Odcinek dwunasty, część siódma: 2017-09-12 – Dol - ostatkiDoskonale wiedzieliśmy, w której części miejscowości znajduje się
crveni kaštel. Również pod taką nazwą funkcjonuje przybytek do którego wiodły mnie opowieści
Marsallaha z tego wpisu.
https://www.cro.pl/split-ska-czyli-tour-de-bra-2012-t39421-60.html#p1065208Specjalnie go tu linkuję będąc niezmiernie zadowolony, że Bartek przywrócił swojej relacji zdjęcia, bo ja niestety zdjęciami wnętrz budynku od stuleci związanego z Dolem nie posiadam, pozwólcie zatem, że gwoli uzupełnienia dopiszę nieco historii tego miejsca najbardziej znanego dzisiaj pod nazwą Kaštel Gospodnetić
Nigdzie nie ma informacji kiedy go tak naprawdę wybudowano jednak biorąc pod uwagę podobieństwa z fortem Cerineo-Cerinić ze Škripu można sądzić, że budowano go w podobnych latach czyli w okolicy 1570-1590 roku. Istniał na pewno w roku 1632 gdy pewien Jerolimo de Dominis spisywał w Splicie swoje włości wspominając o domu oliwy w Postirze (mieszczącym 15 ton oliwy !!!!) oraz o domu w Dolu. A co ma wspólnego nazwisko Dominis z nazwiskiem Gospodnetić. Sam się zdziwiłem doczytując. Otóż na Brač w roku 1341 (źródła pisemne) przypływa i osiedla się Jakov Dominis zwany
Gospod sa otoka Raba. I to właśnie od tego Gospod nadano mu na wyspie przydomek Gospodnetić, który z czasem zaczął być używany jako nazwisko. Właściwie Dominis po łacinie znaczy to samo… Gdyby się ktoś tym interesował to istnieje w genealogii tzw.
Codex Dominis, który sporządził Girolamo Buffalis z Trogiru opisujący dzieje rodziny Dominis od 1312 do 1628. Późniejsze ich dzieje już jako rodziny Gospodnetić znaleźć można na portalu geni.
Marsallah w relacji, z której pochodzi powyższy link pisał
Marsallah napisał(a):Później sprawdzimy, że Konoba Stori Gusti też należy do rodziny Gospodnetić, co może wyjaśniać zamknięte podwoje konoby na dole).
Nie wiem czy tak jest w istocie, ale nie zdziwiłoby mnie to. Otóż we wpisie o Konobie Toni pisałem, że konobę założył Tonči Matulić. Hm… Posłuchajcie tego. Jeden z kolejnych właścicieli Kaštelu Jakov Gospodnetić urodzony w 1889 roku poślubił Lorindę Matulić, córkę Irlandki i Chorwata… Zaczyna to wyglądać jak jakaś mafia.
Brama wejściowa…
jest umieszczona w murze, cały Kaštel pełnił bowiem funkcję obronną przed ewentualnymi najazdami Turków.
Rodzina Gospodnetić była bardzo bogata, miała rozległe ziemie dające duże plony, które trzeba było wywieźć z wyspy. Żyjący pod koniec XVIII wieku inny Jakov Gospodnetić (pierworodni w tej rodzinie na zmianę dostawali imiona Jakov i Pane) posiadał brygantynę
LA BUONA FORTUNA i prawo do handlu w oparciu o kodeks wenecki, a po upadku weneckiego porządku na morzu dostał patent na żeglugę pod austriacką flagą pod warunkiem jednakże przemianowania statku na
Frane Viliante. Bogactwo pomaga prawda? Ano nie zawsze. Flota urosła do 3 statków, Dol się rozwijał, zresztą w jakimś stopniu Postira też. Ale i wieści o bogaczach z Dolu też się rozprzestrzeniały.
W 1836 rodzi się kolejny Jakov, który „zakochuje” się we własnej córce
To oczywiście wielki blamaż dla rodziny – gdy więc w czasie jednej z podróży ówże Jakov zostaje schwytany przez arabskich piratów rodzina nie godzi się na okup i jak ciekawie podają zapisy
Jakov nesretno skončao.
„
Nesretno skončao” też całe bogactwo, rozległość ziem (ponad 700ha) wielka produkcja win rodziny (w samym dolu 60 tys litrów rocznie) gdy majątek rodziny został znacjonalizowany p o wojnie.
Powiem tak. Pewnie, że nie chciałbym nigdy być czyimś parobkiem. Rozumiem, że takie fortuny brały się z wyzysku również, ale czasem jest mi szkoda, że te „zmiany” niczego nie oceniają a tylko niszczą – poczułem się lekko
z-dol-owany…
Wracając do naszego pobytu. Wszystko zamknięte na głucho. Na podwórku mocny i kwaśny zapach jakby gniły tu jakieś wylewki moszczu. Niezbyt przyjemny niestety, ale może to taka pora roku…
Wyszliśmy między domy. Fajne jest to, że gdzie tylko się da, gdzie południowa wystawa zaraz coś rośnie
Niektóre domy mają niesamowicie piękne, roślinne otocznie, jakby zostały wkomponowane w zieleń.
Sprowadziłem żonę na parking, nie chciała już ze mną ruszać na poszukiwanie ostatniej rzeczy, którą chciałem znaleźć w Dolu, a niestety nie wyczytałem w żadnej relacji, gdzie one są. Z dolnej głównej drogi przy parkingu odchodzi tak oznaczona odnoga
Pomyślałem, że jak nie znajdę ich to zobaczymy, może dotruchtam do kościółka sv. Mihovila i zobaczę te wąskie drzwi (wspominałem w poprzednim wpisie). Poszedłem w górę za znakami
Pogoda poprawiała się z chwili na chwilę. Nie wiem, jak ja się rozglądałem, że ich nie zauważyłem. Zakręt, zacząłem dochodzić do górnego zejścia do Kaštelu Gospodnetić. Nie ma. Chmury ciekawie, a to zasłaniały słońce, a to odsłaniały grając cieniami na zboczach.
Pomyślałem, to jeszcze jeden zakręt w górę… Może dwa, może je znajdę, a może kościół się wyłoni. Robiło się coraz goręcej, a ja bez plecaczka, ale takie widoki
rekompensowały brak wody - i wtedy sms… Patrzę - od żony… Do dziś go mam, cytuję
długo ci tam zejdzie, bo tu już śnieg spadł No tak, jak mnie się szwędacz włączy… Trudno! Jeden zakręt w dół. Nie będzie zdjęć kościółka pomyślałem. Drugi zakręt w dół. Nie będzie też… Są!!! Mam, znalazłem… Po minięciu w drodze powrotnej skrętu w zejście do Kaštelu Gospodnetić i minięciu ostatniego zakrętu w dół pod kątem właściwie prawie 360 stopni zobaczyłem je po prawej stronie na zboczu
Kamienne ule. Nikt nie wie dlaczego są kamienne. Nie brakowało drewna w Dolu, aby je wykonać. Właściwie nie ma żadnego uzasadnienia aby je wykonać z kamienia, ale są. Dookoła Dolu było ponad 150, zostało niewiele a i te jeszcze zanim się Towarzystwo Hrapoćuša za nie wzięło wyglądały tak
(autorka zdjęcia i źródło - na zdjęciu)Dziś cieszą oko turysty odrestaurowanym wyglądem
Powiem wam, że tak mi się gęba cieszyła, że je znalazłem, że nawet jakoś niespecjalnie dopytywałem żony
gdzie ten śnieg.
Widząc piękniejącą pogodę zjechaliśmy do Spilskiej a resztę dnia spędziliśmy na Zastupie
Na krótkim spacerze, który spowodował, że żołądki chętniej przyjęły posiłek na późnej obiadokolacji z poznanymi w Splitskiej znajomymi, z którymi ustaliliśmy szczegóły wyjazdu na pekę do Žižy jednocześnie dzwoniąc i ustalając jej termin z właścicielem konoby, a wieczór skończyliśmy wspólnie tym razem w naszym apartamencie delikatnie ująwszy zmniejszając zakupiony zapas win przeznaczonych do przywiezienia do kraju...
Podsumowując jednak wpis. Dol po prostu trzeba odwiedzić, bo ma on specyficzny klimat i na niewielkiej przestrzeni i z właściwym podejściem można zobaczyć różne ciekawostki. Gwarantuję, że cofnięcie w czasie grozi o co najwyżej 100 lat, nie ma jednak niebezpieczeństwa cofnięcia się do czasów bitwy o ogień...