Przygotowania do wyjazdu i trasa
PRZYGOTOWANIA DO WYJAZDU
Kwatera zaklepana jeszcze w lutym, zaliczka zapłacona, a moje dziewczyny na dwa tygodnie przed wyjazdem, dawaj, zafundowały sobie obie zapalenie płuc. Ratunku!
Ja do Pani doktor – co począć?? A ona mówi – jechać.
Na tym przecież polega leczenie klimatyczne. W Adriatyku nie ma co prawda tyle jodu co w Bałtyku, ale zawsze. No i zmiana klimatu niewątpliwie jest. Zaopatrzyła mnie w recepty na specyfiki na wszelki wypadek (uniwersalny antybiotyk dla dzieci, dla nas, Pioparox na gardło, Nifuroksazyd w razie bieguny, Fenistil na uczulenie, wapno, Nurofen , paracetamol… Spora walizeczka się uzbierała. I przydały się niestety. Ale o tym potem.
Ubezpieczenie wykupione w PZU.
Samochód oddany do przeglądu. Wrrrrrrrrrrrrrrr. Pisze wrrrrrrrrrrr bo serwis zawalił ale o tym za chwilę, przy okazji opisu trasy będzie.
Postanowiliśmy wziąć sporo jedzonka a z Polski. Raz że Milenka jeszcze tylko na słoiczkach jechała a dwa że Emilka to taki niejadek inż. Mamoń co je tylko to co już jadła. Z mięska to tylko mielone (pulpeciki) i parówki, najchętniej jarskie kopytka, kluseczki, pierożki, makaronik. Na szczęście są na świecie chrupki kukurydziane i mleko wiec zawsze jest czym poratować. Okazało się ta decyzja słuszna jeszcze z trzeciego powodu – uniknęliśmy konieczności robienia zakupów gdziekolwiek poza osiedlowym sklepikiem. Wiecznie objuczeni torbami z zabawkami, pampersami, Aventami, obwieszeni kamerami i aparatami, zaprzężeni do wielgachnego wózka Mileny i z wiecznie kicającą dookoła Emilką mielibyśmy kłopot w Breliańskim konzumie. No i wnosić potem wszystko po tych schodach.
TRASA.
Sam wakacyjny dojazd na miejsce jest już dla mnie zawsze atrakcją samą w sobie. Lubię podziwiać zmieniające się za oknem widoki. Lubię takie momenty jak pojawienie się pasma górskiego na horyzoncie, wyskok zza wyłomu skalnego z niespodzianką w postaci pięknego widoku który znienacka się rozpościera. A widok Jadranu ze szczytu przełęczy? Mmmmmm.
Niestety, jak przeczytacie niebawem, tym razem (jest to moja trzecia wizyta w Chorwacji) nie było tak różowo…
Wyjeżdżamy na noc. Żeby dzieci pierwszą cześć trasy przespały. Nawigacja włączona. Krzysztof i Ewa z przodu a ja z tyłu wciśnięta między dwa foteliki. Było mi nadspodziewanie wygodnie.
Stalowa Wola – Rzeszów – Barwinek – Svidnik – Presov –
- omijamy całe dwadzieścia kilometrów autostrady. Pani z nawigacji prowadzi nas sprawnie.
Koszyce – Miszkolc
Wpadamy na M3 i od tej chwili aż do celu prawie cały czas autostrada. Gdzieś na stacji kupujemy winietkę.
Świta. Za Miszkolcem na chwilę zastępuję Krzysztofa za kierownicą. Kryzysowa godzina – chwila snu dobrze mu zrobi. Niestety. Rozbudzone przesiadkami dzieci nie dadzą mu odpocząć. Zbliżamy się do Budapesztu. Nienawykła do jazdy po dużych miastach, wolałabym zrzec się posady kierowcy. Znowu przesiadka.
Budapeszt o świcie. Piękne miasto. Kiedyś spędziliśmy tu kilka dni i dość dobrze je znamy. Wiemy jak nazywają się ulice którymi jedziemy, place, most. Emilka przy każdej piękniejszej kamienicy pyta „czy tu mieszkała księżniczka?”.
Balaton
Gdzieś przed przejściem granicznym nawigacja na chwilę wariuje. Ale spoko. Nie da się zgubić. Dojeżdżamy do Gorican.
Oo! Korek. A to dopiero czerwiec. Jest upał niesamowity już. Na Goricanskim moście Krzysztof zauważa ze temperatura silnika wzrasta. Za chwilę zaczyna się kopcić spod maski a my stoimy w korku.
Mój przytomny mąż wie jak na to zaradzić. Odkręca szyby, wyłącza klimę i włącza ogrzewanie. Temperatura silnika spada. Rośnie za to temperatura w samochodzie. I ciśnienie moje też.
Jak się okazało po powrocie do Polski w serwisie nie przypięli czegoś (jakiegoś wentylatora od chłodnicy czy Klimy) i pociapali silnik olejem. Klima owszem działała dopóki samochód jechał z pewną prędkością. W korku już nie działała. A na dodatek silnik się grzał i to pociapanie zaczynało kopcić.
Od tej pory zamiast podziwiać widoki przepiękne za oknami (nie spodziewałam się że np. odcinek Gorican – Zagrzeb i Zagrzeb – Bosiljevo są takie urokliwe) kukałam nad ramieniem męża na wskazówkę temperatury silnika i jak się trafił korek (a trafiały się i owszem!!!) i trzeba było „grzać” wachlowałam kapeluszami dzieci. Wyobraźcie sobie jazdę w korku w upale z włączonym ogrzewaniem. Norrrrrrrrrrrrmalnie… No i zupełnie nie miałam w głowie uwieczniania przepięknych widoków za oknem!
A gdzie te korki były?
1. na przejściu granicznym. Zaczął się już kawałek kawałek przed mostem – zaraz za rondem ostatnim po stronie węgierskiej.
2. kawałek spory przed ślimakami - wjazd na autoceste w Lucko za Zagrzebiem. Dziewczyny chyba z HAC rozdawały wkurzonym podróżującym soczki w kartonikach. Nam się przydały.
Jak sobie przypominam teraz moje biedne dzieci…
3. Mala Kapela
4. Sv. Rok.
Poza tym w każdym prawie tunelu trzeba było jechać dość powoli i nie obyło się bez włączania OGRZEWANIA!!!!! Stres.
W końcu około 15:00, po zapłaceniu kartą w Sestanowac i zatankowaniu, kanionem Cetyni przekroczyliśmy Biokowo i naszym oczom ukazał się Adriatyk i przecudna zatoka Vrulja.. Kilka serpentyn i wpadamy na jadrankę. Skret w lewo – kierunek na Makarską i już za chwilę nur w wąziutką uliczkę gwałtownie opadającą w dół. Minuta i Pani mówi że dotarliśmy na miejsce.
Ufffffffffffff
http://www.hac.hr/brosure/ naprawdę warto pooglądać
Kiedyś (na emeryturze? Albo jak dzieci wyślę na kolonię) pojadę tamtędy jeszcze raz.