24.08 PIĄTEK
Oho, pomyślałem. Jest dobrze. Autobus się popsuł, to znaczy, że dobrze wróży wyjazdowi.
Płyn chłodzący z dziurawych przewodów sikał pod autobus, a kierowcy uwijali się jak w ukropie, zatykając przecieki kołeczkami, łatkami, gumą do żucia itp. Przypomniała mi się wyprawa moich przyjaciół do Norwegii samochodem marki Syrena. Ich problemem był gotujący się płyn w chłodnicy. Jednak mieli sposób opisany w dwuwierszu autorstwa Kamilli*: "Żadna siła nas nie zmoże, rzekł raz Jasiu* do Balcerka*, dolewając dla ochłody, dobre 10 litrów wody" (*uczestnicy wyprawy)
Tak też postąpili nasi kierowcy. Wlali ok 50 litrów wody i jakoś dociągnęliśmy do Cieszyna. Firma transportowa stanęła na wysokości zadania i po godzinie przyjechał autobus zastępczy. Podróż w nocy przez Słowację, Węgry, Słowenię i wreszcie Chorwacja. Tu zaczynamy wysadzać po drodze grupki pasażerów. Dzięki temu zwiedzamy marinę w Sukośanie, Biograd na Moru, Śibenik, Primośten, Cośtam, Trogir i w końcu w Splicie wysiadamy my - ostatnie 2 osoby. Prom do Supetaru i w już po 26 godzinach nasi gospodarze- Margita i Svjetan- mogli poczęstować nas zimnym białym winem i lemoniadą. Ewa odsypia 3 tabletki aviomarinu, a ja kupuję nasze pierwsze wino. Supetar jest świetny, stwierdzamy wieczorem, kiedy odbyliśmy pierwszy spacer po mieście. Jest co prawda 38 st. o 19.30, ale idzie wytrzymać. Odwiedzamy polecaną przez Ines (dzięki) RIVĘ. Warto , dobre jedzenie, sprawna obsługa. Jemy stek z tuńczyka i kalmary z grilla, niezapomniany pierwszy łyk piwa Karlovaćko.
W domu Ewa pada, a ja zasiadam na obrośniętym winoroślą balkonie i sączę białe wino. Plastikowy fotel trochę przypomina fotel z autobusu, ale opieram nogi na drugim i jest wygodnie...
Budzą mnie promienie wschodzącego słońca. Kur zapiał! Obok jest wygodne łóżko, a ja tu wygięty jak paragraf w plastikowej wydmuszce!