Odcinek piąty - uzupełnienie 3: 2017-09-05 - Wycieczka nie do Povlji - czy też Eine Reise nach Osten... Takoż niemiecki dron łukiem - nad kamiennym też.Wybaczcie niezgodność z obietnicą ale życie niesie różne smaczki i niesmaki...
Z Selcy skierowaliśmy się do Sumartinu. Plan tego dnia bowiem absolutnie nie zakładał Povlji tylko długie opalanie na plaży Sv. Rok poprzedzone zwiedzeniem Selcy i Sumartinu. Zwiedzenie Selcy się udało.
Zjeżdżając do centrum miasteczka musieliśmy lawirować między autami toteż niczego nam się ciekawego wzrokiem nie udało uchwycić. W pewnym momencie nie skręciliśmy jak trzeba. Wbiliśmy się w tak ciasną uliczkę, że zmuszony byłem zrejterować. Wróciliśmy na nabrzeże i jakoś wyjechaliśmy prawidłowo i za radą Minimartini stanęliśmy przy cmentarzu. Wyszliśmy nad zatokę i miny nam skwaśniały jak po zjedzeniu dobrze ukiszonego ogórka. Jedni powiedzą, że nic nie rozumieją ze zdań, które padną za chwilę, inni, że mają taki sam problem. Naoglądałem się przepięknych zdjęć tej zatoki. Rewelacyjnych. Ale chyba osłodzonych albo jakimiś filtrami, albo jakimś programem do obróbki. Nie wiem. Widziana realnie nie zrobiła ani na mnie, ani na połowicy żadnego ciekawego wrażenia. Dość, że zrobiliśmy jedno zdjęcie, dosłownie jedno, usiedliśmy się posilić jakąś wodą, jakimś owocem. Czekaliśmy, czy nas nie olśni. Ale nie olśniło. Popatrzyliśmy po sobie. Spytałem: - Povlja? Usłyszałem: - Na pewno nie tu!
Wtedy sobie obiecałem, że pisząc relację nie będę koloryzował, nie będę poprawiał zdjęć, nie wytnę z nich wieszaka z ciuchami tudzież suchego liścia palmy. Bo rzeczywistość jest wystarczająco ciekawa, a plusy i minusy niech każdy wyszuka porównując czyjąś rzeczywistą rzeczywistość do swojej. Zatem Sumartin może jeszcze kiedyś... A to jest to jedyne zdjęcie...
Povlja. No co ja mam napisać?! Powstaje relacja Elimar zakochanej w tym mieście, więc może mniej o samym jego oglądnięciu...
Stanęliśmy pod kościołem Ivana Krstitelja. Czytałem o kopii napisu z Povlji w relacjach. Napis ten (Povaljski prag) to najstarszy pisemny pomnik języka chorwackiego starosłowiańskiego w języku cyrylicy, napisany na kamieniu wapiennym o wymiarach 124 × 22 cm. Napis ten był wyryty na kratownicy (nadprożu) Ivana Krstitelja krótko po roku 1184 w symetrycznie wydrukowanym napisie, który dzielił w środku znak krzyża. Zdjęcie jego kopii znajdziecie za kilka dni w opowieści ze Škripu. Kościół ten został zbudowany w V wieku na ruinach wczesnochrześcijańskiej bazyliki. W tej bazylice znajdował się grób Iwana Povalskiego, którego ciało Wenecjanie utrzymywali jako trofeum w kościele San Giovanni Elemosinario. Imć Iwan to taki chorwacki legendarny człowiek, który zarazę z ludzi zdejmował słowami i chodził po wodzie... Hm... Naśladowca jaki, czy co?
Zdjęcie kościoła i część z ruin.
A skoro, jak sądzę, Povlja zostanie lepiej pokazana u Elimar w pisanej obecnie przez Nią relacji, to ja skromnie...
I teraz kochani. No ja wiem, skamielina. Nie zaoponuje zatem jak na niego siądą. Ale nie można wykorzystywać bezbronnych istot! Trzeba się z nimi solidaryzować
Być w Povlji a nie zarzucić cielskiem na plażę Ticja luka??? No nie może to być! Najpierw zdjęcia, potem historia, a na koniec ocena.
Jak widzicie zbliżałem się do miejsca, które trzeba sfotografować. Fotka...
Nie no! Przecież wszyscy robią to z drugiej strony. Zawróciłem a tam jakiś sznurek. No to hyc przez sznurek i kombinacja - jak tu coś sfotografować...
Poczułem jednak, że coś jest nie tak. Odwróciłem się. Idzie z góry jakiś facet. Nie. Nie idzie. To już stęp. Podniosłem się, zrobiłem krok, a on kłusem. Przyśpieszyłem, on stępem. Cwałować nie musiał, bo odległości krótkie, spotkaliśmy się oko w oko tuż po przeskoczeniu przeze mnie sznurka. Stanęliśmy naprzeciwko siebie, jak dwa koguty na targu w Birmie. I on zaczyna:
- What are You doing here. This is private property. (Co tu robisz, to prywatna własność)
Spojrzałem na sznurek, i grzecznie ale spięty szukałem w głowie słowa, jakim mogę określić ten... no, ten.. łuk kamienny i odpowiedziałem:
- I just wanted to take a photo of stone curve... (Chciałem tylko zrobić zdjęcie kamiennego łuku) No i parsknąłem śmiechem. Gość mnie opieprza, a ja mu wyjechałem z nie przymierzając k...rwami. On zmieszany spytał:
- Why are you laughing? (dlaczego się śmiejesz - chociaż brzmiało jak - dlaczego rżysz)
- Nothing, sorry dude. Curve in Poland sounds almost like a bitch... I just realize that bitches are not made with stone - ( Nie no spoko koleś, to słowo w Polsce brzmi prawie jak dziwka. Właśnie sobie zdałem sprawę, że dziwki to raczej z kamienia nie są) - i śmiałem się dalej. Popatrzył na mnie jak na kompletnego idiotę i rzekł
- In our country there are many stone beaches ( W naszym kraju jest mnóstwo kamiennych plaż) - i tak od słowa do słowa zostaliśmy przyjaciółmi, jak to zwykle bywa u Chorwatów.
Pamiętajcie, grunt to w obliczu pretensji zmienić temat
Wróciłem na plażę, do wody spróbowałem wejść i mało mnie krew nie zalała. No kroku nie szło postawić. Kamienie oślizłe że szok. Popływaliśmy nie powiem, ale wyjście to znów byłą walka o zachowanie równowagi. I natenczas z zacumowanej przy drugim brzegu małej żaglówki podniosła się jakaś bełkotliwa, niemiecko-brzmiąca dyskusja. Opadłem na plażę grzecznie głowę w dłonie schowawszy, bo dziewczę opodal - a Polka to była - przebierała się przed zejściem z plaży, a mnie bycia szarmanckim uczyli. No więc ja tylko tak delikatnie między palcami podglądałem (ha, ha), a tu chamstwo germańskie nalot zorganizowało. Nadleciał dron jakiś z kamerą. Ci, którzy na plaży wówczas byli podnieśli się zniesmaczeni. Dziewczę wdzięki okryło. Mąż jej zaczął dronowi wygrażać. Dron łukiem przeleciał nad plażą, i nad każdą kolejną osobą się zatrzymywał. No chamstwo i drobnomieszczaństwo proszę ja Was. Przeleciał nad private property, ale zanim jego właściciel się podniósł odleciał nad żaglówkę. Ja jednak uszykowałem sobie kamieni kupę
(w tle wroga jednostka nawodna) - na wypadek, gdyby wrócił. Na szczęście nie musiałem wszczynać 3 wojny światowej, bo plaża opustoszała a i dronofile odpłynęli. I my podnieśliśmy nieco przegrzane kuperki z myślą, że do Żiży czas, ale o tym w epilogu tego długiego odcinka.
Moja ocena tej plaży jest taka - co poniekąd również tłumaczy brak zachwytu w Sumartinie. Starszy jestem. Wygód mi trzeba. Trzeba mi prysznica ze słodką wodą, trzeba mi toy-toya, trzeba mi wreszcie czuć jako taki grunt pod nogami, gdy do wody schodzę. To jest mi wstanie wynagrodzić gorszy widok wokół. Plaża sama w sobie ma swój niewątpliwy urok, ale ja na stałe nie gościłbym tam.