Wtorek 04.09.2012Pobudka o 5:00 – ruszamy na podbój Dubrovnika.
Gospodarze mówili, żeby unikać Dubrovnika w weekendy a także nawet piątki i poniedziałki, dlatego wybór padł na wtorek. O 6 ruszamy.
Droga o poranku bardzo przyjemna, niewielki ruch, można trochę się rozejrzeć dookoła. Mijamy kolejne malownicze miejscowości.
Za Hvarem widać potężny masyw Peljesac.
W oddali prom płynący z Sucuraj do Drvenika
Zatem zjeżdżamy do Drvenika bo chcę zobaczyć jak wygląda przeprawa promowa. Może w przyszłym roku Hvar….
W kolejce na prom czeka kilka samochodów. Ten, który widzieliśmy z góry właśnie przypłynął i wyjeżdżają kolejne auta. Zawracam i wracamy na trasę.
Jedziemy, jedziemy
w końcu przed nami na drodze nasz rodak z rejestracją RZ. Strasznie się wlecze, hamuje na każdym zakręcie. Choroba jestem cierpliwy, ale do czasu.
Wyprzedzam (oczywiście w dozwolonym miejscu) i za moment jesteśmy na granicy z BiH.
Jako tradycyjny pechowiec wjeżdżam pierwszy na granicę a pan celnik ciach każe nam zjechać na pobocze. Trochę mi gul skacze bo zapomniałem wyrobić zieloną kartę. W międzyczasie oczywiście pan RZ przejeżdża bezproblemowo ….wrrrrr.
Po 3-4 minutach przychodzi pan celnik i każe jechać. Uff, udało się….
Natężenie ruchu wzrasta i w końcu wjeżdżamy do Dubrovnika. Wiele słyszałem o trudnościach w znalezieniu parkingu. Pomimo że jest dopiero po 9 jedziemy za dużymi znakami „Public Parking, skręcamy o ile pamiętam w lewo i wjeżdżamy tam aby uniknąć szukania miejsca. I jest to moim zdaniem dobra decyzja. Okazuje się, to to być czteropoziomowym parkingiem podziemnym. Na wjeździe bierze się bilecik a po powrocie płaci w automacie (nie przyjmuje banknotów o nominale większym niż 50 KUN, trzeba się udać wówczas do budki na górze tak jak ja to musiałem uczynić z banknotem 100KUN). Dużo miejsc jest wolnych o tej porze. Cena 15 KUN za godzinę, zostajemy. Potem okazuje się, że jest kilka wolnych miejsc przy parkometrach po 10 KUN za godzinę w drodze na starówkę, ale nic nie kombinujemy. Na dole ceny za parkowanie to 20 a nawet 30 KUN za godzinę i jeden wielki korek….
Do przejścia z naszego parkingu jest 1-1.5 km do starówki.
Schodzimy ładną aleją i po chwili jesteśmy u bram starówki.
Sporo ludzi, wycieczek (dużo starszych osób). Oglądamy, spacerując wolno w końcu siadamy na kawkę i ciasteczko. Kawa przybywa i okazuje się, że dostajemy ostatniego Croissanta zamiast dwóch zamówionych. Zabrakło. Rachunek na koniec jest niezły. Kawa po 21 KUN + 12 za ciasteczko…. Kawa w Breli kosztuje 8 KUN….
No i jakoś tak się źle nastawiliśmy, że postanawiamy zwiedzać dzisiaj za darmo. Odpuszczamy wchodzenie na wały (70 KUN za osobę…) i inne płatne atrakcje. Kręcimy się wąskimi uliczkami, oglądamy, wg planu wycieczek pobranego w punkcie informacyjnym.
Nie potrafię sobie odmówić fotkie tego cuda
Chcemy iść zewnętrzną częścią murów bo tak jest narysowane na mapce, ale okazuje się to niemożliwe. Skały i morze uniemożliwiają przejście. Pooglądaliśmy i wracamy.
A tu miejscowe gimnazjum
I przerwa w zajęciach
Na pewno jest gdzie iść na wagary wokoło….
Chodzimy dalej, zwiedzamy, zatrzymujemy się tu i tam ...
Tu właśnie jeden z uroków starówki tj. piękny koreczek na dole… Nasz parking pozwalał nam uniknąć stania w nim i spowrotem też wyjeżdża się bez problemu
Dubrovnik bez wątpienia trzeba zobaczyć. Chciałem wjechać na górę i zrobić panoramę, ale odpuściliśmy. Może też trzeba było wejść jednak na te mury i podjechać kolejką linową, ale to może następnym razem. Na pewno warto było jechać od nas te 170 km (bite trzy godziny), niemniej jednak zeszłoroczny Mostar wywarł na mnie mocniejsze wrażenie. Może też z tego względu, że jest tam cały czas dużo śladów minionej wojny, dużo opuszczonych, ostrzelanych budynków no i fantastyczna, klimatyczna starówka.
Tutaj może ta ilość ludzi (nie wyobrażam sobie pełni sezonu…) itp. sprawiła, że milej wspominam Mostar. W Dubrovniku widziałem też sporo kwater, ale w życiu bym tam nie chciał spędzać urlopu…
Wracamy, łamię przepisy i stajemy na kilka fotek w dwóch miejscach przy wyjeździe, przed ...
.... i za mostem
W drodze powrotnej postanawiamy postawić stopę na Peljesac.
Wybór pada na Ston aby coś tam zjeść. Zatrzymujemy się w końcu w Małym Stonie.
Wchodzimy do knajpy Kapetanova Kuca, która wydaje się być bardzo ekskluzywna. Kelner podaje kartę. Hm co najmniej drogawo, dziękujemy i wychodzimy.
Wchodzimy do knajpki niedaleko
Tam ceny dużo przystępniejsze. Jest duże akwarium z rybami i wielkim żółwiem w wodzie.
Wahamy się co zamówić. Ja wybieram mięsa z grilla a żona, czego później żałuje Małe Ribi
Są naprawdę małe….
Nie są złe, ale sporo ich zostaje….moje mięsa też takie sobie. No nic nigdy nie wiadomo jak się trafi
Najedzeni myślimy sobie a może powinniśmy wejść na mury w Stonie ?
Jednak oglądamy tylko z dołu, trzeba tu będzie kiedyś wrócić…
Decydujemy się zatem na powrót.
Tutaj miejsce gdzie Peljesac łączy się z lądem
Jeszcze tylko stajemy na fotki jeziorek Bacinskich po drodze (kolory świetne, aparat nie oddał tego nawet w 30%)
A w domu wiadomo, plaża….
CDN.