Witam wszystkich ponownie i dziękuję za Wasze wpisy.
Wyprawa na Vidovą Górę.
25.08. Zrywam się sporo przed świtem aby zaliczyć wreszcie jakiś porządny wschód słońca na wakacjach z jakiejś góry. Z jakiejś czyli...z wiadomo jakiej, no bo na tej wyspie nie ma innych gór tylko pagórki.
Mam powera bo czuję wielką ochotę na bliższy kontakt z przyrodą o wczesnej porze- to mi zawsze ładuje akumulatory. Wskakuję w naszą niebieską trumnę zwaną pieszczotliwie "wozem dla ludu" i dawaj- kierunek Śkrip a potem na Nereżiścę!
Nie jestem pewien o której właściwie jest ten wschód słońca - to nietypowa dla mnie pora wakacji, więc kojarzę tylko mniej więcej o której. No i owe "mniej więcej" się na mnie za chwilę zemści.
Dojeżdżam do Śkripu, fajna trasa ze Splistkiej, widokowa, ale z góry a nie pod górę. Dalej wąska szosa stromo podjeżdża przez stoki wzgórz z winnicami i kieruje się na jakieś betoniarnie. Wkrótce skrzyżowanie pod Nereżiścą i serpentynkami w górę. Skrzyżowanie ze znakami 'Vidova Gora w prawo' oraz konoba coś tam.
Coś tam się złoci za górami- gdzieś za masywem Biokova. Chyba wschód tuż tuż...
A niech to szlag!!!
Biokovo! Ono zasłania ten wschód!!!
No tak.... że też nie wpadłem na to.
Ale może zdążę chociaż na moment, gdy złota tarcza wyjdzie zza gór i oświetli wszystko. Ten najmagiczniejszy moment...moment, który przez stulecia kazał plemionom i całym narodom czcić słońce za ten złoty, życiodajny promień, za światło życia.
No dobra, zdążę czy nie?
Gnam jak szalony, ścigam niemal lotem czas wschodu, ale że jestem tu całkiem sam więc jest to taki cichy lot. Szosa jest od skrzyżowania wręcz znakomita, ale że zakrętów co niemiara, więc nie idzie to tak szybko jak bym chciał. Kolejne skrzyżowanie- tu w prawo do owej tajemniczej Pustinji Blaca o której niebawem, a tymczasem znowu pod górkę. Wtem na szosie widzę ...konie. Co tu robią konie do licha???!!!
Barany czy kozy to owszem, spodziewałbym się. Ale konie?
No nic, szkapy sobie spacerują, nigdzie im się nie śpieszy bo i gdzie i po co ma im się śpieszyć.
Wychylam się z okna i próbuję im "powiedzieć" żeby sobie poszły na bok, ale najwidoczniej albo nie rozumieją albo mają gdzieś co się do nich gada i dalej sobie łażą po szosie. Zwalam to na karb drzew, których tu sporo i widocznie potraktowały sobie szosę jak ścieżkę spacerową! Drę się w końcu: "jazda stąd!"
Klakson jak na złość jakoś się zacina, zresztą ostatnio go zalało i jakiś cichy się zrobił.
Podjeżdżam więc tuż pod końskie zady i ryczę silnikiem żeby w końcu zlazły z tej cholernej drogi!
Zlazły! Ufff!!!
No i kurna w tym momencie wszystko pojaśniało...
Diabeł mi te kunie zesłał, żeby mi nerwy wystawić na próbę chyba...
Czyli po ptokach.
Normalnie KOŃ BY SIĘ UŚMIAŁ!!!
No ale nie pojadę przecież z powrotem. Jak już jestem jakieś 3-4 km od celu to wypada go zaliczyć.
Wkrótce widać maszty i za moment wjeżdżam na parking. Jestem tylko ja i jacyś Niemcy, którzy śpią w Berlingo.
Ależ ostre te słońce! Biokovo pięknie widać, ale masywy za nim i obok niego już tracą kontrast, wszystko zalewa jasność...
Biegiem niemal lecę na skałki żeby cokolwiek uchwycić, zanim wszystko zeżre ta zakichana mgiełka, która jest nieszczęściem i przekleństwem fotografów.
I tu rozczarowanie! Hvar jest beznadziejny! Znaczy się... jako wyspa to pewnie nie, ale w tym słońcu i teraz to jest beznadziejny.
Tak to jest jak się człek naogląda fajnych fot w necie, narobi se apetytu na wspaniałe widoki.
A potem przyjeżdża "co koń wyskoczy" (na jezdnię...
) na taki punkt widokowy i.... jakoś nie ma tych wspaniałych widoków. Jakoś to wszystko mdłe, blade i zamglone...
No liczyłem kurde na więcej. Nie ma koloru, nie ma kontrastu. Za to jest mgiełka i ja sam.
Co za wtopa. Jakoś w tej CRO najlepsze foty udaje mi się zrobić jednak ani nie o świcie ani o wschodzie (wyjątek był jeden i nazywał się Trogir, w 2009r.) lecz znacznie później.
No nic, pozwiedzam sobie tę górkę, łobejrzę co tu mają, co gdzie najlepiej widać i...przyjadę tu niebawem ponownie- jak będzie może choć trochę lepiej (i było...
)
Idę wzdłuż krawędzi grzbietu- to pas skałek wapiennych. Gdzieś w pobliżu Nerusiowie zrobili to swoje słynne zdjęcie z widokiem na Hvar i Bol. No niestety, mieli o wiele lepsze światło i warunki. Czasami tak jest- lepiej dla pewnych efektów (zwłaszcza zieleni wody przybrzeżnej i niebieskości wody głębokiej!) jest pykać fotki w pełni dnia, gdy słońce świeci wysoko z góry na taflę morza czy jeziora.
W sumie to kicha ten wschód tutaj...
Zaczynam wątpić w sens jeżdżenia na takie wschody tutaj.
Życie pisze jednak dziwne scenariusze. Jak się potem okaże, to okolice zachodu słońca były najlepsze. A jeszcze lepsza była....bora, która definitywnie "wyczyściła" wzduch i wszystko było potem "clear".
Skałki są ułożone kaskadowo i pną się coraz wyżej. Obok gdzieś pewnie idzie asfalt, bo droga prowadzi do stacji przekaźnikowej, ale ja wolę skałami i bokiem.
Kompletnie nikogo nie ma w pobliżu.
Czyżby tylko mnie chciało się tak wcześnie zrywać dzisiaj?
No nic, dochodzę na szczyt (fuuuj, co za barachło, obstawione całe toto jakimiś masztami, linami, szopami, łeeeeee....) Ale co jest NAJGORSZE? To mianowicie, że nie ma tu tego na co liczyłem najbardziej- czyli panoramy 360 stopni!
Nie można mieć wszystkiego, wiem. Ale czy ta cholerna górka nie mogła być na szczycie bardziej goła???!!!
Byłem przekonany, że będzie trochę szerszy kąt widzenia a tu taki zonk!
Figa! Psińco! Takiego wała! Kurde...najlepszy punkt widokowy wyspy, najpopularniejsze miejsce wycieczek w głębi wyspy a tu zamiast porządnego szczytu tylko ledwie jakieś 180 st. z czego tylko połowa z widokiem na morze, bo resztą zasłania...sama wyspa! Wszystko przez to, że ona taka gruba jest. Wydawało się, że przewyższenie tej najwyższej góry na hrvatskich otokach będzie wystarczające, ale ze względu na kształt terenu i samej wyspy cały północny wschód i północ jest ograniczona wzgórzami.
Rozczarowanie nr. 1 stało się faktem.
Trudno. Idźmy obejrzeć co tu widać.
Widać Sv. Jurka, Makarską Rivierę, Biokovo, jakiś Hvar z mackami półwyspów...
Najciekawszą rzeczą na samym szczycie jest jednak:
- kamienna tablica z wierszem o Braćiu autorstwa Vladimira Nazora i....
- druga tablica z której niezbicie wynika, że tu byli nawet Angole z Royal Navy.
Co ci tu chcieli? Pojęcia nie mam, ale pewnie coś dłubali w trakcie wojny po cichu.
Oglądam co się da i robię zdjęcie czeskiemu rowerzyście, który koniecznie chce mieć pamiątkę ze zdobycia góry bicyklem. A niech se ma!
Za to ja pamiątkuję siebie i kopczyk kamienny.
A niech se będzie!
Za chwilę przyjdą ludzie i wszelki czar widoków pryśnie. O, już się schodzą powoli...
Czas na dół. Jeszcze kilka fotek.
Najciekawiej wyglądają te "macki Hvaru".
No i co?
Pora wiać. Ekipa pewnie się już budzi w wyrkach ale ja mam w głowie jeszcze pewien plan....
Szalony trochę ale mam i nie będę sobą jak przynajmniej nie spróbuję go wcielić w życie.
CDN...