1.09.SOBOTA
Obudziłem się z przeświadczeniem, że o czymś powinienem pamiętać.
- rocznica wybuchu wojny? NIE
- trzeba spakować raniec i iść do szkoły? NIE, ale już blisko
- koniec wakacji? TAK, NIESTETY.
Dzisiaj wyjeżdżamy do domu, "nic nie może przecież wiecznie trwać" jak w starej piosence.
A dopiero co szliśmy z bratem, trzymając ojca za rękę na strzelnicę w niedzielę po kościele. Kiedy minęło to wszystko? Dziś tylko siwe włosy i łysina, dobrze, że trochę opalona przez ostatni tydzień.
Wlokę się po chleb do sklepu, idę brzegiem morza nadkładając drogi. Pogoda jakby oddawała mój stan ducha
- niebo zamglone, góry melancholijnie rysują się na horyzoncie, a mewy wprost łkają z rozpaczy.
To już nie mój problem, myślę, obserwując objawy psującej się pogody.
Pakowanie nie trwało długo, kłopotliwe było tylko schowanie dużej muszli,
- Śmierdzi do dziś i wietrzy się na parapecie.
którą wczoraj wyłowiłem, bo jej zawartość mocno cuchnęła. Trzy torby foliowe i moje trofeum spocżęło obok zawiniętej w ręcznik travaricy i oliwy.
Będzie w domu radość i miła atmosfera, gdy się to odpakuje.
Czekaliśmy na prom w bistro VRILO popijając Karlovaćko i gapiąc się na morze.
-A może popłyniemy następnym?- Dobrze
-A może następnym? - Dobrze
Wytrzymaliśmy do 13.30.
- Gadamy sobie o tym...
- ...i o owym.
- Prom nasz odpływa.
- Żegnaj Supetar,, wracamy za rok (?)
- Lubię ten widok
- Ech, popłynęłoby się gdzieś.
W Splicie rozłożyliśmy się na ławce w alei palmowej. Słońca coraz mniej, ale duszno i gorąco.
Chodzimy na zmianę po mieście i porcie, tu zdjęcie, tam jakaś zapiekanka lub lody i woda, dużo wody.
- A to katedra od zakrystii
- Ozdoby z plastiku
- robione na wtryskarce.
- Ni pies, ni wydra
- Gest Kozakiewicza sprzed wieków.
Chmurzy się coraz bardziej
- Coś wisi w powietrzu.
i w momencie, gdy mówię : "Ciekawe, czy coś z tego bę...." błysnęło, huknęło i lunął deszcz "...dzie" dokończyłem, bo prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, a nie zaczyna.
I wtedy zrozumiałem, po co wieźliśmy do Chorwacji parasol plażowy, dotychczas nie użyty ani razu.
Jego kolorowa czasza o średnicy 160 cm ochroniła nas przed wodą lejącą się z nieba.
Burza rozpętała się na całego. Zrobiło się ciemno i jadąc autobusem wzdłuż wybrzeża obserwowaliśmy wspaniałe błyskawice i lokalne podtopienia.
Mieliśmy szczęście z tą pogodą, zepsuła się dokładnie równo z naszym wyjazdem. Magia.
To chyba koniec mojej relacji. Podróż autobusem Split - Katowice - Łódź zajęła nam tylko 26 godzin, co się boleśnie odcisnęło na mym kręgosłupie. Ale teraz ( 14.09) jestem juz po dwóch wizytach u masżysty i znów mogę brykać, jak źrebak w maju.
KONIEC