Mostar - zwiedzanie
Przejazd przez miasto, w którym panuje duży ruch, stopień zajętości naszego parkingu, jak też udzielona na przywitanie przez parkingowego oferta usług przewodnickich uświadamiają nam że lekko (i luźno) niestety nie będzie... Na początku jeszcze nie wygląda to źle - pieszych i turystów niewielu. Tym co zwraca uwagę jako pierwsze są łatwo odnajdywalne ślady minionej wojny i piękne widoki na otaczające miasto ze wszystkich stron góry:
Im bliżej Starego Mostu tym więcej życia na coraz węższych uliczkach - pojawiają się naganiacze do lokalnych restauracji (jeden z bardziej nachalnych twierdzi że jego lokal jest na liście UNESCO cokolwiek miałoby to w tym przypadku oznaczać...), przybywa turystów, w końcu pojawiają się długie rzędy bazarów wszelkiej maści.
Miasto rzeczywiście ma coś w sobie a Starym Mostem (i nie tylko) można się zachwycić. Śladów rekonstrukcji zabytków po ogromnych zniszczeniach wojny domowej nawet za bardzo (na starówce) nie widać. Robi wrażenie wspaniałe, śródgórskie położenie, krasowa Neretwa, poosmańskie zabytki, przemieszanie wschodu i zachodu...
W rejonie mostu nasz mały się uaktwnia i chcąc nie chcąc wypuszczamy go z plecaka. Na początku jesteśmy nawet zadowoleni - w końcu sobie niebożę pobiega po paru godzinach w samochodzie... Oczywiście chwilę później wszystkie stragany są jego co skrzętnie wykorzystują sprzedawcy. Błąd okupiony zostaje zakupem drewnianego konika w niezwykle okazyjnej, wyrażonej w EURO cenie (godzinę później pływa już w Neretwie...), po czym, jako iż gołem okiem widać iż lada chwila zostaniemy tu wyprzedani za garść paciorków, decydujemy się na interwencję. Krzyku jest sporo, ale najsłabsze ogniwo rodziny udaje się spacyfikować jakkolwiek dalszy ciąg zabytkowej, pełnej bazarów uliczki Kujundżiluk przemierzamy w dość szybkim tempie...
cdn