Witam wszystkich, minęło już trochę czasu od kiedy wróciliśmy z naszej drugiej wyprawy do Cro. Rok temu była to miejscowość Sumpetar w tym roku padło na Brelę. Rezerwacji dokonałam już pod koniec grudnia, oczywiście po szczegółowym wertowaniu forum. Rok temu jadąc do Cro mieliśmy straszne obawy, jak to wszystko nam wyjdzie, nie dosyć, że jechaliśmy sami to jeszcze pierwszy raz tak daleko. Żadne z nas nie wiedziało nawet jak wygląda winetka. Natomiast teraz to pełen luz. Wczasy mieliśmy spędzić - tak jak rok temu – sami, czyli 2+2, jednak w maju znajomy spytał się czy mogą jechać razem z nami i oczywiście czy mogę znaleźć im kwaterkę niedaleko nas. Myślałam, że będzie trudno poszukać kwaterki w tym samym terminie, na tyle samo dni i jeszcze niedaleko naszej kwaterki, ale okazało się, że na kilka ofert na które otrzymałam odpowiedź 3 pasowały.
Jedna została przez znajomych wybrana i nie pozostało nic innego jak przygotowywać się do wczasów. W trakcie oczywiście musieliśmy zrobić jeszcze dwa wieczorki bliższo-zapoznawcze.
Plan wczasów – który wymyśliłam, był bardzo fajny, niestety pogoda trochę go popsuła.
Ze względu na to, że tak jak większość ma ograniczoną ilość urlopu, te 14 dni chciałam wykorzystać na max.
Wyjazd 20.06.2009r. o godz. 24 , każda rodzinka otrzymała walkie-talkie, które mój mąż pożyczył – naprawdę świetna sprawa. Pogoda niestety niezbyt optymistyczna, zimno i pada. Trasa przebiegała: wyjazd -okolice Kalisza przez Częstochowę, Bielsko-Białą, Korbielów, Ruzomberock do - Liptovské Sliače. Tam mieliśmy bazę na następne 2 noce .
Postój w Słowacji - trochę zimno.
Zamek Orawski
Nasz apartamencik - to ten różowy ( www.liptov.sk/simcek )
- na najbliższe 2,5 dnia, cała góra nasza (3 sypialnie, kuchnia i duża łazienka) płaciliśmy po 8 Euro od osoby, dodatkowo jedna z osób (czyli mój mąż) miała masaż, ponieważ mąż właścicielki był masażystą. Otrzymaliśmy 15% rabatu na baseny w Tatralandi
W żółtym domku mieszkali właściciele, bardzo sympatyczni, młodzi ludzie
Z właścicielami tego domku umówiłam się, że będziemy mogli przyjechać już o godz.8 rano, tak aby sobie odpocząć i ruszyć na zwiedzać to co mieliśmy zaplanowane. Ze względu na to, że na trasie było prawie pusto, musieliśmy robić często postoje coby nie dojechać na godz. 6.
Nareszcie dojechaliśmy, fuksem udało nam się znaleźć od razu naszą kwaterkę (wieś ciągła się chyba z 4 km) ucieszeni, zziębnięci i głodni szukamy oznak życia na posesji, a tu nic, wszystko pozamykane. Dobrze, że wydrukowałam cały adres z numerami tel. do właścicieli, wiec dzwonię. Po 3 min wypada właścicielka, zaspana i trochę zdziwiona. Okazuje się że najszybciej możemy wejść dopiero o godz.11, ponieważ w naszym apartamencie są jeszcze wczasowicze, którzy mają czas do godz.10. Po wszystkich wyjaśnieniach, sprawdzeniu e-maili (przez właścicielkę) nasza gospodyni bardzo nas przepraszała za całe to zajście. Razem z mężem – także zaspanym przynieśli nam gorącą herbatkę, wino – na rozgrzanie. Widać, że głupio im było, ponieważ jak tłumaczyła zapomniała, wynajmując apartament osobom które mieszkały przed nami, że wcześniej zgodziła się na nasz ranny przyjazd. No trudno trochę byliśmy źli, cała nasza ósemka musiała niestety skorzystać z ich WC i część z grupki udała się na poranną mszę . Z wyglądu Kościółek był taki trochę inny, przypominał spodek kosmiczny, w środku bardzo skromny ,ale ładny. Akurat kazanie było o dniu Ojca.
I tak nam czas minął do godz. 11.