Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj! [Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
Habanero napisał(a):Z tej relacji bez wątpienia można zrobić świetny przewodnik po wyspie Mój osobisty przewodnik, przy tym co tutaj, to jakieś fiszki licealisty. A tak w ogóle, moim zdaniem Zdzichu, sam byłbyś świetnym przewodnikiem po wyspie
A i ja dzięki Twojemu spisowi treści zaglądnąłem np na twój spacer o Milnej i się trochę zdziwiłem... Komentarz Gusi mówiący, że jej tam nie było, a przecież potem gdy ja pisałem o Milnej to mi nawet zdjęcia pokazała z fortu... No ale dopiero mi się klepka uruchomiła w głowie, że przecież ona własnie pisze relację z wyspy... Czyli tak, u ciebie czytam, że jej nie było, tam gdzie już była, a u mnie pisze, że była i widziała to co ja nie widziałem a nie widziałem tego zanim zobaczyła... czy jak mogła widzieć przed tym, zanim zobaczyłem:)...
No to jak teraz napiszę, że ta! relacja jeszcze się nie zaczęło to co Ty na to
Ale podtrzymuję, że w Milnej jednak byłam O tym, że nie byłam pisałam u Habanero 24.08 i na ten dzień to była prawda. W kolejnych postach jest wyjaśnienie tej skomplikowanej zagadki
Odcinek dwunasty, część piąta: 2017-09-12 – Dol - konobami w stronę słońca
Przeglądając materiały o Dolu natknąłem się na taki zapis: To, co odróżnia Dol od wszystkich innych podobnych miejscowości to naprawdę wyjątkowa rzadka gościnność, której goście doczekują się w konobie Toni. Cokolwiek nie powiemy. Jakakolwiek nie była ocena smakowitości dań w tej konobie dokonana przez Marsallah. Jakiekolwiek nie będzie wrażenie każdego, kto stamtąd wyjdzie to bez wątpienia gros ludzi jedzie do Dolu mając na uwadze konieczność odwiedzenia tego miejsca. I jest ich tu zawsze sporo, a Polaków, którzy czują się połaskotani polskim menu to już w ogóle łatwo złowić. Trzeba przyznać, że Tonči Matulić, imiennik swojego dziadka, który założył konobę w 1968 roku potrafi zadbać o otoczkę pobytu i otoczenie. Przed konobą jest schludnie i powystawiane są różne rzeczy mające doprowadzić do skupienia uwagi, zatrzymania się, i wejścia. Czy to starocie
(pamiętacie może prasę z Triestu, o której pisałem przy okazji Muzeum Oliwy w Škripie?). Czy to aż proszące się o zerwanie
brzoskwinie, czy w końcu
winogrona zapraszające do spoczęcia pod ich baldachimem. Wszystko to prowadzi i zaprasza do wejścia
i spoczęcia pod zielenią, tudzież wejścia do środka. Ale gdyby się tam zaanonsować i gdyby się znało dobrze język chorwacki można byłoby usiąść i długo słuchać opowieści osiemdziesięcioletniego ojca Tonči Matulića: a to o tym jak to w 1968 roku występował w Postirze Vice Vukov,
a ludzie szukali noclegu, i przyjechali do Dolu dziesiątkami, i był tam dolski akordeonista, wiejski grajek, i grał, a ojciec jego z mamą szykowali kanapki z soloną cebulą i podawali wino i rakiję (w budynku, w którym jest konoba pierwotnie wyrabiano rakiję) i tak się zaczęło; a to o tym, że co prawda mają tylko około 1000 krzewów winorośli, głównie z czerwonych plavac i babić, a z białych pošip, ale robiąc wino domowe, bo usłyszelibyście, że jakoś klienci wolą domowe wina od tych za 250-300 kun (dziwne nie?) - więc robiąc domowe skupują winogrona od miejscowych, więc właściwie ta ich konoba to wszystkim wokół daje profity; a to ponarzekałby na trudy dawnej pracy, pokazując sztywne bukłaki
wyjaśniłby, że dawniej całą noc je zmiękczano wypełniając je wodą, wodę wylewano a potem zakładano je na plecy, na wzgórzach miażdżono owoce i osły niosły większe, a ludzie, żeby rzadziej chodzić dźwigali po 70-80 litrów wina na plecach. Narzekałby również na opisaną już wcześniej mszycę i nie byłby dobrym handlowcem, gdyby nie zawyżył ilości mieszkańców do ponad 900 na przełomie poprzednich stuleci. Ale słuchając takich historii tą nieścisłość miałby wybaczoną, prawda?; a w międzyczasie gościłby łaknącego potraw kolejnymi daniami na końcu wnosząc hrapoćušę. O tym wspaniałym cieście każdy chcący odwiedzić konobę wyczyta w sieci. Ale nie wiem, czy każdy doszuka się, że to ciasto
podawane u Toniego przez lata wyrabiała jego sąsiadka, bardzo energiczna i sympatyczna staruszka Barica. Generalnie możecie znaleźć różne przepisy – jak na przykład tutaj http://www.hrt.hr/314540/magazin/slatka-kuharica-najstarija-bracka-torta-hrapocusa-i-hrapocusice ale sekret Baricy był taki, że nie używała do wyrobu ciasta białej mąki tylko mąki migdałowej. Aha… Gdyby komuś zaproponował danie, które nazywa się puh – pamiętajcie, że to mięso z koszatki. Piecze się je na ogniu i je włożone w dwie kromki chleba (polowanie na koszatki nie jest dozwolone cały rok, więc w menu tego może nie być) – no ale żeby się na takie bajanie i takie spożywanie zakończone pewnie podaniem napoju zwanego smutice (mleko owcze lub kozie wymieszane z winem w stosunku 1:5) załapać, to trzeba albo sypnąć dużo grosza, albo być kimś znanym. Mnie się o takim podjęciu gościa udało wyczytać tutaj: http://www.businessin.hr/turizam/62-putopisi/2371-foto-dol-na-bracu-skrovita-oaza-gastronomije-tradicije-i-pravih-dalmatinskih-gusta i stąd również zapożyczyłem zdjęcie bukłaków.
Sam nie zaszedłem i jedno powiem. Już wiem, że moja trasa wybrana na zwiedzanie Dolu jest zła. Jeszcze się dobrze nie rozpędziliśmy a tu konoba. Wejdziesz, utkniesz, najesz się wypijesz i lipa. „Karpacz się włącza”. Zwiedzać trzeba odwrotnie do tego, niż nasza trasa. Kolejne mijane za konobą budynki nie są jakieś rewelacyjne, ale pokazuję je w konkretnym celu.
Otóż może 150 metrów za konobą, przy jednym z domów na niskim murku wystawione są miniatury dolskich zabudowań wykonane podobną techniką jak oryginały. To jest kolejny obowiązkowy punkt do zobaczenia w Dolu
A potem zgodnie z tablicą informacyjną
Znaleźliśmy się przed jaskiniami Ivončeve, które dominują nad obszarem, zwanym Potok. Najstarsi mieszkańcy pamiętają, że ludzie żyli w tych jaskiniach na początku XX wieku. Początkowo jaskinie wykorzystywano jako mieszkania z obszarem przeznaczonym dla bydła, które ogrzewało ludzi w miesiącach zimowych. Z biegiem czasu zaczęli oni dobudowywać ściany przednie w celu zamknięcia wejścia. Obecnie są one wykorzystywane jako pomieszczenia dla bydła, miejsca składowania drewna opałowego, domy gołębi i obszary lęgowe dla sów i Viverów. Viver to mityczne stworzenie, które według mieszkańców Dolu ukrywało się w lokalnych jaskiniach. To istota, którą można znaleźć tylko w Dolu, chociaż nikt nie wie, jak wygląda. Legenda głosi, że stwór zstępuje z wzgórz w nocy niesiony przez górskie wiatry, a ukryty w ciemnościach obserwuje wioskę z głębi jaskiń. W milczące noce, gdy królują cisza i spokój, wyraźnie można usłyszeć ich głośny ryk. No pięknie, a takie jakieś nieporadne te jaskinie
Jednak dla mieszkańców wioski są na tyle ważne, i wierzą, że mogą być one na tyle atrakcyjne dla odwiedzających, że postanowiono je podświetlić
Oczywiście, Dol to też parę całkowicie zrujnowanych miejsc, jak to
Gdy zbliżaliśmy się do końca miejscowości naszym oczom ukazała się kolejna konoba
Konoba Gušti Škoja istnieje mnie jak 5 lat, prowadzona jest przez młodych ludzi i nie ma jeszcze dużej renomy, niemniej jednak reklamuje się głównie własnymi ekologicznymi warzywami. No jakiś tam ogródek za konobą jest
Miejscowość kończy się u podnóża kolejnych, bardzo malowniczych wzgórz
a nad nimi zobaczyliśmy zwieńczenie małego kościółka,
sprzed którego roztacza się piękny widok na drogę, którą tu dotarliśmy
W jakim momencie zmieniła się pogoda i gdzie nogi zawiodły nas w dalszej wędrówce w następnym odcinku…
Viver... do końca pobytu wyobrażaliśmy sobie tego stwora...i dźwięki jakie może wydawać
Mój mąż stwierdził,że jeśli kiedyś kupimy jakąś łódź to nazwiemy ją...Viver
Weszliście na taras Gušti Škoja? Bajeczny...
A te biedactwa z grila w bułce...to myślałam,że popielice się nazywają.. Podobno grilują je w całości - z kostkami i głową - ale tego nie znajdziesz w menu To przysmak miejscowych podobno
Gdzieś na forum jest film o tym jak przyrządzają te małe wiewióreczki. Z dużym niesmakiem patrzyłem na to danie, brrrrr Są jednak granice kulinarne, których bym nie przekroczył.
Habanero napisał(a):Gdzieś na forum jest film o tym jak przyrządzają te małe wiewióreczki. Z dużym niesmakiem patrzyłem na to danie, brrrrr Są jednak granice kulinarne, których bym nie przekroczył.
Ja myślałam,że to u ciebie w relacji ten film widziałam...
Habanero napisał(a):Gdzieś na forum jest film o tym jak przyrządzają te małe wiewióreczki. Z dużym niesmakiem patrzyłem na to danie, brrrrr Są jednak granice kulinarne, których bym nie przekroczył.
Ja myślałam,że to u ciebie w relacji ten film widziałam...
Abakus68 napisał(a):Pamiętam twój wpis bardzo dobrze. Powiem Ci, że zły jestem ze z tamtej Twojej relacji zeżarło zdjęcia...
Poszukałem, poszukałem...i znalazłem! Mam te zdjęcia wrzucone na zdjęcia google. Tylko nie ma ich jak stamtąd pobrać -są w archiwum, można obejrzeć i tyle Mam gdzieś jednak na dysku zewnętrznym te zdjęcia, jak Ci tak zależy, to może mi się zachce i uzupełnię tamtą relację
Ni, no coś Ty. Nie trzeba. Nie będę i pracy dodawał przez własne widzimisię. Ale jeśli jest szansa zobaczyć je w jakimś albumie - który nie za bardzo jest prywatny a możesz go udostępnić, to chętnie spojrzę.
Właśnie w tym problem, że te zdjęcia leżą na nieobsługiwanym już serwerze/chmurze, nie wiem czy dałoby się nawet je napowtór udostępnić, ale powinienem mieć je na dysku w domu. Z chęcią cofnę się wspomnieniami do późnego lata roku 2012 i uzupełnię relację. Dam znać.
Te maleńkie kamienne domeczki.... Puh w kanapce.....kilka lat temu w Słowenii kupowaliśmy wino od panów, którzy pokazywali nam puh na drzewie. Byli bardzo nimi (było ich tam kilka) przejęci, gestykulowali, przeżywali i po słoweńsku próbowali nam wytłumaczyć jak toto się je. Jednak o kanapkach nie wspominali
Katerina napisał(a):Viver... do końca pobytu wyobrażaliśmy sobie tego stwora...i dźwięki jakie może wydawać
Mój mąż stwierdził,że jeśli kiedyś kupimy jakąś łódź to nazwiemy ją...Viver
Weszliście na taras Gušti Škoja? Bajeczny...
A te biedactwa z grila w bułce...to myślałam,że popielice się nazywają.. Podobno grilują je w całości - z kostkami i głową - ale tego nie znajdziesz w menu To przysmak miejscowych podobno
Nie, nie weszliśmy Nie wiem jak oni je podają, ale w sumie bez wykałaczki to jakaś kostka by się na koniec przydała
Igłą pinii napisał(a):Piękny ten odcinek o Dolu. Taki nostalgiczny, wzruszający i kulinarny!
Dziękuję, staram się, ale i tak poziomu emocji zapodawanych przez ciebie nie osiągnę
Habanero napisał(a):Gdzieś na forum jest film o tym jak przyrządzają te małe wiewióreczki. Z dużym niesmakiem patrzyłem na to danie, brrrrr Są jednak granice kulinarne, których bym nie przekroczył.
Będą adminem chyba usuwałbym takie materiały
Marsallah napisał(a): Z chęcią cofnę się wspomnieniami do późnego lata roku 2012 i uzupełnię relację. Dam znać.
Jeśli znajdziesz czas to super - chętnie wrócę do tej relacji - bo widzę, że na wyspę wrócić mi trzeba.
gusia-s napisał(a):Dol mnie też zauroczył ... inny świat, jakby się przenieść w czasie
Zdecydowanie. Dobrze że są takie równoległe światy.
beatabm napisał(a):Te maleńkie kamienne domeczki.... Puh w kanapce.....kilka lat temu w Słowenii kupowaliśmy wino od panów, którzy pokazywali nam puh na drzewie. Byli bardzo nimi (było ich tam kilka) przejęci, gestykulowali, przeżywali i po słoweńsku próbowali nam wytłumaczyć jak toto się je. Jednak o kanapkach nie wspominali
Czyli na żywca, czy jak? A to ci brutale!
travel napisał(a):Piękny Dol i piękna opowieść
Koszatniczkę miałam w domy, bardzo sympatyczne i inteligentne stworzonko Jak to można jeść
PS. A gdzie ta obiecana lista ?
Jak jeść... No tłumaczyli przecież Beacie A listę.... Zobacz w temacie, gdzie zaczęliśmy dyskusję o zięciach
Ostatnio edytowano 19.01.2018 19:49 przez Abakus68, łącznie edytowano 1 raz
Odcinek dwunasty, część szósta: 2017-09-12 – Dol - wieś czterech kościołów i dwóch nazwisk
Aby jednak dotrzeć na górę i zobaczyć malutki kościół musieliśmy się wrócić do skałki
Za którą nieco zmęczony i stroskany samotnością przycupnął domek, może nieokazały, może dość surowy, ale aż proszący się o to, by ktoś się nim zajął, zatroszczył, zdjął ten niepasujący tu eternit, może obsadził winogronem…
Nie dał mu niszczeć i tak zmarnieć jak temu
Powiem Wam, że akurat tu, w tej właśnie wiosce oddychającej wręcz dawną duszą poczułem ogromny żal, że nowe i bogate tak bardzo przyciąga młodych… Rozumiem to, sam w końcu jestem w Krakowie pochodząc a takich „starych”, dawnych stron i może dlatego coś tam w głębi mnie płakało… Dochodząc na wzgórze mijaliśmy stacje drogi krzyżowej i zanim zobaczyliśmy kościół w całej krasie przeczytaliśmy o nim co nieco
Ta crkva sv. Petra została wybudowana w XI wieku na wzgórzu Glavica i przez pewien czas była kościołem parafialnym Dolu. W roku 2013 po 4 letniej odnowie dzięki staraniom bardzo prężnie działającej organizacji o dość „niesztampowej” dla Dolu nazwie Hrapoćuša kościół został odnowiony i oświetlony. Mnie osobiście trochę dziwi, że wybudowano go w osi wschód-zachód, bo ta ściana
Będzie się starzeć szybciej niż południowa
Proszę mi nie insynuować, że tendencyjnie ustawiłem członków naszego małżeństwa , proszę natomiast zwrócić uwagę na dzwon na dzwonnicy kościółka. Jest to dzwon z XIV wieku, najstarszy dzwon na Braču z napisem MAGISTER MICHAEL ME FECIT – WYKONAŁ MNIE MISTRZ MICHAŁ Z rzeczy nie uchwyconych na zdjęciu dopowiem, że właśnie wtedy wyszło słońce ukazując jeszcze jedną cechę tego wzgórza. Mimo, że było po deszczu, to w ściółce nie było kropli wilgoci, i to nie zdziwiło nas, ale było w niej naprawdę dużo pustych muszli po ślimakach… Białych muszli (swoją drogą - jakoś nigdy nie nauczyłem się fotografować wszystkich możliwych detali….)
We wspomnianym w poprzednim odcinku specjalnym podjęciu gościa w konobie Toni jest też informacja od obecnego nestora rodu Matulić o wielkiej procesji organizowanej co roku w Wielki Piątek. Procesja wyrusza z pod kościoła pod wezwaniem Oczyszczenia Najświętszej Maryi Dziewicy, kieruje się do tego kościółka, o którym pisałem powyżej, potem wychodzi przez centrum wioski na drogę nad nią na wschodnie wzgórze i idzie pod kościół sv. Mihovila z IX-X wieku, który jest mały, niezbyt ciekawy ale z jedną dziwną cechą. Otóż jego drzwi były wykonane z płyty sarkofagu rzymskiego są zatem o wiele węższe niż w innych kościołach. Następnie procesja wzgórzami kieruje się do ruin kościoła sv. Vida i wraca do Dolu. Ponad 5 km idą niosąc krzyż i śpiewają. Czasem wydaje mi się, że Chorwaci są bardziej bogobojni niż my. Aha… Jedna uwaga. Gdyby ktoś czytając o kościele sv. Mihovila w Dolu wrzucił to na google i stwierdził, że to ładna sakralna budowla
I chciał ją oglądnąć, to powiem wprost. Z parkingu na którym się zatrzymaliśmy to jest naprawdę kawałek pieszo, a to powyżej, co google wyrzucił jako wynik poszukiwania „crkva sv. Mihovil Dol” jest i owszem kościołem pod wezwaniem św. Michała w Dolu, ale na wyspie Hvar, a nie na wyspie Brač. Ten tu wygląda tak:
(Zdjęcia obu kościołów z sieci) To tak gwoli przestrogi, żeby nie było rozczarowania, bo jest różnica prawda? Ale wróćmy do naszego zwiedzania… Chwilami pokazujące się słońce po dwóch beznadziejnych dniach koiło nasze serca, a widoki, jakie podświetlało, choćby na przeciwległym zboczu były cudne.
Od razu wyobraziłem sobie, że biorę bukłak na plecy idę miażdżyć oliwki… Ups… To chyba nie ta uprawa W drodze powrotnej ze wzgórza wyłowiliśmy kolejny raczej w mojej opinii niepasujący do otoczenia twór budowalny, cóż...
Wkraczając do centrum miejscowości zauważyliśmy, że kręci się tam trochę ludzi i postanowiliśmy, że tę część oglądniemy bez użycia aparatu. Moją uwagę jednak zwróciła ta tablica
a właściwie wyszczególnione na niej nazwiska. Gdy zestawić to z informacjami z sieci, że najlepsze hrapoćuše w konkursie na to ciasto upiekły panie: Matulić (zaraz czy to nie staruszka Barica…) i Gospodnetić. Gdy dopowiem, że szefem organizacji Hrapoćuša jest pan Gospodnetić, że oba te nazwiska występują również pośród kapłaństwa na Braču, co prawda jedno okryte mniejszą chwałą – niedawno ukarany odsunięciem od prawa do wykonywania posług za ciągoty do kobiet, to się okaże, kto, czy co tak naprawdę napędza Dolski biznes. I kto będzie cały czas wspierał wszelkie inicjatywy służące zachęcaniu turystów do zwiedzania Dolu. (Dopowiem, że za oświetlenie jaskiń, o którym pisałem poprzednio, też odpowiada organizacja Hrapoćuša, a i jeszcze raz wspomnę o ich działaniach). Nazwisko Matulić poznaliście przy okazji opisywania konoby Toni. Nazwisko Gospodnetić zaś wiąże się nie tylko z obecnymi działaniami na rzecz rozwoju Dolu, ale też z dużą częścią historii, rozwoju i obrony Dolu na przestrzeni ponad 500 lat, ale o tym w kolejnym wpisie