ciag dalszy...
Dzień piąty – wtorek
Dziś naszym celem jest Bobotov Kuk. Żeby nie było za prosto nie idziemy najkrótszą drogą od Dobri Do, tylko tradycyjną trasą od Żabljaka. Obieramy kurs na Ledeną Pecinę i ruszamy już przed 8. W górach okazuje się, że śniegu jest dużo a ludzi wręcz przeciwnie. W ciągu całego dnia widzimy dwie osoby pod szczytem i 4 pod jaskinią. Po 3 godzinach dochodzimy do Ledenej Peciny. Jednakże nie dane jest nam podziwianie jej wnętrza z bardzo prozaicznego powodu. Cała jaskinia , zgodnie zresztą z nazwą, wypełniona jest lodem i śniegiem. Schodząc z jaskini ukazuje nam się widok na najbliższe otoczenie Bobotov Kuk.
Ogólnie wyglada to pięknie, tylko jak dla mnie śniegu jest zdecydowanie za duzo. Przewodnik wspominał wprawdzie ze czasem przydaje się czekan, raki i lina(!) no, ale liczyłem za większy skutek wiosennego, letniego i globalnego ocieplenia. Jednakże droga na przełęcz okazuje się calkiem do przejścia, Staramy się iśc od skały do skały.
Do przełęczy juz blisko...
Trawersy i podejścia w śniegu dostarczają dużych wrażeń. Wspinamy się jednak głównie po dobrze urzeźbionej skale, przechodzimy jakieś półki, Pod samą przełęczą jest wybór pomiędzy stromym śniegiem a bardzo kruchym terenem skalnym. Zdecydowanie wybieramy kamienie. W końcu ok. 13:30 jesteśmy na przełęczy. Widok całkiem sympatyczny, podoba mi się zwłaszcza zupełny brak śniegu ( ech ten zachód). Tutaj dzielimy się na dwie grupy. Jedna zostaje na przełęczy a druga w 30 min wychodzi na szczyt. Pod szczytem jedno miejsce gdzie łańcuch by się przydał.. No, ale skoro nie ma, to znaczy że i tak da się przejść. Widoki ze szczytu w dowolnie wybranym kierunku.
Bobotov Kuk. Widok na Sareni Pasovi
Bobotov Kuk. Widok na Prutasa
Bobotov Kuk. Widok na Śljeme.
Bobotov Kuk. Widok na Śkrcko Jezioro
Zejście idzie o wiele sprawniej. Ostatni odcinek od przełęczy zjeżdżamy po śniegu na tyłkach. To jest to! Dalej mamy schodzić przez Lokvice. Jednakże szlak i ścieżka są pod śniegiem, więc nie udaję nam się znaleźć rozstaju. Szlak uparcie i złośliwie kieruje nas w stronę Ledenej Peciny. No ale od czego mapa i chęć schodzenia inną drogą. Schodzimy 200m w dół na dno leja krasowego, gdzie wg mojego przeczucia i mapy powinien być szlak. Przy zejściu należało uważać by nie trafić na jakieś 30-50 m pionowej skały, ale jakoś się udaje znaleźć na dole w całości. A na dole szlak był. Schodzimy do jeziorka w Lokvicach. Stąd już blisko do Ivano Do, jednak na prostej drodze w dolince krasowej znów gubimy szlak, gdyż ten złośliwie znów jest pod śniegiem. Pozostaje mapa i kompas. Idzie się prawie jak w Gorganach. Kosówka i kamole. Po 20 minutach ścieżka się odnalazła i na resztkach sił schodzimy jeszcze 45 min do kempingu. Jesteśmy tam o 20. A więc droga zajęła nam 12 godzin. Uff...
Dzien szósty – środa
Na dziś ma być łatwiej. I chyba atrakcyjniej. Prutas. Ale wcześniej idziemy na spacerek nad Czarne Jezioro. Cisza, spokój i całkiem ładne ( no wręcz kiczowate) widoki
Czarne Jezioro. Widok na Medved
Czarne Jezioro. Widok na Crveną Gredę
No i czas na Prutasa. Podjeżdżamy do Dobri Do. Upał jak co dzień. Ruszamy. Po 20 minutach odsłania nam się Bobotov Kuk i wczorajsza przełęcz.
Po godzinie wychodzimy na przełęcz Śkrcko Zdrijelo. Robi się widokowo. Bobotov, Bezimeni i Sareni Pasovi. No i Prutas.
Widok z przełęczy na Sareni Pasovi i Bobotov Kuk
Podczas podejścia odsłania nam się słynna południowa ściana. O tak... warto było tu przyjechać.
W niecałe trzy godziny od wyjścia jesteśmy na górze. Na szczycie śnieg. No i widok...
Prutas. Widok na wschód. Bobotov Kuk, Sljeme, Sareni Pasovi
Zdjęcia, westchnienia, wpis do pamiątkowej książki i powrót.
Jeszcze spojrzenie w tył na południową ścianę Prutasa.
W niecałe dwie godziny jesteśmy przy samochodzie. Wracamy do Żabjaka.
Jak widać śniegu przy drodze do Żabljaka nie brakuje
Czas na zasłużony obiad. Okazuje się że w miasteczku ciężko o jakąś dobrą restaurację. W końcu znajdujemy jakąś. Dostajemy menu i przez 15 min kombinujemy z dość sporego wyboru jakie danie zamówić. Jak przyszło do zamówienia, to okazało się, że menu jest raczej książka kucharską lub książką życzeń, bo jest dostępne tylko kilka dań. Ech...
cdn...