Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj! [Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
Zdzichu w takiej sytuacji trzeba było się wystraszyć i powiedzieć : O Boże, ale mnie wystraszyłaś, co ty tu robisz Byłem przekonany, że Ci zdjęcie robię, tak podobne jesteście.
P.S. Dziewczyny, czy taki komplement zaszedłby ? Czy jagnięcina nie warta takiego ryzyka ?
Nigdy by nie przeszedł!!A zwłaszcza, mając na sobie obcasy wiedziałabym co zrobić po takiej żałosnej próbie ratowania się przez męża:mrgreen:
.....Szepnęła tylko – Zobaczysz, wyjem ci najlepsze kawałki jagnięciny!....
Zdzichu w takiej sytuacji trzeba było się wystraszyć i powiedzieć : O Boże, ale mnie wystraszyłaś, co ty tu robisz Byłem przekonany, że Ci zdjęcie robię, tak podobne jesteście.
P.S. Dziewczyny, czy taki komplement zaszedłby ? Czy jagnięcina nie warta takiego ryzyka ?
Katerina napisał(a): Nigdy by nie przeszedł!!A zwłaszcza, mając na sobie obcasy wiedziałabym co zrobić po takiej żałosnej próbie ratowania się przez męża:mrgreen:
Czyli pomysł o otwarciu szkoły uwodzenia powinienem jeszcze gruntownie przemyśleć
Katerina napisał(a): Nigdy by nie przeszedł!!A zwłaszcza, mając na sobie obcasy wiedziałabym co zrobić po takiej żałosnej próbie ratowania się przez męża:mrgreen:
Czyli pomysł o otwarciu szkoły uwodzenia powinienem jeszcze gruntownie przemyśleć
Zdzisławie A gdzie Ty się podziewasz ? Tęskno mi za Twoimi spacerami po Wyspie Na pewno przygotowujesz kolejny odcinek jesiennych bračkich wspomnień Sadowię się w wygodnym fotelu i czekam na kolejna opowieść.
ELIMAR napisał(a):Zdzisławie A gdzie Ty się podziewasz ? Tęskno mi za Twoimi spacerami po Wyspie Na pewno przygotowujesz kolejny odcinek jesiennych bračkich wspomnień Sadowię się w wygodnym fotelu i czekam na kolejna opowieść.
Powiem tak, jedni im bliżej końca tym szybciej porzucają swoje relacje, inni, jak ja, zastanawiają się jak ją skończyć z przytupem. Pomysł jest od dawna na opisanie ostatniej większej kolacji i ostatniego dnia, ino czytam i czytam to co piszę i przytup się gdzieś zapodział, ale obiecuję... Skończę... Przed następnym urlopem hahahaha
Jestem w trakcie nadrabiania relacji (bo przecież dopiero swoją skończyłam ) i oczywiscie dotarłam również do Twojej. Całe szczęście, że jeszcze załapałam się na końcówkę Oczywiście Twoja relacja bardzo szczegółowa i myślę, że bardzo pomocna przy planowaniu urlopu na Braču. Jeśli będę kiedyś stacjonować na wyspie Brač, to z pewnością Twoja relacja posłuży mi jako przewodnik Pozdrawiam
Odcinek czternasty, część druga: 2017-09-14 – Konoba Žiža – o jedzeniu i babciach słowem miast zdjęciami.
Ruszyliśmy w dwa auta wąską drogą za Studenacem do góry, przez Zeleni Grm, i tą malowniczą dróżką via Škrip z wyjazdem na Nerežišćę. Tym razem jednak noga na pedale gazu w przypadku moim, jako wiodącego była ciężka. Lubię przed dobrym jedzeniem a na takie liczyłem, podnieść sobie poziom adrenaliny. Jak wygląda cały rytuał powitania gości, którzy przyjeżdżają specjalnie umówieni na pekę opisałem już tutaj: https://www.cro.pl/brac-koniecznie-nawet-jesienia-t53220-60.html#p1910496 Poprosiłem o pozwolenie wejścia do kuchni, żeby zobaczyć na własne oczy chociaż kawałek tego procesu, jakim jest przygotowanie dania „peka z…” W dużym, kamiennym piecu opalanym drewnem obok palących się szczap stawiany jest rondel z przygotowaną potrawą, przykrywany metalowym wiekiem na które potem nagarnia się żar, który stopniowo spopiela się na tej pokrywie.
Trzeba sobie uzmysłowić, że z podgrzewającej się w tym przypadku jagnięciny wytapia się tłuszcza, a cała para z wygrzewanych w rondlu warzyw niejako zmiękcza mięsiwo powodując jego i warzyw duszenie się. Chwila w tej kuchni była dla mnie magiczna z dwóch powodów. Raz, ze przypomniały mi się czasy gdy miałem 13-15 lat. Przy rodziców fermie drobiu często zasiadaliśmy z ich znajomymi na kuraki z rożna i kociołek. Kojarzycie w ogóle coś takiego? (poniżej 2 zdjęcia z sieci)
Ściany wykładane boczkiem do środka warzywa, kiełbasa, czasem grzyby, dużo przypraw na wierzch liście kapusty wystające poza rant.
Pokrywa była dokręcana ale w czasie duszenia się potrawy liście kapusty miękły i to właśnie tamtędy wydostawała się para. Danie zwykle gotowe po 2 godzinach, ale niezwykłe.
Zastanawiałem się czy potrawa spod popiołu to będzie diament kulinarny
Druga rzecz która mnie bardzo miło usposobiła do kolacji to mama gospodina Omerovicia. To ona nas częstowała domowymi trunkami na powitanie i to ona nadzorowała wszelkie ruchy w kuchni. I tak sobie przypomniałem starszą kobietę nad grillem w Splitskiej w konobie Tonči, starszą nad paleniskiem też w Splitskiej, w konobie Vala, babcię Baricę o której pisałem przy okazji hrapoćušy w Dolu, babcię Nikolinę z naszego pierwszego pobytu w Chorwacji w Vinišće czy babcię z filmu zamieszczonego u pawelsilesia, przypomnianego niedawno na forum – tu jego wycinek.
Spotykacie je pewnie. Spracowane kobiety, zwykle w babcinych fartuchach. Osoby tak często zupełnie pomijane w naszych rozmowach o Chorwacji, a ja sądzę, ze to dzięki nim istnieje gdzieniegdzie jeszcze dobra peka, dobre ciasto, dobra nalewka i taki pokoleniowy posłuch. Aż strach pomyśleć co się stanie, gdy babcie odejdą piec hrapoćušę aniołom, a Dalmację opanują do reszty pizze, makarony, steki i inne pro-turystyczne jedzenia.
Zanim usiedliśmy ze znajomymi do stołu – w tej konobie to była ich pierwsza wizyta – fotografiom z ich strony nie było końca. Miejsce ma w sobie jakąś magię. No ale żeby tak mnie fotografować??? No to i ja musiałem mieć dowód, że jestem już tak sławny na wyspie, że chodzą za mną jacyś paparazzi.
Szkoda, że ani nie otrzymałem tego zdjęcia, ani zgody na pokazanie ich twarzy. Relacja od strony fotograficznej będzie zatem dużo bardziej pusta wybaczcie.
Kiedy wszyscy już usiedli i zabrali się za wybieranie potraw - nie rozumiem, dlaczego to zwykle zajmuje tak dużo czasu, byłem od razu zdecydowany na to, co chcę zjeść – kontemplując takie widoki
zacząłem się zastanawiać jak to jest z tą chorwacką kuchnią. Czy ona w ogóle jest, ma jakieś swoje cechy odróżniające j od innych czy nie. Czy może jej nie ma i stąd tak wielu sztampowych turystów z naszego kraju, którzy z obawy przed nieznanym zajadają się wszędzie schabowymi, frytkami, pizzą a jedyną chorwacką potrawą jaką znają są palačinke. I tak sobie pomyślałem, że o ile trudno wyodrębnić kuchnię chorwacką sensu stricte, o tyle należy powiedzieć, że ona jest właśnie taką kuchnią stricte zbieraczo – łowiecką basenu morza śródziemnego, bez pójścia w żadne risotto, souvlaki, czy inne jakby przypisane innym nacjom z tego obszaru potrawom. Ale czy to źle? Wróciłem myślami do mojego dzieciństwa. Wychowywałem się u dziadków, którzy trafili na ziemie odzyskane uciekając przed bandami UPA. Tam zostawili wszystko, ale akurat oni w nowym miejscu trafili bardzo dobrze. Jako duża rodzina zajęli wielkie gospodarstwo z sadem, ogrodem, młynem, stajnią, drewutnią, stodołą, łąkami i polami. W tym obejściu prawie wszystko było własne. Pola zbóż to i karma dla zwierząt i mąki, i słoma na sienniki. Kury to mięso i jaja. Kaczki francuskie - mięso i tłuszcze. Pekińskie – mięso i puch na poduchy i pierzyny. Podobnie jak gęsi. Świnie – mięso, smalec. Krowa – cielaki, mięso, mleko, masło, śmietana. Ogród – od agrestu i trzech rodzajów porzeczek po wszystkie warzywa. Sad – od papierówek do renet, od renklod do węgierek. Od kompotów i dżemów do win i nalewek. Aleja lipowa, do tego dużo krzaków dzikich róż i ule – miody, propolis, nalewki, herbaty. Do tego babcia krawcowa – życie jak w Madrycie. Wspominam o tym nie tylko z powodu hołdu chorwackim babciom i babciom w ogóle, jaki chcę tu w tej relacji złożyć, ale też dlatego, że kuchnia chorwacka właśnie taka jest. Taka jak dawniej. Prosta i naturalna. Co się złowi w morzu, co wyhoduje na zboczach, co wyciśnie z oliwek, co wyłapie na drzewach (koszatki), to się zjada...
Po różnych starterach, sałatkach, chlebach, zupkach, których nie pokażę bo w kadrze zawsze której ze znajomych dało się uchwycić wjechała na stół ona. Jagnięca peka.
No cóż. Moje uczucia były mieszane. Z jednej strony nie miałem porównania do innej peki, ale tak, to ja sobie mogę w rondlu z dużą ilością tłuszczu upiec i udusić mięso i zagotować w mundurkach ziemniaki pociąć ja na plastry i podpiec. W mojej opinii akurat te peka, czy raczej potrawa tłuszczowo – jagnięco - ziemniaczana jak na możliwości, jakie daje taki sposób przygotowania potrawy była biedna. Może gdyby nie pamiętał smaków ze wspomnianego na początku wpisu relacji kociołka pełnego warzyw, może odebrałbym ją inaczej. Znajomi się zajadali, a ja znów wspomniałem starsze czasy. Dlaczego to moja pierwsza peka mimo ostatnich dni trzeciego pobytu w Chorwacji? Skąd we mnie były takie obawy do sięgania do tradycyjnych, może nawet i biednych i w naturalny sposób przygotowywanych potraw. Przecież za młodu mimo tak wspaniałych możliwości żywnościowych gospodarstwa dziadków pamiętam co to był przednówek. Gdy ziemniaki z kopca miały coraz gorszy smak a krowy nie wychodziły jeszcze na łąki, i generalnie szukało się wszystkiego czym można było zapełnić stoły. A gdy tylko pojawiały się młode lebiody już była potrawka do ziemniaków (podobna jak dzisiejszy szpinak – ale z pamięci lesza niż cokolwiek). http://ulicaekologiczna.pl/przepisy/komosa-lebioda-zapomniana-roslina-jadalna A gdy pojawiały się pokrzywy to zupa pokrzywowa z jajkiem był rarytasem aż do pojawienia się szczawiu. http://agnieszkamaciag.pl/wzmacniajaca-zupa-z-pokrzywy/ I wtedy zupa szczawiowa https://www.doradcasmaku.pl/przepis/362660/zupa-szczawiowa-z-ziemniakami-i-jajkiem..html była pychotą aż do pierwszych młodych pędów buraczków, do zupy botwinowej https://www.zajadam.pl/przepisy-zupy/zupa-botwinka
Od tej chwili aż do kolejnych zbiorów było już tylko dobrze, bo oczywiście drugie dania wówczas to zwykle był świat mąki czyli: naleśniki, pierogi leniwe, pierogi ruskie, kopytka, i gdy pojawiały się papierówki racuchy. A niedziele – te świąteczne niedziele z rosołem!...
Właśnie takim „świątecznym rosołem” miała być dla mnie ta peka. Szkoda, że nie była, ale to nic, bo wieczór w którym usilnie starałem się różnymi myślami zagłuszyć wizję zbliżającego się końca urlopu rozświetliła jedna butelka. Towarzyszyła kolacji od początku, ale jako kierujący w ogóle się nią nie interesowałem aż do chwili, gdy gospodina Omerovicia słowa o pochodzeniu wina i jego nazwie nie spowodowały, że musiałem spróbować.
Wino Bosso powstaje w winiarni, do której nie trafiłem. Vinarija Senjković w Dračevicy nazwało tak to wino na cześć kogo???? Na cześć dziadka!!! Nie napiszę zbyt dużo w tym temacie. Przeczytałem mnóstwo o piłkarskiej historii Sašy Senjković, który nie wybił się w Hajduku, bo jak się wybić, gdy w klubie akurat pojawia się Dario Srna! O trudzie, jakim było przygotowanie pola pod uprawę winorośli, ale opiszę to, gdy znów pojadę na Brač i poświęcę dłuższą chwilę tej winiarni. Dziś chcę wam tylko zaprezentować tył etykiety tego naprawdę pysznego wina
Jest na niej wiersz, którego przetłumaczenia trudno się podjąć (dialekt – a nie czysty chorwacki) ale ja czuję, że jest on o trudzie tworzenia się wina, od kiełkowania winorośli, przez smaganie słońcem winogron aż po chwilę, gdy można komuś podać lampkę wina i powiedzieć na zdrowie. Ile jest w tym wierszu magii, celebracji procesu i duszy właściciela bez której wino jest zwykłą lurą niech świadczy sposób w jaki żona właściciela winiarni, pani Magdalena ten wiersz deklamuje. Ja posłuchałbym całości – bo trochę można zrozumieć, ale wiersz jest od 6 minuty i 40 sekundy…
Zostawiam was zatem z Rajskô kãpją i mam nadzieję, że smakował wam ten wpis z przedostatniego wieczora urlopu.
Abakus68 napisał(a):Vinarija Senjković w Dračevicy nazwało tak to wino na cześć kogo???? Na cześć dziadka!!!
A to jego wnuczek. Sorki za jakość zdjęć.
Wino podobno jest bardzo dobre. Tak twierdzi moja małżonka. Ja za winem nie przepadam. W 2017 r. w drugiej połowie sierpnia już nie mieli wina na sprzedaż (zeszło, znaczy dobre). Na jedzonko z pod peki umawiamy się w Skripie. Byliśmy tam 2 razy. Raz ośmiorniczka była za twarda, ale następnego roku rozpływała sie w ustach. Może to kwestia przypadku, tj. jak im się uda lub jaka jest jakość "wsadu do kotła" (nie znam się na gotowaniu).
A może borowików Ci w pece zabrakło? Tudzież kapusty? Albo - po prostu nie lubisz jagnięciny
A propos kapusty - w jagnięcej pece którą opisałam w viskim odcinku o konobie Roki's było dużo kapusty -tylko tam napotkałam kapustę w chorwackiej pece...I powiem szczerze - była ona lepsza od mięska.. A ja za janjetiną przepadam...
Także.. musi być w tej kapuście...to coś
A za panią paparazzo (żeńska forma to chyba paparazza?) rośnie przepiękny figowiec...Czy tę pękniętą dojrzałą figę na nim to upozowaliście do zdjęcia ?
A my właśnie w zeszłym sezonie letnim odkopaliśmy gdzieś z zakamarków mojego taty taki typowy kociołek, który UWAGA! nigdy nie by wykorzystany. Nasz przepis był taki: Cały kociołek wysmarowaliśmy typowym smalcem zwierzęcym (mega tłusto) Brzegi wyłożyliśmy kapustą (świeżą, nie blanszowaną) W tą kapustę włożyliśmy farsz składający się z ziemniaków, boczku, kiełbasy i kapusty drobno pokrojonej. Oczywiście trzeba to odpowiednio przyprawić. Smakowało wyśmienicie, ale żołądek ciężki pozostawał na kolejne 3 dni.
Takie potrawy dla mnie to raz na miesiąc... Inaczej wątroba by padła
Witam Abakus68! Jesienna wycieczka po Brač, w Twojej relacji, to czysta przyjemność. Dobrze się ogląda i jeszcze lepiej czyta - fajny klimat. Kilka stron już za mną - ale to nie to. Czekam na wolny dzień, by ogarnąć całość relacji.