Cd. naszej "przygody".
Było to 21 lat temu także wielu szczegółów mogę już nie pamiętać. To co pamiętam opiszę. Z samochodu, jak już wcześniej napisałem, udało nam się wyjść. Policja i pogotowie zjawili się w ciągu paru minut. Byliśmy bardzo spokojni, tak jakby nic się nie stało. Zero paniki, rozpaczy, to był chyba szok. Czuliśmy się tak trochę jak we śnie, jakbyśmy stali z boku nie zdając sobie sprawy, że to nas dotyczy. Bardzo płakała i rozpaczała Niemka, która spowodowała wypadek. Przepraszała, była w panice, myślała, że nie żyjemy. Co nam życie uratowało ? Pasy bezpieczeństwa. Trzymały nas bardzo skutecznie. Największym niebezpieczeństwem okazał się zagłówek, który pod wpływem uderzenia, nie wiem czy mojej głowy, spadł z metalowych prętów. Całe szczęście nie nadziałem się.
Pogotowie zabrało nas do szpitala gdzie zrobiono nam wszystkie badania. Okazało się, że nic poważnego nam się nie stało.
Nie zatrzymali nas w szpitalu, stwierdzili że wszystko będzie ok. Policja przywiozła nasze rzeczy i po badaniach zawiozła nas do hotelu.
Będąc w hotelu wykonałem telefon do szefa, że raczej nie popracuję w Sylwestra
opisując cała historię. Zadzwoniłem również do kolegi Niemca, który rano po śniadaniu zjawił się u nas. Z racji tej, że Dirk był mechanikiem samochodowym i z takimi sytuacjami miał już wielokrotnie do czynienia, dokładnie wiedział co robić dalej. Po przywitaniu, ocenie naszego samopoczucia, rzucił tekst w wolnym tłumaczeniu "no to nieźle zarobicie". Wiem, nieźle oberwaliśmy, odpowiedziałem. Źle mnie zrozumiałeś, odparł, mówię, że trochę pieniędzy zarobicie. Bierzcie rzeczy, jedziemy do prawnika, który zajmie się wami. Zawiózł nas do swojego znajomego, który specjalizował się w ściąganiu kasy z firm ubezpieczeniowych. Adwokat, przyjął nas bardzo serdecznie i powiedział, że bierze naszą sprawę od ręki. Mamy wracać do Polski i długo chorować, najlepiej do kwietnia. Wszystkie rachunki, za hotel, taksówki, zwolnienia lekarskie, wysyłać mu. On na bieżąco będzie informować nas o postępach i w maju sprawę zakończymy. To było nasze pierwsze i ostatnie spotkanie z tym gościem. Później tylko listownie i telefonicznie się kontaktowaliśmy. Pierwszą informację, jaką dostaliśmy, to że mój szerszeń ma orzeczoną (total schade) i za dwa tygodnie zostanie skasowany na koszt ubezpieczyciela sprawcy. Jeżeli chcemy go zabrać, to nie ma z tym problemu, jest tu i tu. Pieniądze za szkodę zostały przelane na moje konto w Niemczech w wysokości
13 000 Marek. Ile, coś im się popier..ło myślę. Dokończę jutro, muszę jechać trochę popracować