napisał(a) Franz » 27.03.2012 18:51
Czasami trzeba wykazać zdolności detektywistyczne, by wyszperać wzrokiem układające się w częściowe chociaż kółeczko ślady czerwonej farby, poddając je analizie mającej na celu wykluczenie naturalnych przebarwień. Spada znacznie tempo marszu, ale gdy docieram do rozstajów z porządnymi tabliczkami - czerwony Galic w lewo, żółty Lupoglav w prawo - znów tryskam optymizmem. Jak się zaraz okaże - mocno przedwcześnie.
Od tego miejsca nie udaje mi się już odnaleźć szlaku nigdzie. Żadnego śladu porządnej ścieżki, żadnych dalszych znaków, nieco powalonych drzew, coraz więcej głębokich szczelin krasowych. Kluczę, obchodząc przeszkody, zataczam kręgi w celu odnalezienia szlaku, rozglądam się bardzo uważnie dookoła - wszystko nadaremnie. Nic, ale to absolutnie nic. Oddalam się w ten sposób jakieś kilkaset metrów od rozstajów i znów pojawia się widmo liska luzaka. Wiem, że teren nie jest sprawdzony; na mapach zaznaczony jako nie rozminowany. Zaczynam się czuć bardzo nieswojo - jasne, że szlak prowadzi bezpiecznie, tylko... gdzie u licha jest ten szlak?! Nie ma rady - wracam.
Po dwudziestu minutach jestem znów na czerwono-żółtych rozstajach. No, przecież piękna, wyraźna strzałka! Dlaczego dalej nie ma już żadnego szlaku?.. Sprawdzam w aparacie sfotografowaną kilka dni wcześniej mapę. Wschód z lekkim północnym odchyleniem, potem bardziej na północ. Strzałka na tabliczce tak wskazuje - spróbuję pójść, utrzymując w miarę możliwości azymut. A więc znowu omijam przeszkody, starając się nie zbaczać z ustalonego kierunku. Z lekko nachylonego zbocza trafiam na dno równie pochyłej, płytkiej niecki. Może czas na zmianę kierunku bardziej na północ. Jeszcze kilkaset metrów i okazuje się, że pomysł był dobry - trafiam na kamienny kopczyk, potem na następny i po chwili wychodzę na piękne polany, ponad którymi pokazują się już wapienne wierzchołki. Na polanach ślady po koszarach i dawnych szałasach. Jest również studnia z wodą, zabezpieczona częściowo spróchniałymi belkami.
