Ktoś kiedyś porównał swój pobyt na wakacjach (lub jego część) do filmu Dzień świstaka.
(dla niewtajemniczonych - główny bohater zapętla się w czasie i codziennie budzi się by stwierdzić że znów jest... wczoraj)
Taka etykietka świetnie pasuje do tegorocznego pobytu mojej rodziny w Breli. Po raz pierwszy z dziećmi ( i to od razu dwójką!!) ... to musiało wyglądać inaczej niż nasze (moje i męża) wcześniejsze "miodowe" wyprawy...
Dlatego relacji dzień po dniu nie będzie.
Nie będzie też opisów wycieczek - bo ich po prostu nie było. Moje córcie (w przeciwieństwie do małych Papiątek, które serdecznie pozdrawiam)
- niespecjalnie lubią siedzieć w samochodzie (niestety)
- tak samo niezbyt lubią tzw. zwiedzanie; (niestety)
- uwielbiają pluskać się w wodzie (stety)
Ostatnio zabraliśmy je do Łańcuta żeby zobaczyły jak mieszkają królewny co się skończyło tak że pani przewodniczka poprosiła żebyśmy może np. szli jeden pokój do przodu albo z tyłu...
Będzie więc:
- opis standardowego dnia świstaka
- wrażenia ogólne
- opis podróży
DZIEŃ ŚWISTAKA
Rankiem-świtkiem Milenka się budzi... żeby nie zakłócać snu reszcie, drzwiami tarasowymi (po wcześniejszej zmianie pampersa), obie w piżamkach wychodzimy na taras. Powietrze jest jeszcze w miarę rześkie. Sprawdzamy który pąk tajemniczego kwiatu na tajemniczej roślinie rozwinął się świtem a który kwiat tej nocy opadł. Spojrzenie na Brać ujęty w ramki kwitnących wokół tarasu (niebawem sobie przypomnę nazwę tej rośliny). Za godzinę, dwie, przepłynie tędy jakaś fiszpiknikowa łajba i rzewna chorwacka muzyka (luba ljuba) rozbudzi i przywoła na taras Krzysia, Emilkę i Ewę (szwagierkę). Ale na razie jeszcze śpią a my sobie z Milenką pooglądamy mrówki.
***
Siedzimy już przy śniadanku.
Kaszka dla Mileny, chrupki czokapiki z mlekiem dla Emilki a my wsuwamy przepyszny chrupiący chleb-kruch Francuz z pobliskiego osiedlowego sklepiku. Potem smarowanie kremami z filtrami (dla dzieci faktor 69 ). Potem pakowanie - napoje, zabawki, przekąski, zabawki, pieluchy, zabawki, ubranka, zabawki. Parasol, basenik, karimaty i wózek czekają na nas w komórce sprytnie wbudowanej w schody.
Właśnie... schody... Będziemy je pokonywać kilka razy dziennie w górę i wdół. Bo choć zgodnie z opisem nasz apartament jest 30 metrów od morza i pierwszy od morza, to jednak owe 30 metrów oznacza mniej więcej 70siąt parę dość stromych stopni.
Jesteśmy na dole. Milena się drze bo nie chce do wózka. Wózek=wróg. Udobruchana buteleczką herbatki z meliską zasypia na pierwszą drzemkę. Turlamy się w kierunku punta rata (plaża). Krzyś niesie basenik na głowie.
Na miejscu, gdzieś w zbawiennym cieniu piniowego zagajnika rozbijamy obóz. Milena jeszcze chwilę pośpi w wózku. A reszta już może zanurzyć się w krystalicznej wodzie Adriatyku. Przytulić się do cieplutkich kamyczków i rozgarniać je w poszukiwaniu ciekawych okazów.
***
Mmmmmmmmmmm Po obudzeniu dołącza do nas Milena. Woda=przyjaciel.
***
***
***
***
Tak mija kilka godzin. Pora udać się na obiadek. Wracamy więc na nasze Podraće (dzielnica Breli) i pichcimy sobie coś a'la makaron z czymś albo kasza z czymś albo jakieś gołąbki... co tam w słoiczku mamy. Musi być zjadliwe dla niejadka = Emilki. Milena - wiadomo - słoiczek. Teraz dzieci się chwilkę popluskają w baseniku na tarasie, może się zdrzemną. My sobie pykniemy jakiś deserem, kawkę, winko z wodą. Sjesta. Cykady. Upał. Brać i Hvar na horyzoncie ledwie widoczne ... fatamorgana??
Wreszcie słońce opuszcza zenit i zmierza ku zachodniej stronie nieba. Pora zbierać się na popołudniowo-wieczorny spacer. W co się ubrać? Myśl o ubieraniu czegokolwiek w ten upał (walizki pełne kreacji) jest nieznośna. Czyli jak zwykle ... idę w kostiumie kąpielowym ewentualnie koszulce. Jak się potem okaże 90% wczasowiczek ubierze się podobnie. Emilkę obtarły buciki kąpielowe i teraz wszystkie inne ją urażają. Pójdzie w samych skarpetkach. Promenada na naszym podracu rozgrzana do niemożliwości. Milena się drze bo nie chce do wózka. Przebiegam te części promenady, które skąpane są w słońcu, powolutku przemierzam odcinki ukryte w cieniu. Trochę wisimy na barierkach promenady – oglądamy rybki. Jest i Bellona. Trochę posiedzimy na plaży. Może zjemy pizzę (zjadliwa dla Emilki) ale raczej naleśniki (Emilka preferuje kuchnie jarską). Kupimy badziewie w stylu brzdąkajaca rybka, kolejne wiaderko, gwizdek… na koniec zaopatrzymy się w domaće winko albo rakiję w porcie i skierujemy się w kierunku domu.
promenada na podracu - widok w lewo
promenada na podracu - widok w prawo
i ze spacerku
plaże Breli
wiadomo - sławny kaman
i Emilas
Kolacyjka. Kruch, żaróweczki, dżemie, czokapiki, słoiczek, owoce. Milena wykąpie się na tarasie we wiaderku (świetny patent – niemowlęta uwielbiają się kąpać we wiaderkach a te są o wiele bezpieczniejsze od wanienek). Reszta prysznic. Dzieci spać. A my teraz posiedzimy sobie nad szklaneczkami, pogadamy. Kolejny kwiat pacnie na płytki tarasu. Odwiedzi nas jaszczurka. Nie mamy zegarków.
Wrażenia ogólne i opis podróży niebawem
plaża - panorama
widok z tarasu - panorama[/img]
wszystkie fotki via FLICKR.COM:
http://www.flickr.com/photos/30443727@N07/