Odcinek dziesiąty
Przebudziłam się jak zwykle pierwsza jak zwykle za wcześnie .
W pierwszym momencie nie wiedziałam co mnie obudziło ale coś najwyraźniej nie było w porządku .
Uniosłam głowę
-ranyyy co tak do cięzkiej cholerki wali wściekle o bladym świcie !!
Doczłapałam się do okna ostrożnie,
...podłoga wydała wesołe jęki na powitanie
Dopadłam do okna otworzyłam okiennice na szerokość .Łomot wzmógł się niewyobrażalnie . Znalazłam źródło dźwięku i zamarłam W odległości trzech domów zajadle i z prawdziwym opętaniem łomotał dzwon;)
Słyszałam go wieczorem ale uliczny, gwar pierwsze wrazenia i jakoś nie zwróciłam na niego aż takiej uwagi.
Teraz nie dało się nie zwrócić Nie było to dzwonienie odliczajace godziny Tylko wściekły zajadły łomot rozradowanego dzwonnika , który witał nowy dzień w Sutivanie:)
Wychyliłam się gwałtownie aby dojrzeć sprawcę mojej porannej pobudki. Brakowało mi kilka milimetrów
Nie było go jednak widać wiec postanowiłam go prędzej czy póxniej wytropić , stał się moja obsesją
.
Po 3 tygodniowym pobycie dzwon pokochałam ale rozróżniałam wszystkie łomoty z jakiej okazji za jaką przyczyną bo prawda jest taka , że dzwonników w Sutivanie mają nad wyraz pracowitych.
Łomoczą odliczając godziny, łomocza na powitanie zakończenie dnia i w południe pomijam msze święte, celebracje ,święto wyspy bo wtedy to chyba łomotało dwudziestu na raz;)
Po tak intensywnym poranku nie było innej rady jak ostatecznie rozpocząć dzień .Od takiej pobudki za pewne wstało całe miasto z wyjątkiem mojego małżonka , którego nie jest w stanie obudzić rozpędzone stado nosorożców .
Przygotowałam śniadanko myśląc czy od dziś będę zaliczać wszystkie wschody słońca . Klapałam szafkami bo w obcym domu pierwsze śniadanie gdzie sól gdzie widelce.
Po godzinie dzwon załomotał powtórnie leciałam na zabój przez wszystkie pokoje , żeby dopaść dzwonnika. Wskoczyłam jak ociężała łania na środek pokoju i okazało się , że nosorożce męża nie budzą ale ja mam talent .
Zerwał się biedak i patrzył na mnie nieprzytomnym wzrokiem co znów wyrabiam stałam z margaryną na środku pokoju . Mina małżonka była na tyle bezcenna , ze z wielkim trudem doszłam do kuchni rycząć szatańsko sama do siebie.
Udało sie w końcu zjeść śniadanie , wyszykować się na plażę . Rozpoczął się 2 dzień pobytu od standardowego wylegiwania
Doczłapaliśmy się do auta z całym majdanem. Ręczniki materace i cały osprzęt do rurkowego nurkowania
Dzieci cały pobyt najchętniej spędziłyby w wodzie co jest jak najbardziej oczywiste;)
Mniej oczywiste był fakt , że mąz godziny spędzał w tej pozycji
Kilka razy sprawdzałam czy się nie utopił.
a ja uprawiałam masochistyczny rytuał zmiany ubarwienia z wściekle jasnego na przepiękny brąz:)
Pierwszy i drugi dzień przystosowania sie do rysodupników skalnych był ciężki . Musiałam chyba wzbudzać spore zainteresowanie wieczną walką z recznikami .
Kładłam się na gotowym legowisku po czym jakiś uporczywie mały kamyczek wbijał mi sie w dowolnie wybraną częsć ciała ,wstawałam wyciągałam kamyczek ścieliłam ręczniczek i tak bez końca ,miało to same plusy bo opalanie w ruchu przynosi lepsze efekty;)
Po jakimś czasie oczywiście zatrudniono mnie do fotografowania piłki bo nie wiadomo jak długo pożyje biorąc pod uwagę materiał z którego była wykonana i twarde ostre niebezpieczeństwa rozsiane po całej plaży
Portret piłki ihihihihi
Żadna zabawa z czymś tak wielkim i dmuchanym nie kończy się dobrze Piłkę porwał wiatr i znosił w stronę Splitu.
Dzieci w głębokiej rozpaczy ;( Mała Mulina krzyczała do taty aby ratował przedmiot powszechnego uwielbienia:)
ale zuch tata uratował piłkę
Rysodupnik:)
Można się wystraszyć;)
Pierwszy dzień plażowania około godziny 16:00 uznaliśmy za zaliczony
Powrót do domku Kąpiel przebieranie z mokrego w suche . Każdy zajęty własnymi sprawami
Ja nieustająco byłam głeboko zaprzyjaźniona z lustrem sprawdzając efekty kąpieli słonecznej. Widać czy nie widać?
- Wieczorem będzie widać;) odpowiedział mąż , który jest przyzwyczajony do moich pytań dotyczących skali opalenia względem widoczności
Wieczorkiem postanowiliśmy pojechać na chwileczkę do Supetaru oddalonego ok 7 km
Taki krótki spacerek na lody
w tej miejscowości jest zdecydowanie więcej turystów co widac i słychać;)
no i co widać ihihihihihi? to faza wstępna najbardziej znienawidzona prawdziwe barwy wojenne;)
To my teraz zjemy lody a CDN jak tylko bedzie działał necik możliwie szybko:)