Kiedy wjechaliśmy do miejscowości i stanęliśmy na dużym, jak na chorwackie warunki, centralnym placu właśnie to pierwsze rzuciło mi się do głowy. Plac. Coś na kształt rynku. Coś rzadko jednak widywanego w zabudowie dalmackiej (dodam w zabudowie małej dalmackiej miejscowości - wyprostowany przez zamieszczony przez Katerina pod tym postem wpis). Sądzę, że tą intuicyjnie harmonijną formę rozbudowy osada zawdzięcza myśleniu innemu, niż chorwackie. W odcinku o Bobovišćy umieściłem informacje o tym, że miejscu owemu dali początek Bośniaccy uchodźcy, którzy z miejscowości Bobovac, poprzez Poljicę trafili w końcu na Brač. Okazuje się, że historii Dračevicy również początek dali uciekinierzy z Poljicy właśnie i to oni właśnie stali się sprawcami takie rodzaju zabudowy to jest placu ze studnią pośrodku i szerokimi ścieżkami zaczynającymi się rozprzestrzeniać jak promienie światła… Konkretniej rzecz ujmując budowę Dračevicy rozpoczęły rodziny Šimunović i Žuvić.
Robiąc powyższe zdjęcie zupełnie nie zwróciłem uwagi na długą... Hm.. Ścieżkę wysypaną białym piaskiem i otoczoną czymś na kształt krawężników, ale coś mi nie pasowało. Dlaczego zamontowane przy niej ławki zwrócone były w kierunku ruin, do których dostęp wzbroniony? Co może być, lub było ciekawego w tych ruinach,
(o których wyczytałem później, że pozostawiono je, aby pokazać zemstę okupanta – bez podania w źródle o jakiego okupanta chodziło – skoro źródła niewiele mówiły, to i nic w niej wcześniej ciekawego nie było prawdopodobnie)
A może w środku są jakieś białe damy, tudzież rycerze bezgłowi,
a wiara rozsiada się późnym wieczorem i z butelkami ožujsko ogląda ich jakieś nocne wyczyny? Bo PAKA tam raczej nie przyjeżdża. No nie. Absolutnie nie przyszło mi do głowy, że to może być bulodrom, aż pewnego dnia w jednym z postów Marsallaha przeczytałem:
Marsallah napisał(a):Aaaa, Dračevica to zupełnie inna para kaloszy... Bardzo zgrabny plac, tor do petanki....
Ha, pomyślałem sobie, teraz rozumiem. Ale zacząłem grzebać i nic nie mogłem wynaleźć o tej petance w Dračevicy, tylko dogrzebałem się takiego oto zdania:
„iz Francuske iskoristile za staru francusku igru petanque, ili na našem balote (boćanje)”
Balote... I teraz już poszło łatwiej
Poniższe zdjęcie
Pochodzi stąd
http://www.brac-online.com.hr/2017/07/turnir-u-balotama-dracevica.html
Gra w ogólnym zarysie polega na rzucaniu z wytyczonego miejsca metalowymi bulami (średnica 70,5-80mm, ciężar 650-800g) do małej drewnianej lub plastikowej kulki o średnicy 30 mm zwanej po francusku cochonnet, czyli prosiaczek (w Polsce świnka), a wygrywa ten, kto na końcu ma swoją bulę najbliżej prosiaczka. Więcej zasad i punktacja poniżej.
https://pl.wikipedia.org/wiki/P%C3%A9tanque
Do tej gry wrócę jeszcze w kolejnym odcinku gdzie postaram się czytaczy wciągnąć w zwierzenia z dzieciństwa, a kto lubi posłuchać chorwackiego i chce zobaczyć filmik z gry zapraszam tutaj:
Uchodźcy mieli szczęście osiedlić się na bardzo płodnych polach krasowych, na których po usunięciu kamieni z powodzeniem uprawiali oliwki i winogrona, a osada osiągnęła w szczytowym okresie przed chorobą winnic stan 450 mieszkańców (obecnie około 130). Na początku XX wieku Dračevica była najlepiej utrzymaną osadą na wyspie i chociaż teraz może już tak atrakcyjnie nie wygląda
To ma nadal swój klimat. Może osobliwy przez to osobliwe ptaszysko umieszczone na głównym placu
A może taki tchnący powiewem przyszłości… Otóż współczesne badania spopularyzowane w Niemczech podają, że Dračevica znajduje się w najlepszym możliwym miejscu, jeśli chodzi o mieszanie się wpływów morskiego i górskiego powietrza. Może to dlatego, że jest ona otwarta na zachodnie wybrzeżu Braču dużą doliną, którą Mistral przynosi powiew morza i świeżość popołudnia… To dzięki temu już w kliku punktach miejscowości pojawiły się domy wykupione i odrestaurowywane przez Niemców. Dobrze, że nie wiedziałem tego spacerując po miejscowości, bo nie chciałbym na nie trafić, ale z drugiej strony może to jest szansa dla tej osady na rozwój.
Na Glavicy, wzgórzu górującym nad osadą wypatrzyłem za to coś takiego
Okazuje się, że są to ruiny po największym na wyspie młynie do którego zwożono z wielu miejsc zboże do przemiału. Co prawda źródła historyczne podają, że na wyspie zawsze brakowało mąki to jednak były na niej setki młynów. Zdecydowana ich większość była jednak w istocie kamieniami szlifierskimi. Młyn w Dračevicy przynosił osadzie spore dochody.
Natomiast zupełnie nie wiem z czym lub z kim może się kojarzyć to miejsce
Niestety zdjęcie jest kiepskiej jakości. Mój wzrok w czasie pobytu nie pozwolił dostrzec szczegółów. Wejście było zamknięte. Jedyną znaną osobą pochodzącą z Dračevicy jest Petar Šimunović (potomek założyciela osady), wybitny chorwacki językoznawca, propagator dialektu cakavskiego zmarły w 2014 roku. Może to jemu jest poświęcono to miejsce, a może jest tam niedawno otwarta wystawa Dračevica u slici – Dračevica w obrazie.
Niestety nie wiem.
Również przy placu znajduje się ten budynek,
W nim, wedle informacji znajduje się centrum dziedzictwa Dračevicy. Oczywiście było zamknięte gdy podszedłem, dlatego, żeby dać wyobrażenie co może być w środku zamieszczam zdjęcie z sieci:
Wedle źródeł historycznych dookoła miejscowości na wzgórzach Trscekin a potem Krkanj wykuwano w kamieniu kostirny, cysterny służące do zbierania i utrzymywania wody dla zwierząt. Przy ich budowie znaleziono dawne, rzymskie monety! Może to świadczyć o tym, że i z tą osadą związana jest jakaś starożytna, rzymska historia, ale któż to może wiedzieć?
Przejdźmy jednak do kościoła, bo przecież każda miejscowość na Braču ma swój kościół prawda?
(Nieprawda – w Bobovišćy na Moru nie ma). Nie jest to ani pierwotnie wzniesiony, ani pod starym wezwaniem kościół. Pierwszy -
jaki został postawiony w roku 1678 przez Kuzmę Žuvića - można się pokusić o stwierdzenie był „prywatnym kościołem”. Nad drzwiami został wykonany napis HOC TEMPLUM COSMAS XUVICH FUNDAVIT ET IDEM HEREDES DOMINOS POST SUA FATA FACIT MDCLXXVII co oznacza Ta świątynia została założona w 1678 r. Przez Kuzmę Žuvicia z przekonaniem że po jego śmierci rządzić nią będą jego spadkobiercy. Gdy Dračevica została odrębną parafią jasnym stało się, że takie prywatne zapędy nie mogą mieć miejsca i pod kontrolą księdza Nikoli Šimunovića (jakie to dziwne – dwie rodziny budują miejscowość, jedna wznosi kościół, a potem druga go przebudowuje….) przebudowano kościół w stylu przedromańskim.
Podsumowując, kościół parafialny Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Dziewicy Maryi ukończono w 1770 roku, Został on rozbudowany w 1904 roku, a ksiądz Nikola (1741-1778) zostawił monografię napisaną w 1775 roku: Zbiór różnych biblijny historii Dračevicy. Kościół ma trzy ołtarze, w tym jeden ciekawy drewniany ołtarz ze obrazem Niepokalanego Poczęcia nieznanego artysty, chociaż jest on bardzo podobny - w zakresie i budowy, i górującego obrazu nad ołtarzem - do ołtarza z obrazem Tironiego w Splitskiej!
Budynek dzwonnicy wyżej wspomnianego kościoła
został opisany przez pisarza Ante Cettineo w romansie tego chorwackiego poety i prozaika zatytułowanym Meštar Ivan.
Trochę szkoda, że gdy wybrałem się jeszcze na krótki spacer – zostałem przywołany przez małżonkę słowami – wracaj, spróbuję ci jakoś ugasić pożar tych twoich 4 liter. Spojrzałem jeszcze tu
I ówdzie
(Powiększając dojrzycie i w ofiarach ostatniej wojny nazwiska potomków założycieli miejscowości).
Wróciłem do samochodu. Małżonka miała rację. Przegoniłem ją trochę tego dnia od minizoo w Sutivanie aż do Dračevicy a wszystko w rekordowym czasie niespełna 4 godzin. A przecież wieczorem mieliśmy w planie z poznaną w Splitskiej rodziną przetestować mocniejsze trunki.
Wracając do samochodu zauważyłem w końcu żywe dusze. Oto najprawdopodobniej z lotniska (zawieszka na dużej, podróżnej torbie) bagażowa taksówka przywiozła dziewczę młode… Uśmiechnąłem się oglądając scenę… Zapłaciwszy odchodziła w jedną z ulic kręcąc jakby od niechcenia pośladkami dosłownie smaganymi wzrokiem niemogącego wsiąść do taksówki kierowcy. Kierowca spojrzał na mnie i się speszył. Wsiadł. Ona chwilę potem odwróciwszy wzrok przez ramię złapała moje spojrzenie. Uśmiechnęła się… Mogłem wyjechać prosto, ale nawracając wokół placu widziałem jeszcze chwilę ulicę, którą poszła. Dračevica ma śliczne ulice – powiedziałem do żony. Patrzyła mi głęboko w oczy. Słówko mniej i ząbki całe lubieżniku! – zaśmiała się.
Wróciliśmy do Splitskiej, wzięliśmy szybką kąpiel w morzu konstatując, że rodzina rubasznych Ukraińców musiała urlop skończyć, bo ich miejsce jak się potem okazało na kilka dni zajęła dziwna trójka z Niemiec. Ich dwóch, ona jedna. Nie wiem, czy łączyła ich tylko miłość do posuniętych wiekowo piesków którą na tą plażę (z tablicą informującą o zakazie wprowadzania psów) wprowadzali, czy raczej chodziło o inną wspólnotę w zakresie posunięcia. Nie było też fajnego małżeństwa z Holandii. No powiedzmy sobie uczciwie jak on wyglądał nie pamiętam, ale jak wyglądały jej „dwa serca” wystawiane ku słońcu jeszcze długo nie zapomnę. O innych zmianach na plaży w następnych wpisach trochę opowiem…
Ale o wieczornym testowaniu wszelkiej maści …vaców opowiem tylko tyle, że musiało się odbyć wewnątrz. Przyroda lubi równowagę, więc gdy humory się poprawiały
pogoda musiała się popsuć… Przeczekaliśmy deszcz. Odprowadziliśmy znajomych. Zasiedliśmy jeszcze u nich na butelczynę, jednym słowem szlajaliśmy się, jak Tom Hardy w Taboo, aż zlegliśmy snu spragnieni, ale nie dane go nam było zaznać. Tego wieczoru wiatr pił chyba z nami, bo całą noc szalał targając okiennicami…