napisał(a) Franz » 03.07.2012 17:00
Niestety, krótkie zakosy nie dają wytchnienia, ja zaś staram się nie zwalniać, czując już w kościach, że dziś czeka mnie wędrówka po zmroku. Pot zaczyna spływać po skroni, potem po plecach, a ścieżka wciąż nie zmniejsza nachylenia. Wysoko nade mną małe siodełko - w lewo od niego niewielka kulminacja, w prawo znacznie większa góra. Mam nadzieję, że nie będę się musiał wspinać aż tak wysoko. Rzeczywiście, po chwili zakosy się kończą i ścieżka prowadzi w las. Hura! Wreszcie upragniony trawers!
Rozczarowanie przychodzi bardzo szybko - po krótkim odcinku prawie płaskim ponownie zaczynają się zakosy, tym razem w lesie. Wyżej szlak wychodzi na widziane z dołu siodełko - znów nadzieja, że za nim zacznie się obniżać - niestety, zwraca się w prawo i pnie ostro na wyższe z dwóch wzniesień. Drzewa stopniowo rzedną, zastępowane przez kosodrzewinę. Słońce pojawia się w szparze pomiędzy niską warstwą chmur, a górskimi grzbietami - to ostatnie chwile światła dziennego. Dyszę jak parowóz, spływam potem, czuję narastające zmęczenie, ale staram się nie zwalniać - obawiam się nocnej wędrówki w tym terenie. Kończy się kosówka i wita mnie otwarty, lekko kamienisty teren. Co gorsza, witają mnie na nim napływające mgiełki. No tak! Tego mi jeszcze brakowało!
Niemalże podbiegam, korzystając z tego, że teren się znacznie wypoziomował. Najwyraźniej osiągnąłem najwyższe partie tej góry stołowej. Ścieżka niknie prawie całkowicie, jedynie malowane co jakiś czas znaki upewniają mnie o tym, że jeszcze posuwam się we właściwym kierunku. Obym trafił na jakieś wyraźne zejście po drugiej stronie, zanim ogarną mnie zupełne ciemności lub gęsta mgła. Tymczasem docieram do metalowej puszki na kamiennym kopcu, gdzie ktoś wymalował czerwoną farbą: 1916. To znaczy, że właśnie zdobyłem Has. Nawet się nie zatrzymuję, tylko nie zwalniając kroku, pomykam dalej. Szlak się rozdwaja - bez namysłu wybieram lewy wariant, ale po chwili obydwa i tak się łączą. Teren zaczyna się lekko obniżać i docieram na skraj urwiska. Pode mną spore kilkaset metrów i upragniona dolina. Wystarczy skoczyć...
Ścieżka, trzymając się blisko urwiska, schodzi zakosami. Mgiełki ustąpiły i na niebie pojawił się księżyc w pełni.