napisał(a) Franz » 11.04.2012 12:03
Odczuwam już wyraźny głód, więc dobrze byłoby się gdzieś w spokoju posilić. Na grani wieje silny wiatr, ale schodząc po dosyć luźnym piargu odrobinę na prawo, daje się znaleźć zaciszne miejsce. Zastanawiam się, co począć z resztą tego dnia. Na szczyt spróbuję wejść, to musi już być bardzo blisko, tylko - co potem? Brak szlaku, ścieżki, widoczność nie pozwalająca już na zorientowanie się w terenie - chyba głupotą byłoby pchanie się dalej. Zapada decyzja - jeśli nic się nie poprawi, po prostu wrócę tą samą trasą.
Po śniadaniu wracam w pobliże grani, ale zaraz muszę się znów obniżać z uwagi na spore gniazdo kosówki. Kiedy powracam na wietrzną krawędź, dostrzegam wyraźny ślad ścieżki na piargu, pod samymi skałami. Tyle, że ścieżka biegnie po drugiej stronie grani. Najważniejsze jednak, że w ogóle jest! Widocznie gdzieś tu przetnie grzbiet, a na Lupoglav zapewne poprowadzi od przeciwnej strony. Podniesiony na duchu, zmierzam w stronę ewentualnego przecięcia. I rzeczywiście - po chwili docieram do szczerbiny, na którą wprowadza ścieżka z lewej strony, do tego pięknie opatrzona czerwonym kółeczkiem! W pierwszej chwili radości zamierzam od razu puścić się tą ścieżką pod skałami, kiedy nagle przychodzi otrzeźwienie. Moment! A może moja interpretacja jest mylna. Może to nie jest cudownie odnaleziony szlak, którym niby-to cały czas idę? Może to jest wejście na Lupoglav z przeciwnego kierunku? Wtedy musiałbym raczej poszukać kontynuacji ścieżki po prawej stronie grani. Tu nie ma wyraźnego śladu, ale przy sporej dawce wyobraźni coś może by się znalazło?.. Ruszam więc w górę bardziej na wyczucie niż kierując się prawie niewidocznym śladem. Jakaż jest moja ulga, kiedy udaje mi się natrafić na kolejne czerwone kółeczko! A więc prawidłowo to wykalkulowałem.
Dalej widać już nawet wydeptaną ścieżkę, więc teraz już bez najmniejszych trudności wchodzę na wierzchołek.