Odcinek czternasty, część pierwsza: 2017-09-14 – Splitska – nic nie robić, nie mieć zmartwień.To właśnie takich widoków oczekują oczy, które sennym porankiem otwierają się w sypialni. To właśnie do takich widoków uśmiecha się buzia gdy uderzają w nią zza otwieranych drzwi na taras wypalając w dnie oka obrazy, które przechowuje się tam do następnego lata, wwiercając się delikatnym szumem fal w uszy pozostając w nich łagodnie brzmiącą muzyką na kolejne 50 tygodni, wślizgując się zapachami przegrzanych igieł pinii zaostrzając apetyt na powrót na czas długi.
Kiedy na samą myśl o tym, że za chwilę trzeba się będzie szykować w powrotną drogę skóra na karku napina się ze złości organizm próbuje uchwycić wszystkimi zmysłami piękno, z którego trzeba będzie wyemigrować do domu. Potrzeby szybkiego dołożenia pozytywnych odczuć nie przekreśli powolne przesuwanie się łódki po morzu
Ani świadomość, że nic złego się nie dzieje, wszyscy tu wypełniają swoje obowiązki i jak co dzień ruszają do swoich zajęć, i ta Chorwacja będzie taka sama, piękna i pachnąca kolejne lata czekając na kolejny przyjazd.
Myśli kłębią się, ścięgna pulsują, mięśnie się napinają, a głowa woła o odpoczynek! Wszak już niedługo nastąpi zderzenie z codziennością… Dlatego to takie miłe i cudowne, gdy ostatnie dni urlopu ma się piękną pogodę, z jakże innym, ciekawym, pozytywnym nastrojem wraca się wtedy. Mieliśmy to szczęście. Ostatnie trzy dni pobytu były rewelacyjne, a słońce towarzyszyło nam całe dni.
Delektując się ciepłem, swobodą i odpoczynkiem przy aromatycznej kawie na tarasie siedzieliśmy w zupełnej ciszy. Poczuliśmy, że tego dnia, zanim wybierzemy się na wieczorną pekę, spędzimy czas na błogim lenistwie. Tylko my i plaża.
Szliśmy powoli obserwując jak może 50 letnia mieszkanka Splitskiej wychodzi z wody, przekracza asfalt, wchodzi na teren swojej posesji witając się z równie dojrzałym jegomościem, jej sąsiadem. Straciliśmy ją na chwile z oczu, jednak podchodząc bliżej usłyszeliśmy jakąś chorwacką nuconą przez nią piosenkę. Przy domu ma kran, do niego doczepiony wąż ogrodowy ze zraszaczem, w chwili o której mowa zawieszonym na jakimś haku nad nią. Stała zraszana wodą i skąpana w słońcu spłukując z siebie sól. Topless, może 8 może 10 metrów od drogi. Bez skrępowania, naturalnie. Sąsiad na nią nie patrzył, robił coś przy domu i powiem wam, że zrobiło mi się głupio, że w ogóle w jej stronę popatrzyłem. Ale po chwili pomyślałem. Jakie to społeczeństwo chorwackie jest normalne. Jak mocno zżyte z naturą z której czerpie radość współprzebywania. Pozbawione fałszywej obłudy, swobodne. Po raz kolejny dotarło do mnie, że my urlopowicze korzystamy z uroków Chorwacji w czasie normalnego życia jej mieszkańców i powinniśmy szukając wypoczynku umieć dopasować się do ich stylu życia przynajmniej w ten sposób aby go nie zakłócać.
Zatem tamtego dnia bez zdjęć, gier, rozmów. Książka, wzrok prześlizgujący się po falach i zieleni przybrzeżnego drzewostanu. Całkowite odcięcie się słów i czynów innych urlopowiczów… Zresztą urlopowicze dopasowali się do naszego lenistwa, a bynajmniej jedna pani, która chyba uczyła się pływać na grzbiecie- ale jak monumentalnie, majestatycznie. Jej ręce poruszały się z szybkością koła młyna wodnego poruszanego za pomocą wylewanego nań wiadra wody. Przesuwała się po wodzie w poprzek zatoki powodując kolejki nielicznych, którzy chcieli przeciąć tor jej szlaku. Takiej formy asertywności nam trzeba w pracy pomyślałem…
I tak leniwiliśmy się do popołudnia, po czym po odświeżeniu się, ale na pełnym głodzie zeszliśmy do centrum Splitskiej oczekując na znajomych, aby razem pojechać do konoby Žiža. A co zobaczyliśmy przez tą krótką chwilę i co „usłyszeliśmy” wszelkimi zmysłami zdjęć tych parę Wam opowie, że tak sparafrazuję Koziołka Matołka.
A jak różne jest postrzeganie detali między kobietą a mężczyzną niech świadczy następujący fakt. Gdy żona przyglądała się temu zjawisku,
zastanawiając się jak oni z Węgier poruszają się takim malutkim samochodem na urlop, ja bez chwili zastanowienia wiedziałem co mnie i to wcale nie malutko porusza….
Jak to dobrze, że nadjechali znajomi, bo bojowość mojej żony sięgnęła dość wysokiego pułapu. Szepnęła tylko –
Zobaczysz, wyjem ci najlepsze kawałki jagnięciny!