To i ja opowiem troszkę o swojej przygodzie , wraz ze znajomymi planowaliśmy wyjazd na Makarską w ciemno , wyjazd zaplanowaliśmy na niedzielę ok 14 aby na miejscu być jak najwcześniej , po pierwsze jedziemy na spokojnie , po drugie chcieliśmy być na miejscu jak najwcześniej żeby nie szukać apartamentu w upał. Parę dni przed wyjazdem kupiliśmy aparat fotograficzny Nikon zwykła mała cyfrówka była taka kolorowa seria już nie pamiętam modelu , coś skłoniło mnie w dzień wyjazdu aby zgrać zdjęcia z niego , jakież ogromne zdziwienie było jak zobaczyłem jakość zdjęć ... porażka , nie ostre , rozmazane , pierwsza diagnoza uszkodzony aparat, szybko w auto aby go wymienić , przecież nie pojedziemy na wakacje z takim aparatem, zajechaliśmy szybciutko do Saturna , po oględzinach Pan stwierdził że ten typ tak ma , jest to najniższa półka Nikona i właśnie takie robi zdjęcia... po parunastu minutach proszenia Pana aby nam wymienił aparat zgodził się , podczas sprawdzania zawartości pudełka okazało się że nie ma w nim płyty..... no tak została w komputerze w domu , ehhh i gonitwę czas zacząć , w między czasie już dotarli do nas znajomi i czekali na nas , wtedy dziewczyna a teraz już moja żona poszła wybierać nowy aparat a ja gazem do domu po płytę , znajomi pojechali ze mną do sklepu ale już było wiadomo że wyjazd będzie miał opóźnienie, zjechaliśmy do domu ok 15-16 z nowym aparatem marki Kodak
szybkie pakowanie , buzi z rodzicami i w drogę , pożyczonym od rodziców BMW E61 kombi , auto bardzo duże , bardzo wygodne z dobrym 3.0 dieslem pod maską - jeszcze wtedy nie mieliśmy pojęcia że przygoda z aparatem to początek. Droga przebiegała bez problemu , przed granicą w Cieszynie zjechaliśmy na stację aby dotankować samochód i kupić viniety , spokojnie wlałem pod korek, i poszedłem kupić naklejki , krótki telefon i w drogę. Jadąc przez Czechy był kawałek autostrady z płyt ... przez naprawdę dość spory kawałek było słychać tylko łup łup łup i nagle oświeciła się kontrolka tylnego zawieszenia , samochód ten był wyposażony w bardzo fajny bajer jak pompowane tylne zawieszenie , zamiast sprężyn były poduszki i kompresor , auto zawsze utrzymywało jeden poziom bez względu ile miało zapakowane w bagażniku , po zjechaniu na parking stwierdziliśmy że nic się nie dzieje i ruszyliśmy w dalszą drogę, która przebiegała sprawnie , tak aż do Chorwacji , uradowani że zostało nam jeszcze 450km zjechaliśmy na kawę i siku , była chyba 4-5 rano, podczas wyjazdu z parkingu jak coś nie łupnie .... mówię yhmmmm coś jest nie tak , auto dziwnie się prowadzi i zachowuje , zjazd na najbliższa stacje , co się okazało tył samochodu całkiem na dole , jeszcze troszkę i by tarł o ziemię , szybka diagnoza i rozmyślanie - no tak auto ma zbyt ciężko i kompresor nie ma siły napompować , decyzja - wyciągamy graty z bagażnika , 5 rano stacja pełna ludzi a my targamy wszystkie graty , niestety nic to nie dało , jak leżał tak leży , hmmm pomoc ? bez sensu , co tam pomogą ? co najwyżej zatargają do serwisu , padła decyzja jedziemy dalej , ryzyk fizyk , kolejne 400 km było koszmarem , maksymalna prędkość to jakieś 90km/h piękna prosta autostrada a my sie kulamy jak na jakimś traktorze , reszta pasażerów poszła spać , ja tak jadąc sobie spokojnie podliczam w głowie koszty paliwa , tutaj zatankowaliśmy do pełna za tyle , potem przed granicą za tyle..... hmmm zaraz zaraz budzę dziewczynę , Kochanie gdzie jest rachunek ze stacji przed granicą , szuka w torebce .... yyy nie ma , jest tylko za viniety , ........ parking -zjazd - cisza. Okazało się że byliśmy tak zagadani , i jakoś zakręceni ze podjechaliśmy , ja zatankowałem , kupiłem naklejki i w drogę , nie zapłaciłem za paliwo , oczywiście nie świadomie , myślę pięknie, nie dość że auto zepsute to jeszcze za paliwo nie zapłacone , najlepsze to że na stacji staliśmy jakieś 30 min i nikt nas nie upomniał. Ehhh mówię sobie trudno , byle się jakoś dostać na Makarską i zdobyć apartament. Na miejscu byliśmy ok 12 , skwar jak nie wiem co (dobrze że choć klima działała) zjechaliśmy do centrum ale tam nic ciekawego nie było w końcu udało się, apartament na wysokości stacji INA zaraz przy wjeździe , była 15, czas na tel do domu , hmmm myślę zadzwonię do mamy , przyjmie to spokojniej , dzwonię .... tak dojechaliśmy , tak tak wszystko ok , ale...... zepsuło nam się auto i nie zapłaciliśmy za paliwo.... cisza .... u tutaj długo pisać bardzo dużo dzwonienia , szukania po internecie a więc skrócę , szwagier pojechał na stacje gdzie była zarejestrowana "ucieczka"
i uregulował dług , jakieś 80 zł , po długich rozmowach ze znajomym z BMW i różnych próbach w aucie doszliśmy do wniosku że padł kompresor odpowiedzialny za pompowanie zawieszenia , nie było możliwości powrotu takim autem, na szczęście koleżanka która z nami była skontaktowała się ze swoja przyjaciółką która jechała na wakacje , zabrała nam komplet narzędzi i sprawny kompresor ,po jego wymianie zawieszenie ożyło
ale tydzień urlopu wycięty
pominę już fakt że podczas powrotu umarło radio itp
przygód co nie miara ,na szczęście wszystko dobrze się skończyło , dwa lata temu i rok temu obskoczyliśmy Chorwację Touranem w 1.9 tdi bez przygód i mam nadzieje że tak zostanie