Korzystam z wolnej chwili, by kontynuować relację. Fotki wieczorem, bo nie mam pod ręką.
27.08 PONIEDZIAŁEK
Wieje od rana. Wiatr próbuje zdmuchnąć myśliwską kiełbaskę z naszych kanapek, które jemy na balkonie, ale przechytrzamy go. Po prostu przyklejamy plasterki do chleba za pomocą sera topionego. Jak przyjdzie Bora, to trzeba będzie kupić w Lidlu super-glue.
Idziemy do portu brzegiem morza. Fale jak na Bałtyku, powietrze przejrzyste - góry na kontynencie straciły mglistą szarość i odzyskały żywe kolory.
Płyniemy do Splitu promem Marjan. Stoję na odkrytym pokładzie przy burcie i czekam, kiedy wiatr wyłopocze mi na strzępy lniane portki. Może być ciekawie, bo z gorąca nie założyłem gaci.
Udało się, spodnie całe.
W Splicie przyczepiamy się do polskiej wycieczki z przewodnikiem i zwiedzamy podziemia pałacu Dioklecjana. Centralny plac przed katedrą podziwiamy siedząc na schodach i spożywamy kanapki. Kiedy właśnie mam zrobić zdjęcie życia, baterie w aparacie odmawiają współpracy. Ale co tam, bankomat urodził kuny i po kłopocie. Więc kupujemy baterie i robimy kilkaset zdjęć.
Nieco już zmęczeni przysiadamy w kawiarnianym ogródku. Zimna cola z lodem dla Ewy, a ja piję wspaniałe aromatyczne espresso, odświeżając smak wodą z lodem.
Młody kelner robi wielkie oczy, kiedy pytam go z niewinną miną:
[iCzy mógłby pan powiedzieć, gdzie jest w końcu ten pałac, do cholery?
-Ale... ale.. to jest pałac
-Taaa, pałac!][/i] - robię minę niedowiarka, płacę rachunek i zostawiamy osłupiałego młodego człowieka, który powtarza w kółko -Pałac, naprawdę pałac-
Wpadamy w ostatniej chwili na powrotny prom. Ten, jak nigdy, odpływa zgodnie z rozkładem, co do minuty.
Odkrywamy, że mgiełka na niebie, wisząca nad miastem, to nie smog, lecz dym pożarów z okolic Śibenika.
Okropny żywioł pustoszy wyschnięte tereny, a mocny wiatr tylko pogarsza sytuację.