Dziś dzień intensywnego zwiedzania, wyruszamy do Paryża . Mamy do przebycia 250 km około 3,5 godziny.
6.00 początek podróży.
Wycieczka nie może się nie udać, wszystko mamy zaplanowane. Mamy plan linii metra, wiemy jak kupić bilety (przynajmniej tak nam się wydaje, mamy instrukcję wydrukowaną z netu), mamy przewodniki, wiemy gdzie mamy zostawić auto.
Z tym wiąże się pewna historia, przed wyjazdem zbierając informację wiele osób ostrzegało prze poruszaniem się w mieście autem ze względu na olbrzymie korki i brak miejsc postojowych a im więcej mąż czytał, tym więcej utrwalał się w jego głowie obraz miejskiej dżungli.
Raczej innej opcji jak dojazd samochodem nie było więc trzeba będzie gdzieś zaparkować.
Z tego też powodu dniem na Paryż została wybrana niedziela licząc na mniejsze natężenie ruchu.
Dwa miesiące przed wczasami mąż otworzył mapę Paryża w google i „palcem na mapie” wybrał miejsce postoju które wydawało się być optymalne. Dobry dojazd z autostrady, ulica szeroka z miejscami postojowymi po obu stronach, poza centrum ale na tyle blisko aby dojść piechotą, dodatkowo tuż przy stacji z LPG których też jest ograniczona ilość we Francji.
Postanowił zweryfikować choć teoretycznie trafność swojego wyboru na forum o Francji. Niestety opinii pozytywnych brakło, a jedynie głosy dające niewielki procent szans na powodzenie, co przyczyniło się do porzucenia planu A.
Zaczął powstawać plan B podsunięty na tymże forum, tj. dojazd na obrzeża miasta, pozostawienie auta przy markecie i dojazd do centrum metrem. Tak więc mapa z parkingiem i przystankiem metra zostały wydrukowane, jak też trasa przejścia. Jedziemy.
Dojeżdżamy do przedmieści Paryża, na parking Carrefour, jest zupełnie pusto, jesteśmy pierwsi, możemy wybierać i przebierać w miejscach. Wystarczy tylko zaczekać aż otworzą szlaban, jest 9.30, pewnie nastąpi to o 10.00 w końcu to niedziela (we Francji w godzinach zamknięcia marketów wjazd na parking nie jest możliwy) – niestety nastąpi to dopiero jutro. Tak, tak, jest niedziela w kraju z 35-godzinnym tygodniem pracy w niedzielę się nie pracuje.
Dlaczego nie przyszło nam to do głowy w Polsce ?
Plan B legł, jako że nie było już planu C, D…. ani jakiegokolwiek innego planu a jedynie co mieliśmy w głowach to pierwotnie odrzucony plan A, postanowiliśmy go wdrożyć.
Nawigacja ustawiona, jedziemy, po drodze mijamy jeszcze kilka wolnych chodników gdzie można by zostawić auto ale jakoś przechadzająca się ludność pochodzenia kolonialnego jak i architektura rodem z „13 dzielnicy” Luca Bessona ostatecznie nas zniechęciły.
„Jesteś u celu prowadził cię Krzysztof Hołowczyc”, stanęliśmy na Bulwar Vincent Auriol wiza wi stacji benzynowej. Fart fartów, może to nie to samo co wygrać 50 mln w totka, ale zaparkować na miejscu upatrzonym na mapie 2 miesiące wcześniej, 1500km od tego miejsca i to w 3 metropolii Europy z 12 mln mieszkańców musi być łutem szczęścia.
Po tankowaniu, zapakowaliśmy ekwipunek na wyprawę i w drogę, do centrum mamy sporo do przejścia, sporo ale za blisko aby jechać metrem.
To był dłuuuuuuuuuuugi spacer – zaczęliśmy w punkcie Y i tam też zakończyliśmy. Zapraszam na fotorelację
Idziemy Bulwar de Hopital idzie się bardzo przyjemnie nad nami kolejka RER, mijamy rowery miejskie, których nikt nie dewastuje.
Mijamy ogród botaniczny Jardin des Plantes, a na jego terenie rzeszę biegających paryżan.
Naszym oczom ukazuje się wieża katedry Noter Dam. Majestatyczna budowla jest cudna.
Robimy kilka zdjęć i idziemy pod samą katedrę, przechodząc przez most Pont de l'Archevêché obwieszony kłódkami.
Kolejka do środka jest długa, oglądamy z zewnątrz i idziemy dalej.
A przed katedrą…
Idziemy wzdłuż Sekwany.
Fontanna Saint-Michel.
Dotarliśmy do Palais de Justice (Pałac Sprawiedliwości), mijamy targ pełen przeróżnych zwierząt.
Jednym z wielu mostów przechodzimy na drugą stronę wyspy.
I wtedy po raz pierwszy JĄ zobaczyliśmy. Obiekt marzeń mojej starszej pociechy i mój również. To między innymi dla niej tu przyjechaliśmy… wieża Eiffla.
Spacerkiem idziemy dalej.
Sąd kasacyjny, ostatnia instancja w sprawach cywilnych i karnych.
Most Pont Neuf
Na moście Point de Arts siadamy żeby odpocząć i coś zjeść. Zachwycają nas kłódki, symbol zamkniętej miłości, w końcu to miasto miłości.
Stąd prosto do Luwru. Jesteśmy na placu Napoleona „podziwiamy” szklane piramidy. Nie są urocze, ale na pewno interesujące.
Mały łuk triumfalny
Kilka godzin na zwiedzanie Paryża to za mało. Przez ogrody Tuileries, pełne rzeźb i turystów idziemy dalej.
Na placu Concorde robimy kilka zdjęć, to wydaje się nie realne, ale u jest naprawdę pusto i spokojnie.
Podziwiamy obelisk Ramzesa II i idziemy dalej. Jeszcze tylko muszę nacieszyć oczy Av de Champs – Elyesse i Łukiem Triumfalnym. Mój małżonek zapalony kibic kolarstwa przeżywa niedawno zakończony Tour de France.
Dalej już pod wieżę Eiffla. Jeszcze tylko po drodze korzystamy z futurystycznej toalety publicznej niczym z powieści Lema. Kolejka długaśna, ale pewnych potrzeb zahamować się nie da, szczególnie u dzieci.
Zdjęcie z sieci bo mąż miał pewne opory przed foceniem.
Idziemy dalej po drodze mijamy Grand Palais i jego mieszkańców.
Most Aleksandra III
Pałac Inwalidów
Kluczymy przepięknymi paryskimi uliczkami.
Wreszcie naszym oczom ukazuje się jej konstrukcja.
Tu już widać prawdziwy tłum. Szukamy idealnego miejsca do zdjęć, co nie jest łatwe. Jest taka piękna i taka….paryska.
Na Polach Marsowych są chyba wszystkie nacje świat, ludzie siedzą, piją wino, jedzą i rozmawiają. Niestety trzeba wracać.
Droga powrotna zdaje się nie mieć końca, idziemy i idziemy, dzieci marudzą, a my cały czas idziemy, co przystanek pokazujemy im na planie miasta że ta kropka to my a te kilka centymerów dalej jest autko. Już ze zmęczenia nie cieszy nas widok przepięknych uliczek. Chcemy tylko dojść do auta. Dochodzimy do Montparnasse i dalej do Bulwar Vincent Aurel.
Nasza paryska przygoda dobiegła końca, tylko jeszcze droga na camping. Jesteśmy bardzo zmęczeni. Jak się później okazało przeszliśmy ok. 20 km, nasze dzieci też!!! Zuchy. Było warto, jeszcze kiedyś tu wrócimy na dłużej i zwiedzę wszystko dokładniej.
Droga powrotna to niekończące się pola uprawne, i kilka wiosek, gdyby nie lekko pagórkowaty teren można by pomylić z węgierską pusztą.
P.S.
Nie taki diabeł straszny………………, w godzinach przyjazdu i wyjazdu tj. 9-10 i 17-18 miasto motoryzacyjnie wyludnione, minimalny ruch na drogach, dobitnie niech świadczy o tym fakt, iż praktycznie na większości świateł staliśmy w pierwszym bądź drugim rzędzie aut.
Nie odnosi się to natomiast do miejsc postojowych bo te jednak w większości były pozajmowane, jednak płynne poruszanie się po mieście dawało większe szanse znalezienia takowego. Plusem jest to iż parkowanie w soboty i niedziele jest darmowe.
Powyższe informacje tyczą się tylko dnia w którym byliśmy, czyli sierpniowej niedzieli.