Zacznę może od krótkiego wstępu.
Za zdjęcia w relacji odpowiedzialny będzie neroP , a skrobanie pozostało mi czyli neroH .
To tak dla jasności sytuacji i żeby się kolejny raz przedstawić
Nie wiem czy podział sprawiedliwy, bo wyjdzie na to, że zdjęcia wspólne, a relacja moja - no ale co zrobić jak ze mnie ranny ptaszek, a neroP lubi sobie pospać.
A więc było to tak ...
Pewnego zimowego dnia, jak co roku zresztą, zaczęły się snuć nasze wakacyjne plany.
W zeszłym roku zdradziliśmy Chorwację na rzecz Sardynii i naszych alpejskich wojaży ale już na nich obiecaliśmy sobie -
przyszły rok na 100% kierunek Chorwacja.
Lubimy odpoczywać raczej w ciszy i spokoju więc od razu wiadomo było, że termin jak zwykle nie tak odległy, bo połowa czerwca. Miejsce ... i tu zaczęły się problemy ... Po poprzednich wizytach w cro wiedzieliśmy na pewno, że będzie to wyspa. No i tyle wiedzieliśmy. W trakcie przeglądania zdjęć na Picasa i Google Earth zawitała do nas wiosna, a z nią małe komplikacje o których lepiej nie wspominać, bo jeszcze usłyszą i wrócą. Wyjazd stanął pod wielkim znakiem zapytania. Bywały tygodnie w których to nawet nie rozmawialiśmy na ten temat. Byliśmy w lekkim dołku.
Wiem, że spędzenie wolnego w domu to nie koniec świata ale ...
Przyszły cieplejsze dni. Na pocieszenie chyba, kupiliśmy sobie nowe rowery i zaczęły się wycieczki wokół naszych Pogorii.
Panoramka z jeziora Pogoria IV pod linkiem-
http://img850.imageshack.us/img850/8655/panoramak.jpg
Łapanie pierwszych promyków słońca, brodzenie w jeszcze nie najcieplejszej ale za to bardzo czystej wodzie i ... jakoś tak poczuliśmy się lepiej (mózg się chyba dotlenił). Robiło się coraz cieplej. Czuć było wakacje. Problemy jakoś tak odeszły na dalszy plan.
Wrócił dobry humor i ... plany wyjazdowe.
Nawet nasze wstępne decyzje odnośnie kierunku były bynajmniej śmieszne - dla nas oczywiście. Rozmowy, wspomnienia i codzienna zmiana miejsca uzasadniona tym albo tamtym. I tak to wiedzieliśmy już na pewno - jeżeli tylko szwagier będzie mógł nas wyręczyć w firmowych obowiązkach - jedziemy. Gdzie, było już najmniej ważne. Byle jakaś spokojna, piękna wyspa. Pod uwagę braliśmy prawie wszystkie, a na początku nawet te na których już byliśmy:) Nasze plany zakładały do wyboru: Krk, Rab, Cres, Lošinj, Brač, Hvar, Korčule lub płw. Pelješac.
I bądź tu człowieku mądry. Zdaję sobie sprawę, że pewnie gdzie byśmy nie pojechali to bylibyśmy zadowolenie ale zawsze jest to ale ... więc sprawę postawiliśmy tak. Gdzie znajdziemy w przyzwoitych pieniądzach ładny, nowy apartament blisko plaży tam zawitamy. No i zaczęło się od nowa. Wertowanie stron z setkami apartamentów, zdjęcia, okolica itp. itd. ...
Nie wiem w sumie po co było tracić na to czas ... trzeba było brać pierwszy znaleziony i już. A tak zrobił się kolejny problem - co tu teraz wybrać? Kryteria zmieniały się tak szybko jak zmieniała się za oknem pogoda (pamiętacie początek czerwca), a czasami nawet szybciej.
Może dla odmiany pojedziemy gdzieś w okolice jakiegoś dużego miasta - będzie gdzie dłużej pochodzić wieczorami. A może wybierzemy totalne zad.pie z ustronnymi zatoczkami - plażowanie na golasa.
Rozmowy na ten ciągnący się jak rzeka temat trwały czasami całe dnie. Nie przesadzam - nawet w pracy jesteśmy razem więc gdyby nie liczyć tych kilku godzin snu to można by powiedzieć, że trwały bez końca. Na kilka dni przed wyjazdem napisaliśmy rozpoznawczo kilka maili - w różne rejony, tak żeby zobaczyć jak tam z dostępnością wolnych apartamentów i cenami. Każdy odpisał - wolne. Ceny 30-40 euro.
Nic nam nie pomagało w wyborze.
W wyjazdowym tygodniu były dwie męskie decyzje Brač i Korčula. Po burzliwych rozmowach spędzonych nad nową Pogorią ostateczna decyzja - Brač Povlja. Na dzień przed wyjazdem szybki mail do właścicieli - potwierdzenie, że najprawdopodobniej zjawimy się w sobotę rano i koniec rozmów na temat Chorwacji, bo znając nas to jeszcze znalazły by się argumenty, że może jednak Krk
cdn.