Piątek 31.08.2012Rano wstajemy bardzo wcześnie. Jest ciemno. Trzeba się jakoś obudzić, leniwie sączymy kawę wpatrując się w Łysego, który świeci lepiej niż Słońce ostatnimi dniami.
Trochę zżera mnie ciekawość, trochę jakiś lekki stres, tyle się naczytałem, że różnie ludzie reagują na Jurku itp. No nic jakoś to będzie, kierowcą jestem nie najgorszym. Wyprzedzając fakty, jeśli ktoś jeździ na co dzień spokojnie da radę.
Drobne śniadanko i 6:15 wychodzimy. Jedziemy przez pustawą Makarską, skręcamy w drogę na Vrgorac i 6:50 meldujemy się przy budce wjazdowej. Myślałem, że będzie zamknięte, ale Pan mówi, że jesteśmy pierwsi i możemy wjeżdżać. Płacimy po 40 KUN od osoby (nie wiem czy tak ma być, ktoś gdzieś pisał, że po 25 KUN wjazd). Dostajemy mini mapki, ale żadnego biletu… Zaspany byłem i nie wiem czemu o to nie zapytałem. Jedziemy leśną drogą i nagle za kolejnym zawijaskiem widzę macha dwóch turystów. Stajemy i zabieramy ich. Okazuje się, że to Słowacy, którzy pieszo wybrali się na górę. Do przejścia mieli jeszcze jak się okazało ok. 22 km. Szok. Patrząc na drogę jaką przebyliśmy szli by chyba do 15-16 a potem jeszcze powrót po ciemku….
Wyjeżdżamy z lasu i się zaczyna… Po prawej przepaść, żona trzyma się kurczowo drzwi a mi serce zaczyna bić mocniej. Co chwila znaki o spadających kamieniach a kiedyś widziałem zdjęcie samochodu z wielkim kamulcem na dachu w drodze na Jurka ….
No nic dwa oddechy, zupełnie się uspokajam, pasjonuję się pokonywaniem kolejnych kawałków drogi. Myślę sobie jakby tu ktoś zorganizował rajd, droga świetna, ale pewnie niektórzy musieli by zaczynać nieco niżej od nowa…
Widoki fajne, potem kończą się i wjeżdża się na coś na kształt przełęczy. Tylko lekko pod górkę, teren z obu stron. I nagle patrzymy a tu Pani i jej stadko
Chwilę potem bezpańskie konie. Stanąłem a było ich trzy czy cztery.
Ostatni postanowił spożyć posiłek na drodze. Musiałem poczekać aż skończy, zajrzał nam do wnętrza, kulturalnie się uśmiechnęliśmy do siebie i z pozdrowieniami każdy udał się w swoją stronę tj my w górę one na dół. Jedziemy, jedziemy, jedziemy długo nie widać szczytu. Zdjęć nie robię po drodze. W końcu jest ale jeszcze spory kawałek do niego. Nie wiem jak Ci nasi Słowacy co ich mam na pace by tam doszli. Naprawdę wyzwanie. Wracając trochę ludzi wjeżdżało na rowerach, to też duże wyzwanie….
Ostatni odcinek serpentyn, żona trochę przerażona, myk, myk, gaz, skręt, gaz i jesteśmy
Wysiadamy i podziwiamy. Oglądamy z góry chmury, które są u nas, na horyzoncie wystające czubki gór, Jadran prawie niewidoczny. Mocno wieje, jest 13 stopni. Przyjeżdża dwóch motocyklistów chorwackich, robią zdjęcia i wracają, za moment jest Focus z Polski z czterema młodymi osobami. Mają buty, które zmieniają, ale dziewczyny użalają się, że zimno a nie wzięły kurtek… Hm no trzeba się zawsze przygotować odp. na taką eskapadę
Obchodzimy szczyt dookoła, po drugiej stronie jest kamienny Kościółek
... ale zamknięty. Robię fotke przez okienko.
Przy Kościele jest tablica informacyjna. Oakzuje się, że kilka razy do roku są tam uroczyste Msze
Jest masę kopczyków z kamieni. Nie wiem czy robią to turyści czy wierni podczas uroczystości
To chyba pieszy szlak w dół
Wracamy, Słowacy zabierają się z nami, dostaję od nich znaczek (chyba jakieś Tatrzańskie stowarzyszenie) a po drodze pare km od szczytu wysiadają i wracają pieszo
Zjeżdżamy bez problemu, mijając kilka samochodów.
No cóż podsumowując chyba zjazd jest technicznie trudniejszy. Co prawda pod górę mieliśmy o tyle łatwo, że byliśmy pierwsi i nikogo nie było z naprzeciwka. Polecam tą opcję dla chętnych. Wracając wjechało już z 10 samochodów i z niektórymi trzeba się było mijać, ale wszystko przebiegło spoko. Raz mijaliśmy trzy duże busy, które wjeżdżały jeden za drugim. Na szczęście mijanka była nieco niżej i było szerzej, wysoko mógłby być jakiś drobny problemik. Serpentyny fajnie się pokonuje, mi się bardzo podobało, trzeba dobrze operować kierownicą, nie przekładać z ręki do ręki, ale kręcić jak tego wymaga sztuka. Starałem się nie patrzeć na boki, tylko skupiłem się na drodze aby opanować lęk wysokości, który mam. Zjeżdżałem głównie na biegu więc hamulce bardzo się nie nagrzały
Kiepsko widzę wjazd samochodem ze słabym silnikiem i np. w cztery osoby. Pewnie się da, ale to chyba męczarnia. Jak ktoś ma pytania to proszę, jestem do dyspozycji, nie wiem co mogę więcej napisać.
W planie po drodze jest Makarska. Chodzimy, oglądamy, zwiedzamy. Kawa przy porcie, wszystko się jeszcze budzi, jest ok. 9:30. Zaglądamy też na targ bo trzeba kupić parę drobiazgów do domu. Pustawo na ulicach.
Idziemy na cypel a tam budka, myślałem że z hot dogami patrzę a tu same kłódki. Myślę sobie ki czort. Za chwilę się wyjaśniło. Ludzie kupują i zatrzaskują kłódki na pobliskim ogrodzeniu
Makarska tak jak i Baśka. Fajnie pojechać, zobaczyć, ale mieszkać tam bym nie chciał. Acha Baśka na pewno jest ładniej położona widokowo jeśli chodzi o Biokovo niż Brela. To tak na marginesie.
Wracając stajemy na dłużej w Sanktuarium Vepric
Tutaj konfesjonały…
No cóż trzeba odpocząć chwilkę po dzisiejszych wrażeniach, zatem godzinka drzemki i śmigamy na plażę. Na dworze znowu się robi biało….przeciwległa Brać staje się niewidoczna (tak na marginesie patrzę na pogodę w telefonie pisząc relację i dzisiaj i jutro tj 13.09 chyba leje w Makarskiej…)
Pływam dzisiaj przy „Brelowej” skałce. Na górę wspiął się ok. 55 letni Niemiec i chyba ma problem. Chciał skoczyć, ale jak wlazł na górę to chyba się przestraszył i stoi jak sparaliżowany na górze. Sprawdzam mu dno, gadam, że jest ok., zachęcam do skoku. Ja nie właziłem na skałkę, ale na górze jest kilka ładnych metrów do wody. Os strony morza jest tablica, ale nie wszystko rozumiem. Oznacz to chyba jakiś pomnik przyrody i zakaz wchodzenia na skałkę. Wracam na plażę, on stoi i się kiwa. Po ok. 40 minutach skacze, drze się na całe gardło i wpada do wody. Wypływa, pozdrawiam go a on odwzajemnia z ręką w górze i podniesionym kciukiem. Drugi raz nie próbuje….
Potem przychodzi starsze małżeństwo miejscowych z dużymi rybami w reklamówce. Patroszą je i czyszczą. Wielki kawał wnętrzności wrzucają do wody, pływa on sobie dłuższą chwilę a ja widzę, jak niewidzialne szczypce wciągają go między kamienie. Dzisiaj kraby mają swoją ucztę. Fota na
plażo
Wieczór spędzamy w domu
CDN.