Odcinek piąty - epilog: 2017-09-05 - Wycieczka nie do Povlji - czy też Eine Reise nach Osten... Żiża i wszystko jasne.Wyjeżdżając z Povlji po raz pierwszy w czasie urlupo po prostu nie wytrzymałem, stanąłem na awaryjnych bezczelnie na środku drogi i pstryknąłem zdjęcie...
Zachęceni relacją Marshallah na powrocie z Povlji wjeżdżamy do konoby Żiża. Zdjęcia skomasowałem tutaj z dwóch w niej pobytów. Ale do rzeczy.
Konoba Żiża rozpoczęła swoją działalność w 2005 roku. Jest to kolejna dziedzina działalności lokalne,j pochodzącej z Supetaru rodziny Omerović, która posiada 5 apartamentów w Supetarze, a także zajmuje się produkcją oliwy z oliwek (ponad 2000 litrów rocznie), oraz uprawą pigwy.
Już sam wjazd, brama, parking są ujmujące, ale dopiero dojście pod konobę i przywitanie chyba całej rodziny, bo z przekroju wiekowego wyglądało to na babcię, mamę, żonę i dzieci właściciela, to jest pewien fajny rarytas. Pierwsze zdjęcia:
Gdy byliśmy tam pierwszy raz było normalnie. Wejście, stolik i coraz bardziej uśmiechnięta mina właściciela wraz z domawianiem kolejnych potraw. Owoce na wyjściu jako upominek. Koszt kolacji jakieś 350 kun.
Gdy jednak wspomnieliśmy, że umówimy się na pekę i rzeczywiście umówiliśmy się nadto wpadając w 6 osób z poznanymi w Spiltskiej ludźmi to już zostaliśmy przywitani poczęstunkiem przy tym kamiennym kapitanie z pierwszego powyżej zdjęcia. Poczęstunek obejmował orachowicę, potem travaricę, potem dżem z fig i figi. Miło prawda?
Przyglądnąłem się lepiej wnętrzu konoby:
Ilość i różnorodność trunków zrobiła na mnie wrażenie ale o winach przy okazji opisu drugiej tam wizyty. Dziś o czymś innym
Niektórym z was mówi coś to sosna na dachu na dolnym zdjęciu prawda? Ja już też wiedziałem, że sosnę tę znajdę w Nerežišćy. Spytałem, czy jest z nią związana jakaś historia. Szyderczo zapewnił mnie właściciel Konoby, że tak i poprowadził mnie na zewnątrz. Zadowolony, że czegoś się dowiem dałem się prowadzić do schodów jak świnka na rzeź. Pokazał mi to, co zobaczycie na kolejnym zdjęciu i z rozbrajającą szczerością oznajmił, że tu rośliny nawet z kamieni wyrastają ot i cała historia z sosną...
Rozmowa z właścicielem przyniosła wiele kolejnych wiadomości. Dowiedzieliśmy się, że figi osuszane na słońcu, w przewiewnym miejscu, obracane po wielokroć nadal mogłyby być podatne na różne procesy prowadzące do ich zepsucia, dlatego oni przynoszą słoną wodę morską, doprowadzają ją do wrzenia i kilkukrotnie blanszują wysuszone owoce zanurzając je dosłownie na mgnienie oka.
Opowiedziałem mu o potralu cro.pl, o tym, że jego konoba jest mile tu opisana. Ucieszył się. Potem rozmowa zeszła na temat oliwy, nie bez kozer. No pewnie, że chciał coś sprzedać. Przytoczyłem mu anegdotę opowiedzianą mi przez moją sympatyczną przyjaciółkę z czasów studiów w Poznaniu - Danutę. Była ona w maju w Chorwacji i dyskutowała z jednym z chorwackich olejarzy pytając, jak to jest, że wszyscy z basenu morza śródziemnego i Hiszpanie, i Włos,i i Chorwaci sprzeczają się o to, kto tak naprawdę dzierży palmę pierwszeństwa jeśli chodzi o wynalezienie oliwy na co jej Chorwat odpowiedział, że nie wie czemu oni tyle dyskutują, jak wiadomo, że Chorwaci.
Właściciel Żiży uśmiechnął się, a ja chcąc osłodzić mu odmowę zakupu oliwy, powiedziałem, tu jest jak w raju. No i to była woda na jego "młyn", bo zaoponował!!!
- Ty mówisz, że jesteś z Polski, a zachowujesz się jak byś był ze Słowacji - nie rozumiałem o co mu chodzi - no widzisz ciągnął. Było na wyspie odsłonięcie pomnika poety ze Słowacji i wybrał się do nas premier tego kraju. Jadł oczywiście u mnie. Wleźli mi tu w tylu chłopa, aż się czarno zrobiło. Tam mu dałem stolik - pokazał, a tu stało chyba ze 20 ochroniarzy w czarnych garniturach. No i na koniec ten premier mówi tak jak ty. Mówi - Gospodin Omerović, tu jest jak w raju. Jemu odpowiedziałem tak i Tobie to powtórzę. -Nie jak!!!! Tu jest RAJ!!!
Ja Wam powiem, ja uwielbiam tych ludzi.
Zjeżdżaliśmy do Splitskiej przez Supetar - przedostatni raz tamtędy. Następny powrót był z pominięciem Supetaru - z Nerežišćy przez Škrip i wtedy zakochałem się w tej wąskiej drodze. Wiem, że widoki na zjeździe do Bolu są fajne. Poznałem piękno serpentyn między Povlją i Pučišćą, ale to, jak widać kaskadę Škrip, Splitska i Jadran... To jest miód.
Jeszcze tylko widok z konoby Żiża...
Na koniec tego długiego dnia niezrażeni porannym bólem głowy zawitaliśmy do Vila Marija. Usiedliśmy nad butelczyną Malvaziji i delektowaliśmy się gasnącym dniem. Wiedzieliśmy, że następnego dnia zamoczymy "odwłoki" na Zastupie, a potem zostaniemy zaatakowani przez wytrawne specjalistki od marketingu w Škripie, ale o tym to już w następnym odcinku.