c.d.
A teraz najgorsza część relacji - "powrót"
(31.07)
Jak już wspomniałem wcześniej, 30 lipca po południu spakowaliśmy ponton, ponton na auto, część "klamorów" również została spakowana. Pomagał mi w tym szkrab - podając, przynosząc (nie zamiatał
) itp.
Trwało to jakieś 3 godziny na słońcu (popołudniowym, ale jednak).
Wieczorem około godziny 20 zauważyliśmy, że szkrab ma gorączkę (około 39 stopni C). Podejrzewałem jakiś udar słoneczny, gdyż innych objawów poza gorączką nie było (kaszlu, kataru, bólu gardła itp). Daliśmy mu lek przeciwgorączkowy i zasnął.
W planach był wyjazd z Brodaricy około godziny 8:00 (żeby zdążyć do znajomych koło Chrzanowa na około 22:00 - nocleg i takie tam...
).
Niestety o godzinie 3 rano gorączka obudziła szkraba.
Wcześniej mając dostęp do internetu wykupiliśmy transmisję audio TVN24, więc cały czas słyszeliśmy komunikaty o świńskiej grypie.
Szybka diagnoza żony - świńska grypa
Myślę sobie - trudno - nie wyjedziemy rano - pójdę z małym do lekarza i tyle. Tutaj się zreflektowałem...... ubezpieczenie !!!
Ubezpieczenie zdrowotne PZU Wojażer (pełna opcja ze sportami ekstremalnymi) wykupiłem do 30 lipca zakładając, że 31.07 już będziemy w Unii Europejskiej, a tam działa już nasz "kochany NFZ"...
Jakby mi szkraba wzięli do szpitala w CRO - to klops
Szybka decyzja - wyjeżdżamy. Byle szybciej na teren UE.
Mały dostał znowu lek przeciwgorączkowy, uspokoił się (lek działał bardzo dobrze) i około 5:00 wyjechaliśmy z apartmana.
Zdjęć już żadnych nie robiłem - nie było mi do śmiechu......
Przejechaliśmy granicę Chorwacji. Nie było żadnych korków, na bramkach autostrady ("ludzkich") zapłaciłem za I kategorię pojazdu (w drodze DO policzyli mi drożej - za II kategorię) i wjechaliśmy do Słowenii.
Mimo, że był dzień i bez problemu mogłem szukać objazdu autostrady - z wiadomych powodów podjechałem na stację benzynową i grzecznie kupiłem winietę (od razu też austriacką, żeby się znowu nie zatrzymywać).
Wydaje mi się, ze jadąc od strony CRO przez Słowenię jakoś więcej trasy przejechałem autostradą niż w stronę DO (wtedy coś mi drogowskazy "namieszały").
Zatankowałem paliwo w Mariborze (niby, że w Słowenii taniej). Cena ON 1,01 EUR na stacji OMV. Później przejeżdżając przez Wiedeń na stacji BP widziałem ON za 0,97 EUR (więc coś chyba z tą "tańszością" w Słowenii nie halo....)
Podczas jazdy szkrab oglądał bajki na DVD (
JAKOV2004 - przydało się
) i jakoś "się trzymał".
Już myślałem, że wszystko minęło (nie miał gorączki, nie marudził), lecz około 12:00 znowu gorączka wystąpiła
Kolejna dawka leku przeciwbólowego i rozmyślania (byliśmy wtedy przed Wiedniem) - szukamy szpitala, czy jedziemy dalej....
Zadzwoniliśmy do znajomych pod Chrzanów, u których mieliśmy nocować, żeby usłyszeć ich opinię - co to może być za choroba.... Dodatkowo dowiedzieliśmy się, że o tej porze (jak tam dojedziemy) to żadnego lekarza w okolicy nie znajdziemy
Zadzwoniliśmy do infolinii centrum medycznego (w którym mamy abonament), żeby wskazali nam jakąś przychodnię w okolicach Cieszyna, Katowic. Podali kilka telefonów.
W związku z tym, że lek przeciwgorączkowy znowu działał, zdecydowaliśmy jechać dalej..... byle "na przód".
Przejazd przez Wiedeń w stronę Brna - koszmar (światła, światła, światła).
Wyjechaliśmy z Wiednia szukając drogi na Breclav (nie chciałem się pchać na Mikulov), lecz oczywiście przegapiłem zjazd
Wpakowaliśmy się w korki przed Brnem (remonty od strony Mikulova) - kolejna godzina stracona.....
Z Brna autostradą w stronę Cieszyna jechało się dość dobrze (mimo, że jakoś dziwnie odbierałem oznaczenia na drogowskazach) - momentami miałem wrażenie, że jadę w złym kierunku (na szczęście "męska intuicja" dobrze mnie pokierowała
i znaleźliśmy kierunek na Czeski Tesin).
W Cieszynie byliśmy około 18:00. Cały czas prowadziłem auto sam w dużym skupieniu - żona była zbyt przejęta chorobą małego żeby prowadzić (podejrzenia o świńską grypę nie ustawały).
Zanim znaleźliśmy Szpital Śląski w Cieszynie też minęło sporo czasu
(Automapa zainstalowana w moim PDA na karcie pamięci "zniknęła" w czasie gdy nie używałem PDA i urządzenie się rozładowało - musiałem potem w PL sformatować kartę i jeszcze raz zainstalować AM)
W Szpitalu Śląskim dyżurna pediatra zobaczyła szkraba i postawiła diagnozę: "angina ropna" (nie chciała w ogóle słyszeć o świńskiej grybie - według niej nie było podstaw do takich podejrzeń).
Nigdy nie myślałem, że tak się ucieszę z takiej diagnozy (angina ropna) ......
Przepisała małemu antybiotyk (zaleciła od razu zażyć pierwszą dawkę) i kazała jechać do domu.
Odwołaliśmy wizytę u znajomych i wsiedliśmy w auto kierując się w stronę Warszawy (była godzina 19).
Wypiłem napój energetyzujący
(byk) i w drogę. Mimo, że dwupasmówka to nie przekraczałem 90-100 km/h (TIRy mnie wyprzedzały).
Rodzina na pokładzie spała, a ja słuchając radia i CB zmierzałem do celu.
Około 24:00 byliśmy w Warszawie.
Szybkie wypakowanie najpotrzebniejszych rzeczy i spać (była godzina 1:00)
Obudziłem się około 7:00, poszedłem na parking wypakować auto.
Zrobiłem jeszcze zdjęcia winietek:
na tym się skończyła nasza wyprawa do CRO:
KONIEC