toru szmelc, mydło i powidło w astronomicznych cenach.
Niejedna stacja TV była obecna na Hungaroring
Na torze od ósmej rano wyścig za wyścigiem
Widownia bardzo powoli się zapełniała a w efekcie pozostało sporo wolnych miejsce. Wyjątkiem był jeden sektor w Super Gold, szczelnie wypełniony przez kibiców Ferrari
Wyścigi resoraków marki Porsche911 Carrera
Zaskakująca obecność wielu flag
Na godzinę przed wyścigiem pojawili sie główni bohaterzy
Poszli
Oglądanie na żywo zawodów ma jednak inny wymiar. Widoczna jest większa ilość toru niż ta przekazywana w TV, do tego ryk silników i hałas, przy którym wydaje się, że wszystko drży. W powietrzu unosi się delikatny zapach spalin charakterystyczny dla zawodów żużlowych. Prędkości jakie rozwijają zawodnicy są z cała pewnością bardziej odczuwalne, widoczne. No i na koniec atmosfera, której nie odda, żadna telewizja.
Przed trybunami ustawione były wielkie telebimy, na których wyświetlany był przekaz telewizyjny. Niestety nazwiska zawodników, czasy i istotne informacje o aktualnych pozycjach, które przesuwały się u dołu ekranu, napisane były małą czcionką. Aby je odczytać trzeba było mieć lornetkę albo zrobić zdjęcie z teleobiektywem i na matrycy powiększyć sobie obraz. Nie wiem jak jest na innych torach wyścigowych, ale na Węgrzech informacje dla kibiców były zerowe. Na początku zawodów, kiedy jeszcze wszyscy jechali razem było czytelnie, ale w miarę upływu czasu wszystko się zlewało. Nie wiadomo kto za kim jedzie, kto z kim rywalizuje zwłaszcza, że na telebimie nie prosto było odczytywać cokolwiek.
Oczywiście najczęściej kierowałem obiektyw na ten bolid
Alonso na trzech kołach
Ferrari, nawet nie wiem kto za kierownicą?
Dziwna kompozycja w kadrze
Koniec zawodów
Fani zwycięzców wparowali na tor
Długa droga powrotna do aut
Dwie godziny po zawodach siedzieliśmy już w cygańskiej knajpie na obiadokolacji. Po sąsiedzku rozsiedli się fani Alonso, pechowego kierowcy Renaulta, któremu odpadło koło i musiał się wycofać z wyścigu, choć przez długi czas był na prowadzeniu.
Oprócz bogatych występów artystycznych ja odnotowałem smak wybornego wina, jakie nam zaserwowano. Kiedy chciałem kupić do domu jedną butelkę okazało się, że mogą mi nalać tylko do plastikowego pojemnika za 8 eurasów za litr, zrezygnowałem.
Cygańska kapela do kotleta zagrała Zielony mosteczek
Z węgierska na ludowo
Kibice Renault z czasem się rozluźnili
Nazwy tego zespołu ludowego nie pomnę