W miasteczku zawieszamy się na poboczu, bo parkingu nie widać i idziemy szukać. Biore tym razem syna, bo w tym piekarniku, którym stała się nasza limuzyna, zaczyna mieć objawy przegrzania. Znajdujemy jedną wolną kwaterę! BOSKO!!!! Pytam w końcu o cenę, pan mówi 180 ojro za dobę. Jak widzę, nie tylko nam upał szkodzi. Szukamy dalej. Trafiamy na jakąś młodą kobitkę, która coś mówi, o matce, ponoć matka mooooże będzie miała "apartman" do wynajęcia. Gdzieś zadzwoniła, długo rozmawiała, w końcu pyta nas o samochód. No mamy, ale co ona chce od naszego samochodu? A ona pojedzie z nami, bo my nie trafimy. Idziemy do naszej bryk i obciach wielki, bo w środku pełno śmieci po ciastkach, cukierkach, puste puszki po redbulach na podłodze i ogólna syfiarnia po podróżna. Cholera, czuję swój zapach, przy młodej i obcej kobiecie a nie jest aromat fiołków
Pani się niczym nie przejmuje, tylko gada bez przerwy z moją żoną (jakoś się rozumieją) czasem rzuci "w lewo", "w prawo".
I przy kościele pokazuje drogę szerokości naszego samochodu + 50cm, która skręca o 90*. Pierwszy raz wjeżdżałem na dwa razy.
Na koniec widać dom na uboczu, gospodyni pokazuje nam pokój. Duży, wielkie łoże i mniejsze dla Zwierzaka. Kuchnia z mikrofalówką, kuchenką gazową, zlewozmywak, lodówka. Wszystko jest, włącznie z klimatyzacją
No i jeszcze tu jest drugi pokój mówi gospodyni - pokój jak ten pierwszy. Wyglada to fantastycznie!
- No to ile to kosztuje pytam.
-60 ojro za całość.
Gospodyni chyba uznała że łupi nas zbyt mocno bo zaraz opuściła do 58 za dobę
ZOSTAJEMY! ŻYCIE JEST PIĘĘĘKNEEEEEE!!!
Współrzędne domu (pi*oko): 43.334111,16.839613 namiarów nie mam, zgubiłem, bardzo żałuje.
Zdjęcie naszej kwatery
Samo miasteczko wygląda tak:
ruiny bazyliki