Kiedyś musi być ten pierwszy raz. W Chorwacji nie po raz pierwszy, ale relacja i owszem. Wieczory coraz dłuższe, cromaniacy piszą, ja czytam i zaczyna się robić smutno, bo tak dawno po wakacjach, ale i "światełko w tunelu", bo jeszcze tylko 9 miesięcy i ...
Bo przecież rok temu padło hasło "jedziemy do Chorwacji". No i zaczęło się przeglądanie ofert, Waszych relacji i urabianie żonki, która trochę sceptycznie do tego podchodziła. W tym roku to co innego, nawet doradza, w który region będzie lepiej.
Jednakże w ubiegłym roku padło na Brodaricę. Z kilku względów, sam nie wiem, co przeważyło, ale chyba oferta cenowa apartamentu, opinie, że "spokojnie", a to mi najbardziej chodziło.
No więc w styczniu zaliczka i odliczamy dni, a tych duuużo do 2 lipca.
Ale zimowe wieczorki szybciej mijały na planowaniu trasy, przeglądaniu forum, itd.itp.
Dobra, dość przynudzania.
Nadeszła godzina zero.
Spakowani, przygotowani ruszamy z kochanego Podbeskidzia przez Słowację, Węgry. Wyjazd o 17, planujemy spokojnie dojechać rankiem, bez wyścigów, z drzemką po drodze.
Nocny przejazd bez problemów, "86" prawie pusta.
W Redics przed granicą Słoweńską drzemka, no i dajemy. Przejazd przez Słowenię - chwila-moment, i jesteśmy w Chorwacji. No ale do Adriatyku jeszcze ho-ho.
Nastał dzień
No i tunel za nami, przed 16, za 23 i te widoki...
Jedziemy do Zadaru, ale o tym... następnym razem, jeśli oczywiście ktoś zechce