Prolog
Planując trasy do przejścia, znalazłem w necie piękne zdjęcie z podanym namiarem na autora. Napisałem. Autorem okazał się bardzo pomocny Dino, który wskazał mi adres starych sztabówek do ściągnięcia i odpowiedział na szereg nurtujących mnie pytań. A najistotniejszym problemem były, oczywiście, miny.
Niektóre pasma wolne w całości, w innych nieco gorzej sprawa wygląda.
- Ale jak się będziesz znakowanych szlaków trzymał, to będziesz bezpieczny.
Aha. To cieszy. Mam tylko nadzieję, że to znakowanie będzie wystarczające...
W drogę
W dzień wyjazdu mam jeszcze mnóstwo spraw do załatwienia. Przesuwam moment opuszczenia Polski na późne godziny popołudniowe. Jeszcze mam też koniecznie wpaść choćby na moment do mojego sąsiada - akurat robi pieczonki na tarasie. Uwijam się więc jak w ukropie, ale czas upływa zbyt szybko. W efekcie grubo przekraczam dopuszczalne opóźnienie i z prawdziwą przykrością muszę odmówić mojej obecności na degustacji pieczonek - może zostanie mi to jednak kiedyś wybaczone.
Wyjeżdżam po godzinie osiemnastej i pierwszą przygodę - aczkolwiek nieszkodliwą - mam już w Żorach. Tradycyjnie mam zamiar zatankować przy Auchan i kiedy zjeżdżam na lewy pas, nie tak znowu wiele przekraczając dozwoloną prędkość, wyskakuje zza ekranów ochronnych mundurowy pan z suszarką, wyraźnie sugerując mi zjazd na prawe pobocze. Akurat wyprzedzam wóz na prawym pasie; kiedy więc mogę zjechać w prawo, jestem już na tyle oddalony od miejsca zdarzenia, że tylko widzę w lusterku wstecznym zrezygnowany ruch ręki policjanta. Znaczy - mam jechać dalej. Nie powiem, że taki obrót sprawy mnie martwi.
Tankuję do pełna i obieram kierunek na Cieszyn. Dalej Żylina, Żiar nad Hronom, trochę kluczenia nad samym Dunajem jeszcze na terenie Słowacji i wreszcie pięknie podświetlony zamek w Esztergom. Wjeżdżam na Węgry. Generalnie kieruję się na Szekesfehervar, ale po minięciu autostrady między Budapesztem i Tatabanya, zjeżdżam na jakąś polną drogę, prowadzącą wyraźnym grzbietem i kilkaset metrów dalej znajduję dogodne miejsce na nocleg. W dole światła Bicske, nade mną rozgwieżdżone niebo - jedno szybkie piwko i w kimono.
Robi się już szaro, gdy o szóstej rano ścielę samochód i ruszam w dalszą trasę. Siofok, Dombovar, Kaposvar i w Barcs dojeżdżam do granicy chorwackiej.
- Kuda? - węgierski pogranicznik wyraża swoje zainteresowanie.
Podaję cel i podjeżdżam na stanowiska chorwackie. Tu też bez żadnych problemów i już jadę dalej. W Viroviticy tankuję tylko tyle, by dojechać spokojnie do Bośni - zgodnie z danymi z Internetu powinno być taniej niż te 7,60 w kunach.
Trasa wiedzie w kierunku południowym - Daruvar, Pakrac - i teraz odchylając się nieco na zachód dojeżdżam do przejścia w Jasenovacu. Przejeżdżam most na Sawie i jestem w Bośni i Hercegowinie. Odprawa błyskawiczna i tylko słyszę:
- Srecan put!
W Bosanskej Dubicy tankuję do pełna - 1,77 bośniackiej marki za litr - i już jadę dalej. Prijedor, Sanski Most, trochę ostrzejszych zakrętów przy przejeździe przez pasmo Krajiny, teraz chwilę na zachód i w Bosanskim Petrovacu znów na południe. Droga wznosi się na przełęcz, z której zjeżdżam na Drvar, by po nim znów się wspinać, tym razem przekraczając pasmo Vijenac. W Bosansko Grahovo główna droga odbija na Knin w Chorwacji, a ja kieruję się według drogowskazów na Livno.
Zjeżdżam łagodnie w dół, mając po prawej ręce pasmo Dinary. Przypomina mi się nasze wejście na szczyt o tej samej nazwie, podczas słoweńsko-chorwackich wakacji. Wtedy najwyższą górę Chorwacji zdobyliśmy od strony Knina, tym razem mam zamiar wejść na najwyższy szczyt całego pasma Dinary, najdłuższego pasma rozległego systemu górskiego, któremu dała ona swoją nazwę - Gór Dynarskich.
Przede mną olbrzymia płaska dolina - Livanjsko polje. Po lewej Marino brdo, Sator, Staretina, a po prawej długi łańcuch Dinary. Przemierzam rozległe pustkowia, mijając co jakiś czas zabudowania - w większości opustoszałe, bardzo często pozbawione dachów, z widocznymi śladami po strzelaninie. Żadnych nazw mijanych wsi czy przysiółków - nie mam pewności, w którym miejscu w danej chwili się znajduję. Konfrontuję mapę samochodową z wydrukowaną mapką z netu.