Przypadek nr 1.
Główny bohater nieszczęścia: Ford Mondeo MKIII r.prod. 2000, oczywiście Diesel. Rok akcji 2010
Samochód oczywiście przed wyjazdem sprawdzony.
Miały to być niezapomniane wakacje dla moich rodziców, zabrani zostali z nami po raz pierwszy my ich a nie oni nas jak to drzewiej bywało.
Były niezapomniane.
Najpierw podczas nocnej jazdy zdawało mi się, że klima przestała chłodzić, ale zrzuciłem to na karb, że noc i pewnie nie potrzeba.
Na jednym z postojów sprawdziłem bezpieczniki w kabinie ( bo co innego mógłbym sprawdzić
) i było ok.
Na kolejnym z postojów, kiedy już temperatura rosła, sprawdziłem również bezpieczniki pod maską i też było ok.
Wtedy się zaczęło...
Silnik nie odpalił, pomimo wielu prób nie chciał zaskoczyć, ojciec przy okazji posprawdzał różne bezpieczniki, przekaźniki, potem niekoniecznie w te same miejsca wróciły. 1000km od domu, zero cienia, skwar z nieba.
Zostało Asistance. Najpierw telefon do Polski, potem kontakt z Europejskim Centrum Asistanca firmy X- już nie pamiętam której. Lokalizacja miejsca, gdzie jesteśmy i w którą stronę jedziemy, potem telefon od chorwackiego laweciarza, któremu przekazaliśmy , ile osób nas jest na pokładzie, miejsce gdzie stoimy i co się stało. Notabene to mój największy sukces jeśli chodzi o dogadanie się po angielsku, przez telefon bez użycia rąk.
Znaleźli nas.
Ze dwie godziny trwała akcja, gorąco, wszyscy 6 poziom wkur.....nia, żona 8 poziom, ja mam dość. Miały być Vodice, trochę brakło..
CHorwat przyjechał lawetą, pomachał rękami typu silnik kaput!!!, serwis Ford Zadar , zapakował auto na lawetę i okazało się, że miejsca w lawecie dla wszystkich zabraknie, bo laweta trzyosobowa licząć kierowcę, on przyjechał ze swoim synem małolatem, a nas 5sztuk.
Skończyło się, że ja z synem na kolanach w lawecie, żona i rodzice w mondeo na lawecie, na szczęście z uchylonymi szybami, bo w środku by się bez tego usmażyli.
Laweciarz zawiózł nas i auto do serwisu w Zadarze, coś tam podpisał, zagaił w serwisie co się stało i pojechał. Serwis stwierdził, że wcześniej jak o 15 to nie sprawdzą , co się stało, to było koło 12, więc z młodym zacząłem szukać wyjścia awaryjnego. Jako że w opcjach assistance, mieliśmy opcje albo noclegu na 3 doby albo auto na 3 doby, więc wybrałem to drugie.
Obeszliśmy z młodym wszystkie dwie znalezione wypożyczalnie samochodów, w jednej nie mieli nic dla nas, w drugiej było zamknięte, a jak zadzwoniłem, to mi powiedziano, że na jeden dzień im się nie opłaca i tyle.
Z pomocą przyszedł serwis, w którym okazało się, że mogą pożyczyć mi Vectrę ( w salonie Forda - Vectrę). Fajna ona była, nowa. Problem polegał na tym , że musiałem jutro oddać. Przepakowaliśmy się więc do niej i po umówieniu się z serwisem na telefon, ruszyliśmy w poszukiwaniu noclegu.
Nocleg znaleźliśmy w Privlace. Właściciel, Slavko kiedy zobaczył, że przyjechaliśmy samochodem na ich numerach, wysłuchał naszej historii, obiecał pomoc.
NA drugi dzień zadzwonił z serwisu gość i po angielsku powiedział, że padł kompresor klimy, zatarło się sprzęgiełko a że cały osprzęt chodzi na jednym pasku, to zaklinowało się i nie dało się silnika uruchomić. Za 10 dni będzie nowy za 700E lub na jutro będzie używany za 350. Jako, że musiałem i tak jechać do serwisu oddać vectrę, umówiłem się z nim, że wszystko mi wytłumaczy jak przyjadę .
Jak zajechałem, okazało się, że gościa już nie ma, za to inny powiedział mi najpierw, że nie kompresor a turbina się schajczyła. Po konsultacji okazało się że kompresor ale jest tylko opcja z nowym za 10 dni.
Załamałem się. Za 10 dni to ja miałem być w pracy z powrotem, a nie użerać się w Cro z autem.
Wróciłem taksówką do apartmana zastanawiając się nad planem B.
Z pomocą przyszedł Slavko, który kolejnego dnia pojechał ze mną do serwisu, tam wytłumaczyli nam jeszcze raz o co biega, dali jakieś schematy i ze Slavkiem, jego samochodem zaczęliśmy jeździć po okolicznych szrotach w poszukiwaniu kompresora. Szczęśliwie niebawem znaleźliśmy i po znajomości nie płacąc jeszcze pojechaliśmy do serwisu szczęśliwi.
Szczęście nie trwało długo, bo kompresor nie był takim kompresorem, który miał pasować do mojego modelu, ale znalazł się serwisant, z którym jako pierwszym rozmawiałem przez telefon. Potwierdził, że na jutro zorganizują kompresor z Zagrzebia, więc mam się nie martwić i jechać odpoczywać. Oddaliśmy więc część na szrot z powrotem i pojechaliśmy się luzować.
Nazajutrz rano przyszedł Sławek, powiedział, że ma dobrą wiadomość, że o 11 jedziemy odebrać auto, bo dzwonili do niego. Wszyscy więc poszli na plażę, a ja ze Slavkiem pojechaliśmy po odbiór uprzednio odwiedziwszy bankomat.
Na miejscu okazało się, że auto odpalone, klima się ładuje, wszystko ok, jeszcze chwila i odjeżdżam. Za szybko....
Za chwilę dym z samochodu, mechanicy w panice, nie chcą mi wyjaśnić, co się znów stało.
Jak już się uspokoili, okazało się, że nowy( używany kompresor) też jest nie dobry, ale nie martw się, na jutro będzie kolejny.
Jako, że juto była niedziela, więc plażing i smażing bez stresu.
W poniedziałek również, skąd z plaży wyciągnął mnie Sławek , mówiąc , że musimy porozmawiać. Lampka mi się w głowie oświeciła ze strachu o nowe komplikacje, bo nie mówił że ma dobrą wiadomość.
Okazało się, że kolejnego kompresora nie będzie , ten który zamontowali co prawda nie chłodzi, ale za to wszystko się kręci jak należy, i mogę z nim zabrać auto, bez sprawnej klimy, ale za to jeżdżącym.
Zapłaciłem oczywiście jak za zboże, odebrałem auto po w sumie 7 dniach, wycieczek krajoznawczych rodzicom nie zrobiłem przez to. Z duszą na ramieniu wracaliśmy do domu bez klimy, ją naprawiłem za grosze w Polsce i już więcej z nią nie miałem problemu.
Za to z autem a jakże, ale o tym w następnej odsłonie